Poniedziałek, 29 lipca. Dla wielu zwykła data, kolejny dzień w biurze. Nihil novi. Nawet kibice idący w tym dniu na mecz Pogoni mogliby powiedzieć: – To tylko mecz z Arką. Jednak nie dla mnie. Właśnie wtedy miałem okazję po raz pierwszy oglądać mecz z wysokości trybun w roli redaktora. Nie będę opowiadał o tym, dlaczego Zvonimir Kozulj to pan piłkarz, czy o tym, że Benedikt Zech zaraz stanie się jednym z najlepszych stoperów ligi. Nie znajdziecie tutaj też dogłębnych analiz bądź opinii, które zmienią Wasze życie o 180 stopni.
Do meczu podszedłem pełen ciekawości i miałem jedno założenie. Chłonąć wszystko jak gąbka. Nawet najmniejsze szczegóły i detale. Od historycznych walorów Szczecina i to, jak zastąpić laptopa, aż po to, którą nogą wbiega dany zawodnik na murawę. Widok z trybuny prasowej znacznie ułatwia oglądanie meczu czy poczucie jego atmosfery. Widać wtedy to, czego nie można dostrzec w telewizji, bądź można poznać inne osoby przebywające w tym samym momencie na trybunie. Jednak przed samym spotkaniem warto się zastanowić nad jednym. Czy Szczecin faktycznie jest tak zły, jak go malują?
Szczecin – wioska z tramwajami?
Szczecin leżący nad Odrą dopiero 26 kwietnia 1945 roku został zajęty przez wojska radzieckie, a w lipcu tego samego roku Polska oficjalnie przejęła ziemie. Natomiast na początku wojny, bo w październiku 1939 roku, powstało Wielkie Miasto Szczecin. Obszar Szczecina został powiększony sześciokrotnie i włączono w niego pobliskie miasta.
Co ciekawe, miasto służyło III Rzeszy głównie militarnie. Miasto w ciągu sześciu lat było aż 26 razy bombardowane, z czego ponad połowa nalotów miała miejsce w 1945 roku. Wszystko to było spowodowane lokalizacją miasta oraz tym, że było ono jednym z głównych ośrodków militarnych. Większość miasta została doszczętnie zniszczona i po Szczecinie zostały tylko tony gruzu.
Mały wątek historyczny już był, więc zajmijmy się tym, co tu i teraz. Często spotykam się z opiniami, że Szczecin to wioska z tramwajami. W opinii wielu osób nie ma w tym miejscu nic ciekawego i jesteśmy dla Niemców tanim marketem. Jednak czy naprawdę tak jest? Czy to miasto nie ma żadnych walorów estetycznych ani życiowych?
Kompletnie nie zgadzam się z tak nieprzychylnymi opiniami na temat Szczecina. Oczywiście, są lepsze miasta do codziennego życia. Wciąż daleko pod względem atrakcyjności czy poziomu życia do takich miast jak Poznań, Wrocław czy Gdańsk. Jednak nie róbmy ze stolicy województwa zachodniopomorskiego totalnej dziury, od której trzeba się trzymać z daleka.
W Szczecinie jest bardzo dużo lokalizacji wartych uwagi zarówno dla mieszkańca tego miasta, jak i dla przyjezdnego. Osoby zamieszkujące stolicę województwa zachodniopomorskiego nie mogą narzekać na brak miejsc do wyjścia na spacer czy też spotkań rekreacyjnych ze znajomymi.
Przede wszystkim Szczecin na tle innych wielkich miast w Polsce wyróżnia ilość zieleni. Wedle oficjalnych danych w Szczecinie można znaleźć szesnaście parków i 93 zieleńce. Najbardziej popularnym takim miejscem zlokalizowanym blisko centrum jest park Kasprowicza. Tak więc fani zieleni z całą pewnością znajdą tu coś dla siebie.
