TELEFON DO TRENERA #6 – Artur Woroniecki (KS Wasilków)


"Dostaliśmy drabinę, a teraz musimy sami się po niej wspiąć i spróbować po raz kolejny utrzymać się w III lidze" – Artur Woroniecki

10 czerwca 2020 TELEFON DO TRENERA #6 – Artur Woroniecki (KS Wasilków)
poranny.pl

Wraz z nadejściem 2020 roku nasze grono redakcyjne postanowiło, że warto rzucić nieco światła na rozgrywki, które z różnych powodów nie cieszą się tak dużym zainteresowaniem jak ekstraklasa czy I liga. Konkretnie obraliśmy na cel szkoleniowców z czwartego poziomu rozgrywkowego, których jest aż 72. Szóstym gościem naszego cyklu jest Artur Woroniecki – trener KS Wasilków.


Udostępnij na Udostępnij na

Nieczęsto zdarza się spotkać trenerów na niższym poziomie rozgrywkowym, dla których najważniejsze są długoterminowy rozwój drużyny oraz stawianie na młodych zawodników. Do takich bowiem zalicza się trener Artur Woroniecki. Swoją piłkarską oraz trenerską karierę związał z regionem, z którego trudno jest go wyciągnąć. Nic kosztem stałej pracy, popartej zaufaniem klubu, o które współcześnie trenerowi jest bardzo trudno. W Wasilkowie sytuacja jest stabilna, mimo że ubiegły już sezon drużyna zakończyła na ostatniej lokacie z zaledwie dziewięcioma punktami.

Aby coś zbudować, potrzebne są fundamenty. Takie w Wasilkowie zdaje się wypracowywać trener Woroniecki, który może liczyć na zaufanie oraz wsparcie klubu z Podlasia. Na efekty rozwoju zarówno drużyny, jak i całego klubu trener otrzymał kolejny sezon, w którym jego KS Wasilków dzięki przedwczesnemu zakończeniu sezonu zostaje w III lidze. O planach na nadchodzące miesiące, pracy z utalentowaną młodzieżą oraz pięknych chwilach trzecioligowego beniaminka opowiada jego szkoleniowiec – Artur Woroniecki.

Na początku chciałbym pogratulować utrzymania zespołu w III lidze. Pomimo sposobu, w jaki sezon został zakończony, chyba trudno jest się nie cieszyć z uniknięcia spadku?

Taka była decyzja Warmińsko-Mazurskiego Związku Piłki Nożnej, wynikająca z przepisów i wprowadzonej uchwały. Do rozegrania zostało jeszcze 15 kolejek, tak że można było powalczyć do końca o utrzymanie. Na pewno byłoby o to trudno, ponieważ liga nie była dla nas łatwa. Mimo to cieszymy się niezmiernie z otrzymanej szansy.

Uważa Pan, że była jakakolwiek szansa na dogranie sezonu?

Nie. Przy obecnej sytuacji epidemiologicznej w kraju nie było możliwości znalezienia przede wszystkim terminów do rozegrania pozostałych 15 meczów. III liga organizacyjnie jest nieporównywalna do poziomu ekstraklasy, I czy II ligi. Liga jest w większości amatorska, może w niektórych klubach półzawodowa. W naszym przypadku większość drużyny to młodzi zawodnicy, często studenci albo normalnie pracujący. Stosując nadal obecne zalecenia, trudno byłoby to wszystko pogodzić. Jedyna słuszna decyzja to ta, jaką podjęto.

Za niespełna 5 minut rozpoczniemy bój o pierwsze w tym sezonie ligowe punkty. Przy Konwiktorskiej 6 powalczymy z…

Opublikowany przez KS Wasilków Sobota, 31 sierpnia 2019

 

Wczoraj (26 maja 2020 roku – przyp. red.) odbył się Wasz pierwszy trening po ponaddwumiesięcznej przerwie. Start nowego sezonu zaplanowany jest na pierwszą połowę sierpnia. Klub jest po długich wakacjach i przed okresem przygotowawczym, zaplanowanym na aż 10 tygodni. Spotkał się już kiedyś Pan z podobnymi okolicznościami czy to zupełna nowość?

