Kolejny miesiąc naszych podsumowań, który bez wątpienia na długo zapadnie nam w pamięci. W dziesiątym miesiącu działo się wiele. Od reprezentacji Polski, awansu na Euro 2016, przez Ligę Europy i mecze Ligi Mistrzów, aż po wydarzenia z naszego ekstraklasowego podwórka. Zapraszam na podsumowanie października 2015 roku.
Gdybym miał wskazać jedno wydarzenie, które przysłoniło wszystkie inne w październiku, to bezsprzecznie wybrałbym eliminacje do mistrzostw Europy we Francji. Cała Polska żyła awansem do elitarnego grona finalistów mistrzostw starego kontynentu. Warto przypomnieć, że październikowe boje nie były wcale takie proste. Na pierwszy ogień prawdziwa walka na śmierć i życie na Hampden Park w Glasgow. Polacy remisują 2:2 ze Szkocją po golu niezastąpionego Roberta Lewandowskiego w ostatniej minucie spotkania. Chyba każdy pamięta, że to mecz z kategorii tych największych dreszczowców, a ja do dziś nie wiem, jak piłka znalazła drogę do szkockiej bramki. Trzy dni później zwycięstwo z Irlandią na Stadionie Narodowym w Warszawie. Wielka feta, tańce, masa konfetti, ale przede wszystkim radość i widoczne poczucie spełnienia na twarzach zawodników i sztabu szkoleniowego. Polacy po raz drugi w historii zakwalifikowali się do turnieju finałowego mistrzostw Europy, moim zdaniem pierwszy z tak silną i zgraną paczką. Oby iluzoryczna nadzieja, którą tak dobrze znamy z poprzednich lat, w czerwcu przemieniła się w realny sukces. Jeśli chodzi o samych kadrowiczów, również w październiku Robert Lewandowski został nominowany do nagrody najlepszego piłkarza na świecie – Złotej Piłki.
TO ONI WYWALCZYLI AWANS ! BRAWO BIAŁO-CZERWONI ! pic.twitter.com/iR2VgOPShU
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) October 11, 2015
I o ile wspomnienia z sukcesów reprezentacji Polski mogłyby zająć całe podsumowanie, o tyle w październiku działo się dużo więcej. Pozostańmy jednak w temacie europejskiej piłki, jednak tym razem na poziomie klubowym. Zarówno Legia Warszawa, jak i Lech Poznań ostatecznie swą grą w europejskich pucharach nie mogą się chwalić pokoleniom, ale jednak w przypadku „Kolejorza” można mówić o małym sukcesie. Co prawda poznaniacy przegrali z FC Basel, jednakowoż zmazali plamę we Włoszech. Drużyna ze stolicy Wielkopolski wygrała pierwszy i, jak się okazało, ostatni mecz w tegorocznej edycji turnieju. Po szczęśliwym, żeby nie powiedzieć bardzo szczęśliwym spotkaniu mistrz Polski uporał się na wyjeździe z Fiorentiną. A w Warszawie? Wciąż kiepsko. Po przegranej z FC Midtylland w październiku przyszła kolej na porażkę z SSC Napoli. Gdyby tego było mało, przed samym końcem legioniści dołożyli remis z Clubem Brugge. Napisać, że październik 2015 roku był nieudanym miesiącem dla stołecznego klubu, to nic nie napisać.
Skoro wspominamy Ligę Europy, grzechem byłoby nie zajrzeć do jej bardziej prestiżowej siostry – Ligi Mistrzów. Nie mam zamiaru podsumowywać całościowo rozgrywek, jednak w październiku miało miejsce spotkanie, które na długo zapadnie mi w pamięci. Wcale nie myślę o meczu Arsenalu z Bayernem Monachium, w którym „Kanonierzy” wygrali 2:0. Z perspektywy czasu zauważyłem, że warto pójść nieprzetartym szlakiem i pominąć te topowe mecze, a wydarzy się coś, czego wcale się nie spodziewamy. Mowa o spotkaniu pomiędzy Bayerem Leverkusen a AS Roma. Osiem bramek, emocje do samego końca, powroty, walka, ale co tu opowiadać – najlepiej obejrzeć samemu.
https://www.youtube.com/watch?v=BCnWZg2t5Go
I tak kończymy przygodę z Europą i wracamy do naszej ukochanej T-Mobile Ekstraklasy. Podobnie jak wcześniej Piast Gliwice dalej zadziwia i dalej jest w formie, powiększa tylko przewagę punktową nad resztą stawki. W tej materii nic się nie zmieniło do dziś. Co jednak ciekawe, choć Lech Poznań w Lidze Europy radził sobie nieźle, to w październik 2015 roku w Polsce zamknął pod znakiem 16. miejsca! Gdyby tego było mało, lechici w dziesiątym miesiącu wygrali dopiero drugi mecz w sezonie – pechowcem została Legia Warszawa. Zostawmy mistrza jesieni i wciąż aktualnego mistrza Polski, bo październik był zdecydowanie miesiącem nowych trenerów. Pracę stracili Henning Berg i Maciej Skorża. I o ile ten pierwszy wisiał na włosku, ale szybko spadł, to drugi do końca był trzymany w niepewności przez zarząd klubu. Ostatecznie obaj polecieli, a że ławka trenerska nie lubi próżni, szybko znaleziono nowych szkoleniowców. W Lechu Skorżę zastąpił Jan Urban. Polak wrócił po średnio udanym wypadzie do Hiszpanii, a okazał się prawdziwym cudotwórcą, bo pod jego wodzą Lech ponownie błyszczy. W stolicy nowym trenerem został Stanisław Czerczesow. Rosjanin ze względu łatkę tyrana z miejsca stał się bohaterem memów, jednak dotychczasowy bilans w ekstraklasie chyba udowadnia, że metody zza wschodniej granicy dają radę.
Ostatni #Czerczesow pic.twitter.com/82lqQ39OqH
— Kuba Grzeszkowski (@KGrzeszkowski) October 7, 2015
Taki był październik 2015 roku. Trochę jak z aurą na dworze – te pogodne dla nas chwile z kadrą Adama Nawałki przeplatały się z tymi ponurymi z Legią i Lechem w Lidze Europy. Jednak dla mnie, chociażby padało cały miesiąc, to i tak awans reprezentacji Polski sprawi, że październik pozostanie słoneczny.