Jednak oprócz parków i zieleńców w Szczecinie również nieopodal centrum znajdują się Wały Chrobrego. Miejsce to jest świetnym tarasem widokowym i jednym z najbardziej obleganych miejsc w Szczecinie. Uważa się je za serce miasta i nie ma się czemu dziwić, gdyż to tam się dzieje zdecydowanie najwięcej. Szczególnie polecamy przyjść tam nocą bądź po zachodzie słońca, gdyż cała okolica wygląda wtedy pięknie.
Szczecinowi wciąż daleko pod niektórymi względami do wielu polskich miast. Jednak narzekanie na brak atrakcji, rozrywek czy miejsc do wspólnego wyjścia jest nie na miejscu. Zachęcamy przyjechać do stolicy zachodniopomorskiego i przekonać się na własnej skórze. Natomiast jeżeli samo miasto nie do końca przypadnie Wam do gustu, to wciąż blisko położone są morze oraz Berlin!
Obecny stan „Papricany”
Przyszedł czas na creme de la creme tego dnia, czyli mecz. W końcu głównie temu miał być poświęcony ten reportaż, jednak piszący zmienia zdanie i tematy równie często jak Paul Pogba fryzury czy kto woli Sebastian Abreu kluby.
Niestety, cytując piłkarskiego klasyka, pogoda nie do końca sprzyjała graniu w piłkę. Niespełna dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego padał deszcz i wszelkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że już tak pozostanie. Jednak ta pogoda w żadnym stopniu nas nie zniechęciła i pełni werwy wybraliśmy się na stadion przy ulicy Karłowicza 28.
Kilka minut spędzonych w tramwaju niestety nie dało nam poczuć atmosfery nadciągającego meczu. Raptem dwóch, może trzech kibiców miało na sobie szalik, jednak patrząc na obecny stan „Papricany” i fakt, że pod stadionem byliśmy półtorej godziny przed meczem, jest to w pełni zrozumiałe.
Nadszedł czas na odbiór akredytacji w okienku akredytacji. Przynajmniej tak było podane w mailu. W rzeczywistości okazało się, że zostałem odesłany do dwóch różnych okienek, zanim w końcu skierowano mnie do tego właściwego. Cóż, zdarza się.
Następnie po przejściu przez bramkę udałem się do klubowego sklepiku, aby kupić jednemu z redakcyjnych kolegów proporczyk „Portowców”. Trzeba przyznać, że proporczyk sam w sobie prezentuje się bardzo fajnie i znajomy na pewno będzie zadowolony z upominku. Nie pozostało nic innego, jak zrobić zdjęcie na tle murawy i trybun.
No właśnie, czego? Jakich trybun? Obecnie stadion to jeden wielki plac budowy, którego znaczną część powierzchni zajmuje piasek. Trzeba przyznać, że widok piasku zamiast trybun jest bardzo dziwny. Zwłaszcza zabawnie wygląda moment, w którym piłka posłana w teorii w trybuny ląduje na górze piachu, gdzie albo znika z pola widzenia, albo się ześlizguje na płytę boiska.
Natomiast trzeba oddać „Granatowo-bordowym”, że budowa stadionu idzie bardzo sprawnie i nowy-stary obiekt będzie robił wrażenie. Miejmy nadzieję, że stadion uda się jak najszybciej oddać do pożytku i kibice „Portowców” będą mogli się cieszyć nowoczesnym obiektem. Ci kibice zasługują jak mało kto na nowy stadion! Dodatkowo po prostu nie przystoi klubowi z ekstraklasy, aby grał z jedną trybuną i dwoma górami piasku przez kilka lat.
Trzeba przyznać, że wielką sielanką musi być pełnienie funkcji asystenta sędziego na stadionie w Szczecinie. Przynajmniej tego biegającego wzdłuż „sekcji piaskowej”. Za plecami nie ma nikogo, kto mógłby ciebie deprymować, rzucić w twym kierunku obelgą czy też jakimś przedmiotem. Jedynie można rzucić pod nosem, że piłkarze dostosowują się do poziomu trybun i grają piach. Przepraszam, koniec tych mało zabawnych żartów, musiałem.
