Rozegrał 262 spotkania w ekstraklasie. Od półtora roku jest zawodnikiem Widzewa Łódź. W rozmowie z iGol.pl opowiada o Widzewie, Lechu i bramce z Manchesterem City, mówi także, dlaczego kilka lat temu nie udało mu się wyjechać za granicę. Zapraszamy do lektury!
Na początku chciałbym zapytać o Waszą wiosenną dyspozycję. Oglądając mecze Widzewa wiosną, można odnieść wrażenie, że wyglądacie na boisku lepiej. Czy to kwestia dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego, obozu w Turcji?
Myślę, że przede wszystkim pracowaliśmy nad defensywą. Poprawiliśmy grę w obronie, to daje nam wyniki. W tej lidze, aby zdobywać punkty i wygrywać mecze, trzeba skupić się na dobrej grze obronnej.
Jak pracuje Ci się z trenerem Dobim? Zdążyliście już przyzwyczaić się do jego filozofii i sposobu pracy?
Runda jesienna i wiosenna były zupełnie inne z perspektywy taktyki i gry zespołu. Wydaje mi się, że nasza gra ciągle ewoluuje, kontynuujemy to, co daje nam wynik. Kiedy wpadniemy w dołek, szukamy innych rozwiązań. Nie możemy skupiać się na jednej taktyce czy podejściu, bo możemy zginąć od własnej broni. Jest tylko kilka drużyn w Europie, np. Manchester City, które grają swoje, każdy teoretycznie zna ich taktykę, a i tak trudno się im przeciwstawić.
W końcu udało Wam się przełamać na wyjeździe. Czy po tym zwycięstwie poczuliście ulgę?
Na pewno myśleliśmy o tym, że stworzyła się taka zła wyjazdowa seria. Można w skrócie powiedzieć, że była to dla nas ulga, ale nie możemy o tym myśleć, skupiamy się już na kolejnym wyjeździe, który może pomóc nam zbliżyć się do czołowej szóstki.
Wróćmy jeszcze do spotkania z Radomiakiem, w którym obejrzałeś czerwoną kartkę. Muszę powiedzieć, że oglądając ten mecz, miałem wrażenie, że byłeś bardzo zaskoczony decyzją sędziego. Po obejrzeniu powtórek ostatecznie się z nią zgadzasz?
Muszę zacząć od tego, że nawet zawodnicy Radomiaka byli zaskoczeni. Jeżeli drużyna przeciwna tak reaguje na czerwoną kartkę dla przeciwnika, to już coś znaczy. To była moja pierwsza bezpośrednia czerwona kartka w życiu. Sędzia szybko, bez konsultacji pokazał kartkę, miał swoje argumenty. Po części się zgodzę, że noga była uniesiona zbyt wysoko, ale nie był to z mojej strony zamierzony atak, nie było w nim agresji. Nawet nie poczułem tego kontaktu, przeciwnikowi nic się nie stało, ale rozumiem, że jesteśmy wyrzucani z boiska za sam zamiar.
Można powiedzieć, że zapłaciłeś za nią podwójną cenę, bo wykluczyła Cię z derbów.
Tak, ja miałem to „szczęście”, że nie wystąpiłem ani w pierwszym, ani w drugim meczu derbowym. Na pewno myślałem o tym, ale najważniejszy jest wynik na koniec sezonu, więc nie można przykuwać do tego aż tak dużej uwagi, mimo że wiem, jak ważne dla kibiców są te spotkania.
W barwach Widzewa miałeś okazje grać w I i II lidze. Jak porównałbyś te dwa poziomy rozgrywkowe? Czy jest pomiędzy nimi duża różnica, jeśli chodzi o poziom sportowy i organizacyjny?
Przede wszystkim, w I lidze nie jesteśmy już aż tak dużym faworytem. W rundzie jesiennej tego sezonu graliśmy ofensywnie, tworzyliśmy dużo sytuacji podbramkowych, których nie wykorzystywaliśmy. Później traciliśmy gola, trudno było nam odwrócić sytuację. Na zapleczu ekstraklasy w wielu zespołach jest więcej indywidualności, graczy z bogatą przeszłością czy po prostu jakościowych piłkarzy, którzy potrafią przechylić wynik meczu na swoją korzyść. Rywale są też lepiej zorganizowani w defensywie. Powiedziałbym jednak, że niektóre zespoły z I ligi powinny grać w II lidze, ale są też ekipy drugoligowe, które spokojnie mogłyby grać na wyższym szczeblu rozgrywkowym.
W obecnej kadrze Widzewa masz najwięcej występów w ekstraklasie. Młodsi koledzy często podpatrują Cię na treningach, pytają o rady?
