TELEFON DO TRENERA #5 – Dariusz Kantor (Wisłoka Dębica)


"Byłem jednym z pierwszych trenerów, szczególnie w tych niższych ligach, którzy wprowadzili ustawienie 3-5-2" – Dariusz Kantor

24 kwietnia 2020 TELEFON DO TRENERA #5 – Dariusz Kantor (Wisłoka Dębica)

Wraz z nadejściem 2020 roku nasze grono redakcyjne postanowiło, że warto rzucić nieco światła na rozgrywki, które z różnych powodów nie cieszą się tak dużym zainteresowaniem jak Ekstraklasa czy I liga. Konkretnie obraliśmy na cel szkoleniowców z czwartego poziomu rozgrywkowego, których jest aż 72. Piątym gościem naszego cyklu jest Dariusz Kantor – trener Wisłoki Dębica.


Udostępnij na Udostępnij na

Dariusz Kantor znacznie wyróżnia się na tle innych trenerów w III lidze. Niespełna 33-letni szkoleniowiec już teraz imponuje szeroką wiedzą oraz nowoczesnym spojrzeniem na taktykę. Tuż po zakończeniu swojej piłkarskiej przygody w Dębicy, Kantor postanowił od razu zabrać się za fach trenerski. I tak okazało się, że rozpoczął karierę szkoleniowca w tym samym miejscu, gdzie zawieszał buty na kołku.

Fascynacja włoskim spojrzeniem na futbol okazała się kluczowa w podejściu Kantora do treningów. Jego Wisłoka już w drugim sezonie wywalczyła awans do III ligi, gdzie udało się jej dość szybko wypracować bezpieczną przewagę nad strefą spadkową. Dziś zespół z Dębicy może pochwalić się najlepszą linią obrony w swojej grupie ligowej, a to wszystko na tle znacznie bogatszych rywali. Nie jest to kwestia przypadku, ale wynik ciężkiej i przemyślanej pracy z zespołem.

Jak Pan radzi sobie z obecną sytuacją? Odczuwa Pan już głód piłki, czy może korzysta Pan z przerwy by uzupełnić baterie?

Zdecydowanie, głód piłki doskwiera. Baterie można uzupełniać przez 2-3 tygodnie, ale nie przez cały ten okres, w którym się znaleźliśmy. Można powiedzieć, że takie „bezrobocie” oraz pracę w domu zaczęliśmy już 12 marca. Dlatego też tęsknię za boiskiem i mam nadzieję, że jak najszybciej na nie wrócimy.

Jest Pan z pewnością jednym z najmłodszych trenerów w III lidze. Skąd się u Pana wzięła tak wczesna decyzja o rozpoczęciu kariery trenerskiej? 

Wzięło się to z tego powodu, że w tamtym czasie grałem na boiskach III ligi. Stwierdziłem, że za niewielkie pieniądze nie ma sensu gdzieś dojeżdżać, bo akurat w Dębicy działała wtedy tylko liga okręgowa. Uznałem, że nie warto za słabymi pieniędzmi jechać po 100 km i tam grać w piłkę. Nie osiągnąłem na tyle wysokiego piłkarskiego poziomu, więc postanowiłem pójść w trenerkę.  Zrobiłem papiery UEFA B, poszedłem za ciosem i wyrobiłem później kategorię UEFA A. No i tak dostałem pracę w Wisłoce.

Z tego co wyczytałem, to w 2017 roku odbył Pan staż trenerski we włoskim Udinese. Jak Pan wspomina to doświadczenie? Czy zauważył Pan jakieś główne różnice między treningami Włochów, a naszymi?

Staż w Udinese był dla mnie jak dotąd największą inspiracją. Udinese za trenera Massimo Oddo grało nietypowo – trójką z tyłu, w systemie 1-3-5-2. To zainspirowało mnie, by wprowadzić taki system w Wisłoce pomimo tego, że wcześniej dobrze nam szło w systemie 1-4-3-3. Była to diametralna zmiana, ale teraz to fajnie to funkcjonuje i jestem z niej zadowolony.

Główne różnice w treningach między Włochami, a Polską? Na pewno baza szkoleniowa, w Udinese to był zupełnie inny wymiar. Na pewno boiska, praktycznie wszystkie równe jak stoły bilardowe. No i przede wszystkim: jakość piłkarska. Tutaj leży największa przepaść między zawodnikami polskimi. Wcześniej odbywałem staż w Niecieczy u trenera Michniewicza, gdy jeszcze grali w Ekstraklasie. Tam ćwiczenia niewiele różniły się od tych we Włoszech. Niestety jednak, intensywność i, przede wszystkim, jakość piłkarska to przepaść.