Emocje w trakcie meczu
Oczywiście redaktor Stelnicki nie byłby sobą, gdyby czegoś nie pomylił i się gdzieś nie zgubił. Mimo że wcześniej byłem już kilka razy na stadionie, przez dobre kilka minut szukałem jakże oczywistego wejścia na trybunę prasową! Sam po odkryciu tego nie dowierzałem, że można być aż tak ślepym.
Kolejnym szybko zweryfikowanym moim ambitnym planem było zadanie pytania jednemu z piłkarzy w strefie mieszanej. Jednak kiedy uświadomiłem sobie, że moim jedynym dyktafonem jest ten w telefonie, a owa strefa jest na drugim końcu obiektu, stwierdziłem, że rzuciłem się z motyką na słońce.
Pierwsze, co się rzuciło w oczy i uszy po wejściu na trybunę prasową, to ochroniarz rozdzielający ludzi będących blisko barierek. Co chwila aż do pierwszego gwizdka sędziego musiał rozdzielać kilka osób, aby nie zasłaniały widoku z trybuny prasowej.
W tym momencie poczułem się niczym prawdziwy dziennikarz. Stop, raczej półdziennikarz. Dlaczego? Kolejną rzeczą, która mi się rzuciła w oczy, to mój ekwipunek, a raczej jego brak. Większość dziennikarzy dookoła miała ze sobą sprzęt, podczas gdy moim jedynym narzędziem były długopis i notes. Na szczęście w tym przypadku okazało się to wystarczające, jednak mam nauczkę na przyszłość, że warto na stadion wziąć coś więcej niż tylko to.
Wraz z wyjściem piłkarzy na murawę pojawił się w głowie redaktora spisującego reportaż pierwszy mętlik w głowie. Otóż wstać i wraz z kibicami odśpiewać hymn „Portowców” czy jednak siedzieć i zachować obiektywizm? W końcu teoretycznie jestem na meczu w roli dziennikarza! Szybko spojrzałem dookoła i zobaczyłem, że inni dziennikarze śpiewają, więc zacząłem i ja!
Mimo faktu, że na Stadion im. Floriana Krygiera mogło wejść raptem 4000 osób, atmosfera była bardzo dobra. Kibice cały czas dopingowali i można było faktycznie poczuć, że się jest na dobrym piłkarskim spektaklu. Jednak co naturalne, najgłośniej na trybunach było przy decyzjach sędziego, kiedy ten gwizdał na niekorzyść Pogoni.
Natomiast w trakcie meczu były też i takie momenty, kiedy to kibice dawali upust swoim emocjom głośniej niż przy decyzjach sędziego. Największym momentem negatywnych emocji było podyktowanie „jedenastki” na korzyść arkowców w doliczonym czasie gry przy stanie 1:0 dla Pogoni.
Natomiast dynamicznie zmieniło się to w grobową ciszę i chwilę konsternacji, kiedy Piotr Kwiatkowski w charakterystyczny sposób zasygnalizował użycie systemu VAR. Sędzia podszedł do monitora, po czym anulował decyzję o przyznaniu rzutu karnego. Cały stadion w euforii, kibice szaleją. Chwilę później mieli kolejną okazję do świętowania, gdyż Srdjan Spiridonović podwyższył wynik spotkania na 2:0.
W Szczecinie wyrasta nowy bohater?
W Szczecinie wyrasta nowy bohater w postaci Dante Stipicy! W reakcjach ludzi na stadionie i dziennikarzy wokół mnie gołym okiem był widoczny zachwyt nad Dante Stipicą. Cóż, nie ma się czemu dziwić, Chorwat swoimi niesamowitymi interwencjami nieraz ratował Pogoń z tarapatów w tym sezonie. Natomiast obrona sytuacji sam na sam z Antonikiem? Poezja! Nawet kibice zaczęli skandować jego nazwisko!
Dodatkowym smaczkiem dla kibiców Pogoni może być też to, jaki poza boiskiem jest Stipica. Były bramkarz CSKA Sofia sprawia wrażenie ułożonego człowieka, który się utożsamia z Pogonią i naszym krajem. Szybko zaczął naukę języka polskiego i internet obiegła fotografia Dantego trzymającego po meczu szalik „Portowców” przy kibicach. Takie gesty dają kolejne powody, aby się z kimś takim utożsamiać.
https://www.instagram.com/p/B0hUwt6ndN-/?utm_source=ig_embed
Kolejnym atutem Stipicy mogą być jego poprzednicy. W ostatnich latach barw Pogoni broniły takie tuzy, jak: Załuska, Kudła, Słowik czy też Bursztyn. Trzeba przyznać, że towarzystwo nie do końca imponujące i wprawiające w zachwyt. Pierwsze spotkania Chorwata są bardzo obiecujące i miejmy nadzieję, że będzie w stanie utrzymać poziom na dystansie całego sezonu.
Okropna kontuzja Drygasa
W końcówce spotkania Kamil Drygas po zamieszaniu w polu karnym Pogoni padł na murawę. Początkowo wydawało się, że uraz nie jest poważny, jednak Kamil przez kilka minut się nie podnosił. Wtedy już było wiadome, że kontuzja pomocnika jest poważna. Na stadionie zapadła cisza niczym makiem zasiał.
W końcu przyszedł czas na konferencję prasową. Pierwszy do tablicy został wywołany trener przyjezdnych Jacek Zieliński. Szkoleniowiec gdynian przyszedł na konferencję z nieco tęgą miną. Jednak nie ma się czemu dziwić. W końcu Arka przegrała 0:2 i po pierwszych dwóch kolejkach miała zerowy dorobek punktowy i bramkowy. Oto, co powiedział trener Zieliński na pomeczowej konferencji:
– Mimo porażki 0:2 nie mamy co się wstydzić naszej gry w tym meczu. Długimi fragmentami graliśmy jak równy z równym. Jednak efekt końcowy nie jest powodem do optymizmu. Ekstraklasa nie wybacza takich błędów, jakie my popełniliśmy, i sytuacji, których nie wykorzystaliśmy. Pogoń gra chyba najciekawszą piłkę w ekstraklasie. Gratuluję zwycięstwa i objęcia fotela lidera. Jest na tyle klasowym zespołem, że kiedy nie idzie jej z gry, ma jeszcze dobrych wykonawców stałych fragmentów gry. Niestety, w ten sposób nas trafiła.
Następnie po kilkuminutowej przerwie wszedł trener „Portowców” Kosta Runjaić. Właśnie wtedy wszyscy mieli się dowiedzieć, jak poważny jest uraz Kamila Drygasa. Po słowach szkoleniowca łatwo było wywnioskować, że jest to bardzo bolesna strata.
– Wygląda na to, że to ciężki uraz. Jego kolano jest niestabilne. W tej chwili więcej nie możemy powiedzieć. Jutro Kamil przejdzie serię badań i będziemy wiedzieć więcej. Chyba wolałbym przegrać, ale żeby tej kontuzji nie było. Kiedy zestawimy ze sobą, to jest mi bardzo przykro. Stąd też nastrój jest lekko przytłumiony. Gdyby można było zamienić zdrowie na wynik, tobym to zrobił. Zresztą drużyna też. To jest ta strona ludzka – mówił Runjaić.
Niestety, uraz okazał się bardzo poważny. Kamil Drygas zerwał więzadła w kolanie i teraz czeka go kilka miesięcy rozbratu z futbolem. Trzymaj się, „Drygi”! Mamy nadzieję, że wrócisz silniejszy!
https://twitter.com/d_trzepacz/status/1158038163249618944
Cóż, po udanym meczu Pogoni i debiucie w roli dziennikarza nie pozostało mi nic innego jak w dobrym humorze ruszyć w drogę powrotną do domu.
Trzeba przyznać, że możliwość bycia na meczu w roli dziennikarza jest fantastycznym przeżyciem. Polecamy każdemu, kto ma taką możliwość, wejście na mecz w roli czy to fotoreportera, czy też jako prasa. Zawsze z takich meczów można bardzo dużo wynieść, a z perspektywy trybun widać o wiele więcej meczowych czy też okołomeczowych smaczków niż z perspektywy kanapy. Świetne przeżycie i okazja do poznania innych ludzi będących blisko klubu czy też sportu.