Zależy od charakteru zawodnika. Są tacy, którzy chętnie pytają, chcą się czegoś dowiedzieć. Inni nie przywiązują do tego wagi. Chociaż ostatnio coraz częściej się to zdarza. Cieszę się, że moje zdanie jest ważne dla młodych kolegów. Moimi słowami staram się popchnąć ich do przodu, czuję odpowiedzialność, kiedy ktoś do mnie przychodzi z pytaniem.
Każdy wie, jak ważni w Widzewie są kibice. Mimo pustych trybun dobrze spisujecie się przed własną publicznością, zdążyliście się do tego przyzwyczaić?
Ten stadion na pewno jest dla nas pewnym handicapem. Przeciwnicy wiedzą, że dobrze punktujemy u siebie i trudno nam wyrwać punkty. Podobną sytuację miałem w barwach Korony Kielce. Niełatwo było nas pokonać na własnym stadionie. Musieliśmy się przyzwyczaić do pandemicznych warunków. Mecze ligowe mogą przypominać sparingi, a punkty ostatecznie liczone są tak samo jak w sytuacji, kiedy na trybunach siedziałoby 16 tysięcy kibiców. Musieliśmy nauczyć się grać przy pustych trybunach, bo ta różnica jest bardzo odczuwalna nie tylko w naszej lidze, ale nawet całej Polsce. Każdy mecz oglądał komplet publiczności.
Czujecie wsparcie kibiców mimo pustych trybun?
Kiedy wyjeżdżaliśmy na derby, żegnało nas wielu fanów, to było miłe, byli z nami w tym ważnym zarówno dla nas, jak i dla nich meczu. Przez pandemię niestety nie ma zbyt wielu okazji do kontaktu z kibicami.
W poprzednich sezonach wszyscy w Łodzi myśleli tylko o awansie do wyższej ligi, tylko to wchodziło w grę. Wydaje się, że w tym sezonie jest trochę inaczej. Jeśli uda się zrobić awans, to będzie bardzo dobrze, jeśli nie – nie będzie odbierane tak źle, jak było np. w 2019 roku.
Zgodzę się z tymi słowami. Można powiedzieć, że presja jest mniejsza, czuć to np. po rozmowach z zarządem. W niższych ligach obowiązkiem Widzewa było awansowanie rok po roku. Teraz inaczej to wygląda, nasi przeciwnicy wyglądają lepiej piłkarsko, kluby są też bogatsze, nie są to już anonimowe zespoły. Arka Gdynia, Górnik Łęczna czy Termalica to drużyny, które jeszcze niedawno grały w ekstraklasie. W niższych ligach Widzew był zdecydowanie największą marką, która musi jak najszybciej powrócić do ekstraklasy.
Czyli uważasz, że mniejsza presja może na Was wpłynąć jedynie pozytywnie?
Tak, może gdyby kibice mogliby być na stadionie, inaczej byśmy to odczuwali. Wiadomo, że po trzech zwycięstwach z rzędu fani zaglądają w tabelę. Do baraży z jednej strony jest blisko, ale z drugiej wciąż daleko.
Skoro mówimy o marce, klubem, w którym występowałeś i byłby odpowiedni do porównania z Widzewem, jest Lech Poznań. Jak porównałbyś zainteresowanie kibiców, otoczkę, społeczność kibicowską w obu klubach?
Cała Wielkopolska kibicuje Lechowi, jest jeszcze Warta, ale jej bym nie liczył, ma niezłą historię, ale kibiców Lecha jest zdecydowanie więcej. Kibice Widzewa pochodzą natomiast z całej Polski. Oba kluby należą do polskiej czołówki, jeśli chodzi o kibiców. Presja również jest na podobnym poziomie, ale cele w ostatnich latach zdecydowanie się różniły. Lech co roku walczy o mistrzostwo Polski i europejskie puchary, Widzew o powrót do ekstraklasy po bankructwie. Powiedziałbym, że mniejsza presja była w Lechu w walce o mistrzostwo niż w Widzewie, kiedy musieliśmy awansować do I ligi.
Przejdźmy teraz do pamiętnego gola przeciwko Manchesterowi City. Przeszkadza Ci, że niektórzy kojarzą Cię z jednej bramki, czy sądzisz może, że to dobrze, bo dała Ci ona w Polsce większą rozpoznawalność?
Jeśli można mówić o złej stronie tego gola, to na pewno oczekiwania względem mnie wzrosły wielokrotnie. W młodym wieku strzeliłem bramkę, którą było bardzo trudno przebić. Musiałbym chyba strzelić bramkę Realowi Madryt w Lidze Mistrzów, aby to pobić. Z drugiej strony, ostatnio nie było polskiej drużyny oprócz Legii, która miałaby okazję zagrać z takim klubem jak Manchester City. Patrząc na wyniki polskich ekip, nic nie wskazuje na to, aby coś się zmieniło, więc ta bramka robi się coraz bardziej wyjątkowa. Jest to dla mnie bardzo miła rzecz, mało polskich piłkarzy miało okazję strzelić gola takiej drużynie i jeszcze wygrać mecz.
Znalazłem informację, że jesteś kibicem Manchesteru United. Czy ta bramka była wyjątkowa też dlatego, że strzeliłeś ją lokalnemu rywalowi ulubionej drużyny?
Nie, nie patrzyłem wtedy na to w taki sposób. Chociaż z perspektywy czasu cieszę się, że był to akurat Manchester City. Trzeba jednak przyznać, że teraz nastały trudne czasy dla United. Robi wiele transferów, ma dużo pieniędzy, a wyniki nie są najlepsze.
W jednym z wywiadów mówiłeś, że miałeś opcję przedłużenia kontraktu z Lechem. Dlaczego z niej nie skorzystałeś?
Miałem 23 lata, zdobyliśmy z Lechem wicemistrzostwo, chciałem zrobić kolejny krok, wyjechać za granicę. Teraz wystarczy niewiele, dobra dyspozycja przez krótki czas i już wyjeżdżasz na Zachód. Zaufałem wtedy ludziom, którzy nie wywiązali się ze swoich obietnic. Mogłem zostać w Lechu na trzy lata albo zaryzykować. Ja podjąłem ryzyko, teraz pewnie bym tego nie zrobił. Wtedy myślałem, że będzie to dobra decyzja. Zabrakło mi tego kroku do zrobienia czegoś więcej w mojej karierze. Potem grałem tylko w polskich klubach, miałem niezłe momenty, ale byłem coraz starszy, ostatecznie nie udało mi się wyjechać.
Czy uważasz, że gdybyś strzelił tę bramkę w tym sezonie, kiedy Lech również grał w Lidze Europy, mógłbyś bardziej na tym skorzystać?
Jasne, że tak. Nie trafilibyśmy wtedy na zespoły takie jak City, ale na pewno byłoby mi łatwiej. Teraz coraz częściej polscy piłkarze wyjeżdżają za granicę. Nie mam do nikogo żalu, bo mogłem strzelić w sezonie np. 15 bramek i bym wyjechał. Teraz na pewno skauting jest lepiej rozwinięty, wielu polskich piłkarzy robi karierę w innych krajach. Może nasza liga jest słaba, ale można w niej znaleźć wielu utalentowanych zawodników.
Na koniec wróćmy jeszcze do Widzewa. W sobotę mierzycie się z Twoim byłem klubem. Jakie masz wspomnienia z pobytu w Zagłębiu Sosnowiec?
Przyszedłem tam zimą 2019 roku. Wtedy sytuacja w tabeli była bardzo zła. Chciałem rozegrać całą rundę i od nowego sezonu poszukać nowego klubu. Zaczęliśmy gonitwę, ostatecznie nie udało się wyjść z dołu tabeli i spadliśmy. Wiedziałem, że jeśli uda nam się utrzymać, to zostanę w Sosnowcu, tak była skonstruowana umowa. Gdybyśmy się utrzymali, może nawet grałbym tam do teraz.
A jak wspominasz stadion w Sosnowcu? Jest duża przepaść pomiędzy obiektami klubów, w których grałeś, a Stadionem Ludowym.
Myślę, że to jeden z najbrzydszych stadionów w Polsce. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że ten stadion jest ładny albo klimatyczny. Ostatnio graliśmy przeciwko Stomilowi w Olsztynie na równie starym obiekcie, chociaż tam szatnie są wyremontowane. Fajnie, że w Sosnowcu powstanie nowy stadion, a ten pewnie będzie miejscem treningów dla pierwszej drużyny. Każdy klub chciałby mieć taką bazę, podobnie było w Lechii Gdańsk.
Twój kontrakt z Widzewem wygasa po sezonie. Wiadomo, że w przypadku ewentualnego awansu umowa przedłuży się automatycznie. Co, jeśli nie uda się awansować do ekstraklasy?
Odbyliśmy z klubem wstępne rozmowy, ale w najbliższej przyszłości tak wiele może się wydarzyć, że nie umiem dziś powiedzieć, co się stanie. Do końca rozgrywek pozostało jeszcze dużo meczów i na tym obecnie się koncentruję.
Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia w dalszej części sezonu.
Również dziękuję.