Informacja odnośnie do startu ligi nie jest jeszcze pewna. Z naszych wyliczeń wynika, że może to być 15 sierpnia. Wiemy, że II liga kończy rozgrywki 25 lipca, więc będzie potrzeba dwóch, trzech tygodni na przeorganizowanie swoich struktur oraz kadr. Co do okoliczności, które nas zastały…Dla trenera jest to normalny okres przygotowawczy, podobny do tego zimowego, który na poziomie III ligi trwa od 9 do 12 tygodni. Jest to porównywalna robota do obecnej, która będzie odbywać się w lepszych warunkach pogodowych. Dwumiesięczna przerwa od rozgrywek była długa. Po swoich zawodnikach widzę, że przepracowali ją solidnie, zgodnie z rozpiskami, które otrzymywali na bieżąco od połowy marca, kiedy przestaliśmy trenować całym zespołem. Wczorajszy 75-minutowy trening wyglądał przyzwoicie, było widać zaangażowanie. Oczywiście, brakuje im wyczucia piłki, ale poziom motoryki jest na dobrym poziomie. Przed nami 10 dobrych tygodni treningów i myślę, że spokojnie doprowadzimy chłopaków do takiego poziomu, jaki był w okresie marca.

Jak wyglądały zajęcia pod względem obostrzeń? Cała grupa mogła trenować wspólnie na jednym boisku, bez żadnych podziałów?

W tej chwili na boisku może znajdować się maksymalnie 22 zawodników. Trenowało 20, więc nie było żadnego problemu. Rekomendacje i zalecenia zostały zachowane, mieliśmy odległości takie, jakie trzeba, wykorzystaliśmy przestrzeń na całym boisku. To, co chciałem zrealizować podczas treningu, zostało zrealizowane bez przeszkód. Najważniejsze jest to, że zawodnicy wrócili na murawę szczęśliwi, uśmiechnięci. Co niektórzy z innym image’em, ale to jest młodość i niech tak będzie.

Jak klub przygotowuje się do walki o utrzymanie w kolejnym sezonie? Dostaliście od losu drugą szansę, którą szkoda byłoby zmarnować…

Dostaliśmy drabinę, a teraz musimy sami się po niej wspiąć i spróbować po raz kolejny utrzymać się w III lidze. Dużo dało nam te pół roku. Zawodnicy mieli okazje pograć i zmierzyć się na tle silnych rywali. Ja już wcześniej jako trener miałem obeznanie z III ligą. Zarząd jeździł na mecze wyjazdowe, oglądał te u siebie i zobaczył, że niedużo nam brakuje do tego, by na takim poziomie funkcjonować – organizacyjnie oraz jako zespół piłkarski. Klub jest przygotowany. Niedawno robiliśmy po raz kolejny kapitalny remont głównej murawy, będzie zdecydowanie lepsza niż w tamtym sezonie. Klub zobaczył, że niedużymi środkami można doprowadzić nasz obiekt do fajnego funkcjonowania. To samo dotyczy drużyny. Zawodnicy mają czas do 15 czerwca, żeby określić swoją przyszłość w klubie. Większość chce u nas zostać, ale są i tacy, którzy przez swoje prywatne obowiązki nie podołają. W ich miejsca będziemy szukali kolejnych zawodników. Takich, którzy przede wszystkim chcą się rozwijać.

Pana kariera trenerska w dużej mierze opierała się na pracy z młodzieżą. Tu można przywołać chociażby sukces z juniorami Jagiellonii Białystok, którzy pod Pańską opieką zdobyli mistrzostwo Polski juniorów w 2011 roku. Jak porówna Pan pracę z juniorskimi drużynami do prowadzenia Wasilkowa, III-ligowej drużyny seniorów?

Piłka seniorska a piłka młodzieżowa to są dwa różne światy. W tej drugiej liczy się przede wszystkim rozwój indywidualny, a za tym powinien pójść wynik sportowy. W piłce seniorskiej najpierw jest wynik, ale poparty jest rozwojem umiejętności całego zespołu. Dwa różne oblicza piłki nożnej. Fajnie, że chłopcy potrafią tę drogę przejść, z piłki juniorskiej do seniorskiej. Od tego trzeba zacząć, że jest dobry materiał ludzki,  który był dobrze prowadzony w poprzednich latach. Później ta ścieżka jest modyfikowana na potrzeby ich indywidualnego rozwoju. Jeżeli trener ma pomysł na zawodników i cały zespół, to jest szansa, żeby te dwa oblicza piłki pogodzić.

Jak obecnie wygląda sytuacja KS Wasilków pod względem młodych chłopaków, być może aspirujących do poważniejszej piłki?

Część młodych chłopaków – w naszym przypadku dwóch, trzech – ma możliwości, żeby zaistnieć gdzieś dalej. Ale żeby to się stało, muszą szybciej wskoczyć na wyższy poziom organizacyjny oraz sportowy. Powinni więcej od siebie wymagać, bo jeżeli tego nie będzie, to my jako trenerzy za dużego wpływu na to nie będziemy mieli. Żyjemy w pokoleniu telefonów, tabletów, laptopów. Coraz mniej czasu zawodnicy poświęcają na rozwój indywidualny. Jeżeli sobie gdzieś zakorzenią to, o czym teraz mówię, i stwierdzą, że to jest dla nich szansa – oprócz tych wszystkich nowinek technologicznych – to wszystko będzie dobrze. Ale to dalej zależy przede wszystkim od nich.

To, o czym Pan mówi, szybko do serca wziął sobie Damian Kądzior, którego można by rzec, to Pan posłał w świat. Można było wówczas spodziewać się takiego sukcesu obecnego zawodnika Dynama Zagrzeb?

Grupa z rocznika 1992, którą przejąłem w 2008 roku od Darka Jurczaka, oprócz umiejętności czysto piłkarskich była naprawdę bardzo fajną grupą pod względem charakterów. Czasami zdarza się tak, że umiejętności są, a charakter – pozbawiony chociażby zawziętości – nie do końca pasuje do uprawiania tego sportu. Damian był jednym z tych uparciuchów. Nigdy nie zrażał się tym, że coś mu przeszkadza lub nie wychodzi. Wiecznie mu zarzucano, że jest zbyt niskiego wzrostu. Okazało się, że chłopak ma zdecydowanie większe umiejętności piłkarskie niż potrzebny jest do tego wzrost. Dzięki temu oraz swojej zawziętości jest teraz w takim, a nie innym miejscu. A pewnie będzie jeszcze dalej, bo chłopak jest naprawdę inteligentny i wie, jak swoją karierę budować pod względem rozwoju indywidualnego oraz potrzeb zespołu.

W grupie tej znajdował się też Karol Mackiewicz. Czy według Pana tylko i wyłącznie liczne problemy ze zdrowiem (w tym zerwane więzadła) tak bardzo zahamowały jego karierę?

Karol miał różne etapy w swojej karierze. U mnie na początku też nie miał miejsca w składzie. Miał zdecydowanie mniejsze umiejętności piłkarskie. Do tego brakowało samodyscypliny, polegającej na tym, że chciał pokazać to, co potrafi, aniżeli podporządkować się regułom zespołu. Natomiast te kontuzje na pewno miały znaczenie. Karol miał dobre wejście do ekstraklasy, dobrze pokazał się w Jagiellonii, a później dostał szansę w Wigrach Suwałki. Tam rozegrał kapitalny sezon. Po pobycie w I lidze myślałem, że wróci do Jagiellonii i pogra na wysokim poziomie. Ale raptem jedna, druga, trzecia kontuzja i tak to w sporcie bywa. Są organizmy, które szybko potrafią wrócić po kontuzji, a są takie, którym trudno wrócić jest do profesjonalnej piłki.

Od lutego tego roku Karol Mackiewicz gra w Ruchu Wysokie Mazowieckie, który jest Waszym ligowym rywalem. W tym samym miesiącu mieliście okazję rozegrać sparing z nową drużyną Karola, który miałem nawet przyjemność oglądać. Czy możliwe jest, aby zawodnik po takich przejściach, lądujący w III lidze, był w stanie podnieść się i wykonać ostatni zryw w karierze?

To jest kwestia wiary w siebie, mentalności… Przede wszystkim głowa. Ja swoją karierę trenerską w piłce seniorskiej rozpoczynałem po zdobyciu złotego medalu z zespołem z okręgówki, który miał trzy punkty przewagi nad strefą spadkową. Ten zespół nazywał się KS Wasilków. Dla mnie nie było żadnej ujmy, że prowadziłem zespół w okręgówce. Miałem wtedy propozycje z III i IV ligi, ale stwierdziłem, że dany poziom organizacyjny klubu czy dana perspektywa w klubie nie pasują mi jako trenerowi, bo chciałem w dłuższym okresie coś zbudować. Żeby pracować na jakimś fundamencie. To samo jest z zawodnikiem. Jeżeli ma naprawdę podejście profesjonalne i przede wszystkim chęć do gry w piłkę, to dla tego zawodnika nie powinno być różnicy. Mackiewicz otrzymał szansę w ekstraklasie oraz I lidze, ale okazało się, że takie, a nie inne czynniki wpłynęły na to, że nie został na tym poziomie. Jeśli teraz znajduje się w III lidze, ale chce, to powinien sobie z tym poradzić. To nie jest żadna ujma dla chłopaka, że chce się odbudować na takim poziomie rozgrywkowym. Czasami łatwiej jest to zrobić w swoim środowisku, gdzie są koledzy i trenerzy, którzy cię znają. Wszystko po to, żeby później wyskoczyć na wyższe granie.

Do przerwy prowadzimy z Ruchem Wysokie Mazowieckie 1:0. Bramkę w 9 min. po kapitalnym podaniu Janka Pawłowskiego zdobył…

Opublikowany przez KS Wasilków Sobota, 22 lutego 2020

 

Kiedyś Pan wspomniał, że ten rocznik ’92, z którym wówczas – w 2011 roku – odnosił Pan sukcesy, był kopalnią złota w naszym regionie. Kolejnym takim miał być ’98. Ci zawodnicy kończą w tym roku 22 lata. Jak obecnie ocenia Pan ich sytuację? Nawiązuję m.in. do Mateusza Ostaszewskiego, którego – choć przez krótki okres – prowadził Pan w Olimpii Zambrów w 2018 roku.

Patrząc na Podlasie, to zdecydowanie więcej korzyści piłkarskich w tym momencie pokazuje rocznik ’92. Damian Kądzior jest wysoko, Kamil Zapolnik jest wysoko. Z tego, co wyliczyłem, siedmiu chłopaków zagrało na poziomie ekstraklasy. Damian dostał szansę debiutu w reprezentacji Polski. Na temat rocznika ’98 więcej na pewno powiedziałby Tomasz Kulhawik, bo to on odpowiadał za ten rocznik. Z Mateuszem miałem okazję popracować dosłownie przez chwilę, bo przez trzy miesiące. Moim zdaniem to jest zawodnik, który nie do końca potrafił wykorzystać swoje umiejętności, które miał oraz które nabył, przez bodajże trzy lata będąc w Borussii Dortmund. Widać było, że chłopak ma coś w sobie, ale nie do końca wiedział, w jakich momentach oraz sytuacjach wykorzystywać swoje atuty na potrzeby zespołu.

W zespole z rocznika ’92 był również Jan Pawłowski, który później miał swoje epizody w pierwszej drużynie Jagiellonii Białystok. Znany dla kibiców może być z szalonego spotkania białostoczan z Wisłą Kraków w 2015 roku, w którym za sprawą bramki strzelonej z przewrotki w ostatniej akcji meczu zapewnił swojej drużynie trzy punkty. Jak się okazuje, obecnie zawodnik Pańskiej drużyny.

Zgadza się. Powiem szczerze, że w Wasilkowie mam taką małą kolonię. Jest Grzegorz Nowajczyk, dwukrotnie wybierany na najlepszego bramkarza mistrzostw Polski zarówno w juniorach starszych, jak i młodszych. Do tego Adam Butkiewicz, który kiedyś był kapitanem w juniorach Jagiellonii, na zmianę z chociażby wcześniej wspomnianym Damianem Kądziorem. Jest i Janek Pawłowski. Łącznie trzech chłopaków z tamtego zespołu mam obecnie u siebie. Cieszy mnie to bardzo, że ci zawodnicy mieli możliwość spróbowania gry na wyższym poziomie. Różnie potoczyło się to w przypadku Janka. Duże umiejętności i serducho do gry, ale przez paskudne kontuzje często eliminowany był z gry. Przypomina się chociażby starcie ze Śląskiem Wrocław, w którym pękła kostka. Takie sytuacje zostają na długo w pamięci chłopaków.

Przeglądając Pana przeszłość trenerską, zastanawiam się, w którym momencie trenerskiej kariery się Pan obecnie znajduje.

Uważam, że cały czas się uczę. To jest dla mnie najistotniejsze, bo nie ma nic gorszego niż trener, który uważa, że wszystko zdobył. Fajnie, że świat idzie do przodu, że jest możliwość podglądania w internecie czy na stażach trenerskich najlepszych trenerów. Tak jak przeskakujemy z tych lig do lig, tak samo trener stara się iść do góry. Grałem na poziomie IV ligi jako trener, w tej chwili mam szansę grania półkę wyżej. Jestem zadowolony z poziomu, na którym się znajduję. Daje on mi szansę poznania nowej jakości pracy.

Chciałby Trener wykonać jeszcze krok do przodu? Trudno jest Pana wyciągnąć z Podlasia pomimo kontaktów z chociażby Legią Warszawa, w której po sukcesie juniorów Jagiellonii miał się Pan zajmować skautingiem lub młodzieżą.

W tej chwili pomysł na trenerów ludzi zarządzających polską piłką klubową jest straszny. Musisz mieć albo dobrego menadżera, jeszcze lepiej skonstruowany kontrakt, albo być w jakiejś spółce z prezesami, dyrektorami sportowymi, żeby zaistnieć dłużej niż na pół roku. Bo nie ma wątpliwości, że w innym przypadku powinie ci się noga i za chwilę cię nie ma. Ja miałem przykład na tym samym poziomie rozgrywkowym. III liga – Olimpia Zambrów. Chwilę popracowałem. Trzy miesiące i mnie nie było. Ludzie w klubie mieli inny pomysł niż ja co do pracy z zespołem i jego rozwoju. Wyjeżdżając z Podlasia, musiałbym podpisać naprawdę dobry kontrakt, żeby za sześć miesięcy wrócić i znowu tutaj pracować. W Polsce jest kilkunastu trenerów, którzy na poziomie ekstraklasy, I i II ligi co chwilę zmieniają miejsce pracy.

Wróćmy do klubu, który ponownie będzie bił się o utrzymanie. Co musi się stać, żeby KS Wasilków za rok grał dalej w III lidze?

Musimy zdobyć jak najwięcej punktów (śmiech). Na pewno trzeba wzmocnić zespół jakościowo. Dostałem zgodę na sprowadzenie trzech doświadczonych zawodników oraz trzech młodzieżowców. Poszukiwania tych chłopaków już trwają. Natomiast powiem szczerze, że ten okres zimowy wyglądał już naprawdę dobrze. Na sparingu, który pan sam widział, niczym nie odstawaliśmy Ruchowi, a wiele tych spotkań, które graliśmy jeszcze na jesieni lub właśnie w tych zimowych sparingach, pokazało, że jako zespół obraliśmy dobrą drogę. Uzyskaliśmy Grzegorza Makala i Jacka Stefanowicza. Są to piłkarze, którzy podnieśli jakość drużyny. I teraz szukamy następnych, żeby ta kadra była jeszcze silniejsza. Jesteśmy mądrzejsi o te kilka miesięcy gry na poziomie III ligi. Na początku każdy popełniany przez nas błąd był wykorzystywany bezwzględnie. Teraz wiemy już, że niektórych rzeczy nie wolno robić na tym poziomie, bo to kończy się bramką lub rzutami karnymi, przez które często traciliśmy bramki. Zawodnicy to, mam nadzieję, zrozumieli. Zresztą dla nich jest to naprawdę dobra sytuacja. Gdybyśmy teraz spadli do IV ligi, mentalność tego zespołu byłaby zdecydowanie niższa. Natomiast w momencie, kiedy dostaliśmy taką szansę, to zawodnicy wiedzą, że mają kolejny rok, aby rozwijać się indywidualnie, ale również jako zespół i klub. Dzięki temu będzie szansa, żeby na tym poziomie się utrzymać. Zasmakowawszy takich rzeczy jak na przykład mecz przeciwko Polonii Warszawa, chciałoby się to powtórzyć. To jest promocja dla siebie, klubu i miasta, którego burmistrz jest bardzo zadowolony z postawy drużyny. Tym samym zapowiedział, że będzie nas wspomagał organizacyjnie oraz finansowo. Zarząd klubu również stanął na wysokości zadania. Szereg inwestycji jest za nami, kolejne są zaplanowane. Wszystko po to, żeby ten klub szedł do przodu. Dużo dzieciaków – bo prawie 200 – mamy obecnie w klubie. Rozwój pierwszej drużyny pociągnął za sobą te młodzieżowe. Kto wie, może za trzy, cztery lata dzieciaczki, które w tej chwili mają po 13-14 lat, będą już zawodnikami pierwszego zespołu. Nawet teraz mamy w zespole trzech lub czterech wychowanków, którzy przeszli ten cały etap szkolenia. Są to chłopcy z rocznika 2001-2003. Idzie to w naprawdę dobrym kierunku.

Wspomniał Pan o meczu w stolicy, na który z miasteczka tuż obok Białegostoku wybrała się drużyna zamykająca tabelę III ligi. Mecz wygrany przez Wasilków 2:1 musiał być dla Pańskiej drużyny czymś wyjątkowym…

Zgadza się, ale powiem kolejną przewrotną rzecz. Na ten mecz do Warszawy pojechaliśmy bez dwóch podstawowych zawodników: Piotrka Dąbrowskiego, który brał tego dnia ślub, oraz Adama Butkiewicza, który na tym ślubie gościł. Nie dość, że udało nam się wygrać, to dostaliśmy również owacje na stojąco od kibiców na stadionie, co rzadko się zdarza na obiektach drużyn przeciwnych. Dostaliśmy je może nie za wielkie umiejętności, ale na pewno za determinację, wolę walki. Bardzo chcieliśmy to spotkanie wygrać, bo do tego meczu przystępowaliśmy po wcześniejszych ośmiu porażkach. Prezent idealny dla naszego kolegi z drużyny. Takie mecze pozostają później w pamięci całej drużyny.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze