W dzisiejszym cyklu wybieramy się w podróż na północ Europy, do kraju, gdzie znajduje się 15 aktywnych wulkanów, a mieszkający tam ludzie spożywają najwięcej na świecie coca-coli. Islandia, bo o niej mowa, może i nie jest uosobieniem raju, ale tam też kochają futbol i z naszego punktu widzenia jest totalną piłkarską egzotyką. O tej pięknej wyspie, tamtejszej piłce i kibicowaniu opowiedział nam Tomasz Łuba, który przez lata grał na Islandii, a dziś jest trenerem.
Wyspa leży na granicy dwóch oceanów – Atlantyckiego i Arktycznego – i pod względem geologicznym jest to najmłodszy obszar naszego kontynentu. Pierwsi osadnicy, jakimi byli wikingowie oraz Celtowie, pojawili się tam w IX wieku i dopiero co odkrytej ziemi nadali nazwę Snæland lub „śnieżna kraina”, z uwagi na wszechobecny śnieg. Dziś nazwę Islandia tłumaczy się jako „kraina lodu”, gdyż występują tam lodowce.
Pogoda na wyspie jest zmienna. W mgnieniu oka potrafi się ona zmienić, nagle słońce znika i pojawia się prawdziwe oberwanie chmury. Poza tym charakterystyczne dla islandzkiego klimatu są bardzo silne i porywiste wiatry, które momentami wieją z taką prędkością, że mogą przewrócić dorosłego człowieka. Jednak dzięki tym podmuchom wiatru powietrzne jest tam niezwykle czyste. Islandia to również przepiękna natura oraz słynne gorące źródła i gejzery. W całym kraju znajduje się ponad 750 takich źródeł. Sporo z nich jest dzikie, ale również w wielu z nich można się kąpać. Gorąca woda jest także wykorzystywana do ogrzewania islandzkich domów.
Nie jest to największe państwo na świecie. Powierzchnia Islandii wynosi nieco ponad 100 tysięcy km², mieszka tam zaś zaledwie około 360 tysięcy ludzi (nawet owiec jest tam więcej). Najliczniejszą mniejszością zaś są Polacy, na wyspie żyje około dziewięciu tysięcy naszych rodaków. Jednym z nich jest Tomasz Łuba – piłkarz, a dziś trener, który od 11 lat mieszka na tej pięknej wyspie.
Zapraszamy na rozmowę, która nieco wyjaśni nam islandzki futbol.
***
Swoją piłkarską karierę rozpoczął Pan od ŁKS-u Łomża, później było wypożyczenie do Wisły Płock i nagle… decyzja o wyjeździe w nieznane. Jak to się stało, że znalazł się Pan na Islandii? Z tego, co wyczytałem, to początkowo nie pojechał tam, aby grać w piłkę, prawda? Czym zatem się Pan zajmował?
Gdy skończył mi się okres wypożyczenia do Wisły Płock i wiedziałem, że muszę wrócić do ŁKS-u Łomża, w którym nie płacono w ogóle, zacząłem się zastanawiać, co robić. Wiedziałem, że nie ma sensu tego ciągnąć. Kolega zaproponował mi wyjazd na Islandię i postanowiłem z tej opcji skorzystać. Postanowiłem porzucić piłkę na jakiś czas i pójść do normalnej pracy, jak normalni ludzie. Opłacało się zrobić ten krok w tył, żeby później zrobić kilka kroków do przodu.
Jakie było pierwsze wrażenie po przyjeździe na Islandię?
Hmm, pierwsze wrażenie… genialnie. Można powiedzieć, że zauroczyłem się Islandią od pierwszego wejrzenia. Piękna wyspa, wspaniałe widoki. Tylko klimat trochę słaby, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Po jakim czasie zatęsknił Pan za grą w piłkę?
Od samego początku miałem to w głowie, żeby zaczepić się gdzieś i grać w jakimś klubie. Ze względu na pracę udało mi to dopiero po roku. Jeden z moich szefów poznał moją historię, zaprosił mnie do klubu na kilka treningów (był to trzeci poziom rozgrywkowy). Oczywiście, od razu im się spodobałem, mimo że miałem około roku przerwy. Wiadomo, poziom nie był tam za wysoki.
Na początku postanowili mnie wypożyczyć z ŁKS-u. Rozmowy między klubami trwały jakieś trzy miesiące. Miałem wtedy chyba jeszcze ważny 2-letni kontrakt z ŁKS-em, dlatego nie chcieli mi oddać mojej karty. Dzięki pomocy kilku osób z Łomży udało się to załatwić. Ostatecznie puścili mnie za jakieś drobne, jak dobrze pamiętam, było to około 2-3 tys. euro. Zresztą w Łomży wiedzieli, że nie mam zamiaru wracać do Polski, więc albo to wezmą, albo nie dostaną nic. Ehh… stare dzieje, stare czasy.
Jaka była największa różnica, która rzuciła się Panu w oczy podczas treningu? Czy ta jednostka treningowa wygląda zupełnie inaczej niż ta w Polsce, a może jest ona podobna?
Tu się trenuje tak samo jak wszędzie. Cały świat trenuje podobnie, tylko jest różnica w poziomie, jakości czy intensywności wykonywania tych ćwiczeń. Im lepszy klub, tym lepsi zawodnicy i tym samym większa intensywność. W islandzkiej ekstraklasie poziom jest dobry, jednak im niżej, tym coraz słabiej.
Od kilku lat poziom islandzkiej piłki rośnie. Prawdziwy bum nastąpił chyba po Euro 2016, na którym reprezentacja pokazała się z bardzo dobrej strony i stała się odkryciem tego turnieju. Jak ten rozwój kadry Islandii wpłynął na poziom tamtejszej ligi? Czy ma to jakiekolwiek przełożenie?
Z każdym rokiem poziom islandzkiej piłki się podnosi. Na pewno duża jest w tym zasługa sukcesów reprezentacji. Więcej dzieciaków garnie się do tego sportu, poza tym są coraz większe wpływy dla związku od FIFA czy UEFA. Pieniądze te są dobrze inwestowane. Powstają boiska, trenerzy się nieustannie szkolą, więc jakość piłki tylko rośnie.
Grał Pan w Polsce, przez ponad 10 lat mieszka i gra Pan na Islandii. Jak miałby Pan porównać poziom tych dwóch ekstraklas, to czy są one na podobnym poziomie? Czy któryś z islandzkich zespołów z łatwością poradziłby sobie, grając w naszej lidze?
Jest kilka klubów na Islandii (może dwa, może trzy), które mogłyby sobie poradzić w polskiej ekstraklasie. Myślę też, że mogłyby pokazać całkiem niezły futbol. Reszta zespołów też jest dobra, ale trudno im by było utrzymać się w PKO Ekstraklasie. W pojedynczym meczu na pewno mogłyby napsuć dużo krwi polskim drużynom, ale co innego jedno spotkanie, a co innego grać przez 37 kolejek.
Ostatnio wiele mówi się o szkoleniu młodzieży w Polsce – jak ono jest złe, że można robić to lepiej. A jak trenuje się młodych adeptów piłkarskich na Islandii? Temperatury chyba nie sprzyjają do gry w piłkę przez cały rok. Jak sobie z tym radzi tamtejsza federacja?
Ja bym tak nie narzekał na szkolenie w Polsce. Moim zdaniem stoi ono na dobrym poziome. Wiem, że wielu trenerów islandzkich lata na szkolenia właśnie do Polski i nas podpatruje. Na Islandii jest wiele hal pod dachem ze sztuczną nawierzchnią, gdzie można trenować cały rok. Trenerzy na Islandii są dobrze wyszkoleni, szkolenie jest na naprawdę wysokim poziomie. Federacja dba o młodzieży i prowadzi kursy dla trenerów. Sam zaliczyłem wszystkie szkolenia, które organizowane były pod okiem islandzkiej federacji. Bardzo sobie chwalę ich poziom.
Powiedzieliśmy już sobie o poziomie piłki, o szkoleniu, to teraz przyszedł czas na kibiców i otoczkę wokół spotkań. Na wspomnianym już Euro 2016 oprócz drużyny narodowej Europę zachwycili również kibice. Jak wyglądają mecze islandzkiej ekstraklasy? Czy cieszy się ona zainteresowanie wśród miejscowych, czy raczej nie przychodzą oni na mecze? Jak wygląda ta kibicowska oprawa, czy jest ona podobna do tego, co mamy na kontynencie, czy raczej fani aż tak nie angażują się w doping?
Kultura kibicowania na Islandii jest zupełnie inna niż u nas. Nie ma takiego dopingu ani też grupy ultrasów czy czegoś w tym stylu. Oczywiście są przyśpiewki kibicowskie, ale to wszystko jest takie spokojne. Jeśli chodzi o liczbę kibiców, to na te największe mecze potrafi przyjść około 3-4 tys. ludzi. Średnio na spotkaniu pojawia się jakieś 2 tys. kibiców. Jak wiadomo, na Islandii żyje 300 tys. osób, samych klubów jest całkiem dużo, więc ci fani są rozproszeni. Każdy wspiera swój zespół.
A jak wygląda kwestia rozpoznawalności na ulicach? Mieszka Pan na Islandii już ponad dziesięć lat, czy fani rozpoznają Pana i proszą o autografy?
Tak, ludzie oczywiście poznają mnie na ulicach. Szczególnie ci, którzy kibicują klubom, w których grałem. Ale nie ma tu czegoś takiego jak rozdawanie autografów czy robienie sobie zdjęć z kibicami. Jedynie największe nazwiska piłki islandzkiej mogą na to liczyć, czyli piłkarze, którzy grają poza wyspą, w wielkich europejskich klubach.
Ciekawi mnie także kwestia zarobków. Na jaką pensję mogą liczyć przeciętni piłkarze na Islandii? Czy na przestrzeni od 2009 roku do dziś bardzo się to zmieniło na korzyść zawodników? Z tego, co wiem, to jeszcze kilka lat temu łączono grę w piłkę z pracą, którą oferował klub, a jak jest dziś?
Pieniądze w tych czołowych klubach są dobre, ponieważ są to już zespoły w pełni profesjonalne. Większość zawodników ma profesjonalne kontrakty, jednak nadal w większości klubów grę w piłkę trzeba łączyć z pracą. Nie ma innej możliwości. Drużyn po prostu nie stać, żeby płacić piłkarzom tylko za ich grę.
Był Pan wyróżniającym się obrońcą, przyznano Panu kilka nagród dla najlepszego piłkarza. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek pojawiły się oferty z innych krajów? Jeszcze bardziej egzotycznych aniżeli Islandia?
Miałem kilka ofert, aby wyjechać i spróbować swoich sił w innym kraju, ale jakoś to wszystko się wysypywało. Może ja też jakoś nigdy mocno nie walczyłem o to, żeby coś zmieniać. Zawsze mówiłem, że czuję się tutaj dobrze i gra w piłkę na Islandii zawsze mnie cieszyła.
Czy temat powrotu do kraju był realny? To znaczy, chodzi mi o to, czy któryś polski klub był zainteresowany Pana usługami?
Nie, nigdy nie było tematu powrotu do Polski. Ja już tu się osiedliłem, założyłem rodzinę. Nie ma sensu wracać.
Najbardziej wyróżniający się piłkarze, z którymi miał Pan okazje grać na Islandii? Może jakaś anegdotka?
Grając tutaj, poznałem kilku ciekawych zawodników, ale to na pewno są nazwiska anonimowe, które raczej nic Wam nie powiedzą. Oczywiście też łączą się z nimi śmieszne anegdotki, jednak to, co w szatni, zostaje w szatni.
Czy islandzka szatnia mocno odbiega od tej polskiej?
Szatnia tutaj jest na pewno inna niż w Polsce. W naszym kraju jest więcej szydery, śmiechu, dowcipów. Na Islandii jest spokojniej. Zawodnicy też często przychodzą na trening prosto z pracy i widać u nich już zmęczenie całym dniem. Inna jest też po prostu mentalność zawodników oraz nie ma tu takiej presji na wynik, jaka jest w Polsce, gdzie każde spotkanie może być twoim ostatnim.
Znalazłem Pana wypowiedź sprzed jakichś trzech lat, w której stwierdził Pan, że kończy z grą w piłkę i skupia się na trenowaniu. Ale z tego, co widzę, to chyba dalej jest Pan aktywnym piłkarzem, przynajmniej nie znalazłem informacji, żeby oficjalnie zakończył Pan swoją karierę. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę. Czy trenowanie innych to kolejny etap w Pana przygodzie z piłką? Czy dalej Pan o tym myśli?
Ja już zakończyłem swoje granie. Od dwóch lat zajmuję się tylko trenowaniem grup młodzieżowych. Mam pod sobą dwie grupy dziewczyn w wieku 13-16 lat. Muszę przyznać, że poziom piłkarski kobiet na Islandii jest bardzo wysoki. Generalnie natomiast jako szkoleniowiec działam już dłużej, ale wcześniej łączyłem to z grą w piłkę. Teraz jestem tylko trenerem.
Na koniec chciałem zapytać o język. Nie wygląda on na prosty. Jak długo zajęło Panu nauczenie się go, aby posługiwać się nim w miarę komunikatywnie?
Z pewnością język islandzki do najłatwiejszych nie należy. Tym bardziej trudniej jest się go nauczyć, gdyż angielski w zupełności wystarcza. Przez pierwsze kilka lat mówiłem tylko po angielsku. Z biegiem czasu jednak zacząłem się uczyć islandzkiego i na ten moment znam go dobrze albo nawet bardzo dobrze. Udało mi się go opanować i porozumiewam się teraz tylko w tym języku. Zresztą uważam, że jest to też kwestia szacunku do kraju, w którym mieszkasz, żeby się uczyć lokalnego języka. Jeśli chcę w przyszłości być dobrym trenerem i zrobić karierę na Islandii, to wiem, że znajomość islandzkiego jest niezbędna, aby tego dokonać.