Gdy wprowadzał Pan u siebie system 3-5-2, to próbował Pan przenieść jakieś konkretne schematy z ligi włoskiej, czy raczej była to tylko ogólna idea, którą sam Pan rozwijał?

Zdecydowanie chciałem przełożyć to, co zobaczyłem we Włoszech. Zrobiłem sobie krótkie zestawienie między naszymi zawodnikami, a zawodnikami włoskimi i stwierdziłem, że jesteśmy w stanie przełożyć ten system na poziom czwartoligowy.

Miałem to szczęście, że na stażu byłem dzięki Pawłowi Bochniewiczowi, który jest moim szwagrem. On wtedy był jeszcze w szerokiej kadrze Udinese. Wszystkie jednostki treningowe miałem wobec tego z polskim tłumaczeniem. Miałem wytłumaczone praktycznie wszystkie treningi. Wiedziałem, dlaczego wykonano takie podanie, dlaczego jest takie ustawienie zespołu, dlaczego dany zawodnik zagrał w dane miejsce.

Mogłem więc przełożyć to na polskie boisko. Byłem jednym z pierwszych trenerów, szczególnie w tych niższych ligach, którzy wprowadzali to ustawienie. Można powiedzieć, że byłem w tym wypadku prekursorem. Myślę, że przyniosło to dużo dobrego naszej drużynie i wprowadzało spory mętlik w głowie naszym przeciwnikom.

Czy jest jakiś trener w Polsce bądź za granicą, na którym się Pan wzoruje? Mówił Pan wcześniej m.in. o trenerze Czesławie Michniewiczu. 

Zdecydowanie, jeśli chodzi o organizację gry w defensywie, to uważam trenera Michniewicza za najlepszego w Polsce. Jest bardzo dużo trenerów, z których staram się czerpać. Za granicą na pewno Pep Guardiola, bo jest trenerem nowej generacji i otwiera oczy na wiele spraw.

W Polsce pojawił się ostatnio bardzo ciekawy trener, Marek Papszun, który jest w Rakowie Częstochowa. O nim dobre rzeczy słyszałem już za czasów, gdy prowadził Świt Nowy Dwór Mazowiecki. W Polsce jeszcze takim trenerem jest Aleksandar Vuković, który robi rewelacyjną robotę w Legii.

Obecnie trenuje Pan drużynę, w której kiedyś Pan grał jako zawodnik. Jak wyglądała taka zmiana z perspektywy szatni i byłych kolegów z zespołu?

Przyjęli to dobrze. Uważam, że autorytet w szatni można wypracować tylko poprzez dobrą pracę. Gdy zobaczyli, że praca, którą wykonujemy jest na dobrym poziomie, to chłopaki byli zadowoleni. Nie wymagałem od razu, żeby mówili do mnie „Panie Trenerze”, to jakoś samo wyszło. Zobaczyli, że jest pewna cienka linia, której nie powinni przekraczać i na razie dobrze to funkcjonuje.

Miałem to szczęście, że przez rok byłem asystentem. Pozwoliło mi się to trochę wdrożyć i spojrzeć na piłkę seniorską z większym dystansem, biorąc przy okazji większą odpowiedzialność za cały projekt. Powoli wchodziłem do tej piłki, aż w końcu zostałem trenerem, z czego bardzo się cieszę i bardzo mi się to podoba.

Ostatnio Pana drużynie udało się awansować ponownie do III ligi. Jak Pana zdaniem wyglądają główne różnice między tym poziomem rozgrywek, a IV ligą? 

Oczywiście, istnieje kolosalna różnica w poziomie między III, a IV ligą. W IV lidze drużyny z czołówki, szczególnie w grupie podkarpackiej, prezentują dosyć wysoki poziom, ale w III lidze tych drużyn jest dużo, dużo więcej. W III lidze jest więcej drużyn, które można łatwiej rozpracować, bo są bardziej przewidywalne. Są tam ćwiczone pewne schematy, które przy dokładniejszej analizie, stają się powtarzalne i można się do nich przygotować.

W IV lidze wiele drużyn stosuje taktykę „raz się uda, raz się nie uda”. W III lidze drużny najczęściej mają już swój sprecyzowany styl. Na pewno jakość gry zawodników w III lidze jest wyższa, co bierze się też ze zdecydowanie większych pieniędzy. Także cała otoczka meczowa jest znacznie lepsza. Przynajmniej połowa III ligi to same uznane marki, które wiele lat grały na wyższym poziomie. To widać.

Przez to też pewnie cała infrastruktura stoi na wyższym poziomie. Organizacja meczów, stadiony…

Tak, zdecydowanie. Od razu widać, że mecze są tam świętem dla lokalnej publiczności. Myślę, że w I i II lidze wygląda to jeszcze lepiej.

W dotychczasowych rozgrywkach Wisłoka może pochwalić się jedną z najszczelniejszych defensyw w całej lidze, bowiem straciliście tylko 14 goli. Gdzie tkwi przepis na żelazną obronę?

Tak jak mówiłem, ja wiele czerpię od innych trenerów, czy to od Czesława Michniewicza, czy od bardzo dobrego Maurizio Sarriego. Prowadzę Wisłokę już trzeci sezon i przez trzy sezony mieliśmy najlepszą defensywę. W pierwszym sezonie w IV lidze mieliśmy najlepszą defensywę i zajęliśmy trzecie miejsce. W drugim sezonie awansowaliśmy do III ligi, także mając najlepszą defensywę, no i teraz też organizacja gry całej drużyny stoi na dobrym poziomie.

Całej drużyny, bo nie chodzi tylko o formację obrony. To jest nasza mocna strona. Zawodnicy złapali to, o co mi chodzi. Dwa, trzy razy w tygodniu dzielimy drużynę na formacje i ćwiczymy formacjami. Skupiamy się bardzo mocno na defensywie i uważam, że dobrze nam to wychodzi.

Z drugiej strony wydaje się, że Wisłoka ma problemy ze zdobywaniem goli – dotychczas zaledwie 22 gole w 19 kolejkach. Czy to jest coś, nad czym planuje Pan pracować? Czy jest to może nieuniknione przy stylu gry, jaki preferujecie?

Jest to problem, zdecydowanie. Doskwiera nam brak klasycznego napastnika. Najczęściej za bramki odpowiadają u nas pomocnicy, czy obrońcy. Jest to nasza pięta achillesowa. W tym okienku nie udało się nam pozyskać nowego napastnika. Po pierwsze, bo takich zawodników, którzy gwarantują pewną ilość goli, nie ma na rynku dużo, a po drugie, my jesteśmy kopciuszkiem finansowym. W porównaniu do innych drużyn w III lidze, my nie możemy sobie pozwolić na sprowadzenie klasowego snajpera. Taki gracz musi mieć niestety określoną gażę.

Mając takiego zawodnika w składzie, z pewnością uzbieralibyśmy więcej punktów i bylibyśmy wyżej w tabeli. Wiadomo, że klasowy napastnik to obecnie towar deficytowy. Nam przydałby się ktoś, kto czasem skorzystałby nawet z połowy sytuacji w polu karnym. Sytuacji w meczach nie brakuje, ale brakuje nam kropki nad i pewnej determinacji pod bramką przeciwnika.

Obecnie Wisłoka zajmuje 10. miejsce w ligowej tabeli. Co może Pan powiedzieć o planach drużyny na przyszłość? Czy celujecie w spokojne utrzymanie, czy może snujecie już jakieś plany o awansie?

Tak jak mówiłem, nie jesteśmy przygotowani na II ligę – to oznaczałoby już rozgrywki na szczeblu centralnym. U nas organizacja klubu stoi na poziomie czwartoligowym, taka jest prawda. Nie ma nikogo w klubie, kto byłby na etacie. Praktycznie wszyscy zawodnicy w klubie łączą grę z pracą albo nauką. Trochę baliśmy się tego awansu, ale na szczęście zaliczyliśmy dość miękkie lądowanie.

10. miejsce obecnie niewiele znaczy, bo tabela jest bardzo spłaszczona. Wygrywając jeden mecz możemy być dużo wyżej, a przegrywając – dużo niżej. Odległość od strefy spadkowej jest dość znacząca i sądzę, że fajnie byłoby ten sezon po prostu dograć i ogrywać młodszych piłkarzy bez większej presji.

Skoro już o zawodnikach mowa, to chciałbym przejść do tematu piłkarzy. Natknąłem się w mediach społecznościowych Wisłoki na informację, że drużyna trenuje razem za pośrednictwem wideokonferencji. Jak do tej pory sprawuje się taka forma prowadzenia zajęć? Piłkarzom się to podoba?

Piłkarze innego wyjścia nie mają… (śmiech) Takie treningi zostały zaordynowane i oni muszą to wykonywać. Wiadomo, że istnieją pewne problemy czasowe z zebraniem całej grupy, bo większość zawodników także pracuje. Czasami mają drugie zmiany i niestety, wtedy nie mogą trenować w domu.

Dla mnie to bardzo dobre rozwiązanie. Treningi prowadzi nam Bartek Makowski, trener personalny, który występuje w naszej drużynie. Trenujemy teraz na „Zoomie” 2-3 razy w tygodniu, a poza tym piłkarze jeszcze biegają. Przez 5 dni mają zatem wypełniony czas treningami, a dwa dni poświęcają na regenerację. Mimo więc, że nie mają treningów z piłką, to myślę, że po powrocie do normalnych zajęć zawodnicy będą dobrze przygotowani. Ja jestem bardzo zadowolony, bo każdego zawodnika mogę obejrzeć w okienku i widzę, że piłkarze wylewają ostatnie poty.

Czy oprócz takich treningów czysto fizycznych, czy podsyła im Pan jakieś schematy taktyczne do poczytania? 

Nie, raczej nie. Skupiamy się na razie na podtrzymaniu formy fizycznej. Mamy swoją grupę na WhatsAppie, gdzie wysyłam im czasem jakieś ciekawostki, czy fragmenty naszych meczów, żeby zawodnicy sobie je na spokojnie obejrzeli. Ale oprócz tego, staram się jeszcze nie zmuszać ich wytężania głowy.

Jeśli chodzi o Pana, to widziałem na Twitterze, że korzysta Pan z aplikacji „ProTrainUp”. Czy często wykorzystuje Pan nowoczesną technologię w pracy trenera? 

Tak, „ProTrainUp” jest ze mną już trzy albo cztery lata. Staram się tam robić konspekty treningowe, czy prowadzić dziennik. Tydzień temu wykupiłem sobie wersję premium do analizy wideo – Sport Live Tag – i sądzę, że będzie to z korzyścią dla mojego warsztatu i z korzyścią dla całej drużyny.

Przejdźmy jeszcze na chwilę do rozgrywek ligowych. Niestety, sytuacja tak się ułożyła, że Wisłoka rozegrała zaledwie jedno spotkanie po powrocie z przerwy zimowej. Jak wygląda kwestia utrzymania formy zespołu w takim wypadku? Najpierw trzymiesięczna przerwa kalendarzowa, a teraz kolejna przerwa, której końca nie da się określić.

Ciężko powiedzieć. Oczywiście, zawodnicy dostali swoje indywidualne rozpiski, ja dostaje ich wyniki biegowe. Widzę, że chłopaki regularnie z nami trenują. Sądzę, że forma fizyczna zostanie podtrzymania. Ale niestety, rozłąka z piłką, brak treningów w formacjach… tego będzie nam brakowało. Teraz taki miesiąc pracy z drużyną zdecydowanie by się przydał, przed ponownym startem ligi.

Planuje Pan zatem jakiś mini-okres przygotowawczy?

To zależy od tego. kiedy ruszy liga. Wiadomo, dla zawodników to nie jest przyjemne. Rozegraliśmy dotychczas kilkanaście sparingów w trakcie sezonu. Teraz może się okazać, że liga ruszy dopiero w sierpniu i zawodnicy ponownie będą musieli rozegrać tych kilkanaście meczów kontrolnych. Piłkarzom taka sytuacja nie służy, bo każdy z nich trenuje po to, by występować w meczach ligowych, a nie sparingowych. Jedynym pozytywem będzie to, że każdy rozpocznie z tego samego pułapu, każdy będzie miał tyle samo czasu na przygotowanie.

Ostatnio poznaliśmy plan PZPN na dogranie rozgrywek Fortuna 1. ligi oraz II ligi. Ciągle nie wiemy jeszcze tego, co będzie z III ligą. Czy ma Pan jakieś życzenie dotyczące tego, jak powinniśmy rozwiązać problem obecnego sezonu?

Ja mam swoje jasno sprecyzowane zdanie: chciałbym dograć ten sezon, który już zaczęliśmy za wszelką cenę, wtedy kiedy to będzie możliwe. Niezależnie od tego, kiedy byśmy go skończyli. Nawet, gdybyśmy musieli go dograć w sierpniu. Takie jest moje zdanie – powinniśmy dograć pozostałe kolejki, żeby dla każdej drużyny takie rozwiązanie było sprawiedliwe. Już teraz widać, że jeżeli byśmy nie dokończyli tego sezonu, to sytuacja między Hutnikiem Kraków, a Motorem Lublin byłaby nieciekawa.

Dogranie tylko kilku kolejek też mogłoby być niesprawiedliwe, bo niektóre zespoły będą grały z teoretycznie słabszymi, a inne z mocniejszymi. Dlatego ja uważam, że powinniśmy dokończyć stary sezon, choćby w lipcu czy sierpniu, zrobić 2-3 tygodniową przerwę i grać dalej.

W Holandii na przykład postanowiono odroczyć jakiekolwiek rozgrywki piłkarskie co najmniej do 1 września. Zakładając, że podobne rozwiązanie przyjęto by u nas, to nadal chciałby Pan kończyć obecny sezon, nawet we wrześniu?

Dokładnie tak, chciałbym żeby wszystko rozstrzygnęło się na zielonej murawie. Jeżeli będzie to do zrobienia, to nawet można przejść na system wiosna-jesień i zacząć nowy sezon wtedy, gdy będzie to możliwe.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze