Doskonale znamy ten scenariusz. Początek sezonu, wielkie nadzieje tuż po letnich przygotowaniach, a tu... klops. Pierwszy mecz przegrany, chociaż wydaje się, że to nic takiego - da się to zaliczyć pod falstart. Jednak gdy po ósmym spotkaniu na koncie Twojego zespołu widnieją zaledwie cztery punkty, to faktycznie można zacząć wątpić.
Na przekór trendom
Przyzwyczailiśmy się do tego, że włodarze ekstraklasowych klubów nie grzeszą cierpliwością do trenerów. Zwolnienie po trzech meczach? Nic prostszego. Gorsza seria pomimo wysokiej pozycji w tabeli? Każdy powód jest dobry, by dokonać zmiany na stołku trenera. Dlatego powinniśmy doceniać kluby, w których decyzje nie są podejmowane zgodnie z tym trendem.
Taką ekipą jest właśnie Pogoń Szczecin. Klub z Pomorza w ubiegłym roku przejął niemiecki szkoleniowiec, Kosta Runjaic. Były trener TSV 1860 Monachium nie zaliczył w Szczecinie wybitnego startu – wręcz przeciwnie, w pierwszych czterech spotkaniach zdobył zaledwie dwa punkty. Trudno było zatem mówić o efekcie nowej „miotły”, który tak bardzo lubią wykorzystywać prezesi klubów z Ekstraklasy.
Swego czasu mniej niż cztery mecze bez zwycięstwa dawały Januszowi Wojciechowskiemu podstawę do zwolnienia menedżera. Na szczęście w Pogoni Szczecin na stanowisku prezesa działa dużo rozsądniejszy człowiek, Jarosław Mroczek. Swoją funkcję piastuje już od przeszło siedmiu lat, tak więc nie ma przypadku w tym, że zarząd nie wykonuje gwałtownych ruchów również w przypadku trenerów.
Pechowy początek
Ostatecznie przejęta przez Runjaicia w listopadzie 2017 roku Pogoń dźwignęła się ze strefy spadkowej na dwunastą pozycję, po drodze zaliczając kilka efektownych zwycięstw, takich jak 3:1 z Lechią. Przedsezonowe transfery „Portowców” wydawały się być naprawdę interesujące – wzmocniono kulejący atak Michałem Żyrą, czy też dobrze prezentującym się w sparingach Algierczykiem, Soufianem Benyaminą. Pech sprawił jednak, że obydwaj złapali na starcie groźne kontuzje.
Dlatego już w trzecim spotkaniu ligowym z Zagłębiem Sosnowiec, Runjaic musiał wystawić na „szpicy” wszędobylskiego Adama Frączczaka. Na skrzydłach postawił na nominalnego obrońcę, Huberta Matynię i defensywnego pomocnika Zvonimira Kozulja. Nie mogło to przynieść niczego dobrego i Pogoń poniosła z beniaminkiem sromotną klęskę 0:3. Dla pełnego obrazu sytuacji dodajmy, że było to jedyne zwycięstwo Zagłębia od początku sezonu.
Paradoksalnie to spotkanie stało się punktem wyjściowym do poprawy gry Pogoni. Po serii trzech porażek w końcu udało im się zdobyć punkt w meczu z Cracovią (1:1) i nawiązać równorzędną walkę z ówczesnym liderem, Lechią Gdańsk (2:3). Runjaic podjął kilka odważnych decyzji personalnych – zamiast mało efektywnej trójki Frączczak – Kozulj – Matynia postawił na młodzież.
Trzeba nadmienić, iż w przypadku tego pierwszego zostało to wymuszone wykrytą chorobą, co po kontuzjach Żyry i Benyaminy było kolejnym ciosem dla Pogoni. Urodzony w Kołobrzegu 31-latek to kapitan i lider zespołu, a jeśli operacja obędzie się bez komplikacji to na murawę wybiegnie dopiero w przyszłym roku. Warto w tym miejscu wspomnieć o pięknym geście kibiców Pogoni, którzy w liczbie około stu osób zgromadzili się pod domem piłkarza, by udzielić mu wsparcia.
Młodzież rusza z odsieczą
Odtąd regularnie na boisku pojawiają się: 20-letni Sebastian Kowalczyk oraz 22-letni Adam Buksa, zmiennik Frączczaka. Ten drugi miał swoje pięć minut w wygranym 2:1 na wyjeździe pojedynku z Wisłą Kraków, gdzie zdobył dwie bramki. Coraz częściej szanse otrzymuje także niespełna 17-letni Adrian Benedyczak. Szczególnie przyjemnie ogląda się Kowalczyka, który imponuje odwagą w grze. Nie boi się wchodzić w dryblingi z bardziej doświadczonymi rywalami, a skutki tego widzieliśmy chociażby w spotkaniu z Wisłą Płock, gdzie zdobył bramkę i zaliczył asystę. O opinię na jego temat zapytaliśmy redaktora serwisu pogonsportnet.pl, Łukasza Lubkowskiego:
– Sebastian Kowalczyk to piłkarz, który zawsze gra z wielkim sercem i często rozmawiając o nim powtarza się: szkoda, że nie ma chociaż 5 centymetrów więcej. Na pewno warunki fizyczne przeszkadzają mu często na boisku, ale potrafi je też wykorzystywać, aby zdobyć przewagę nad przeciwnikiem. Radził sobie w 3-ligowych rezerwach, a to przecież niższe ligi słyną z twardszej gry, więc w Ekstraklasie nie powinno być tym bardziej problemu. Już od jakiegoś czasu dostawał szansę od trenera, jednak do meczu z Wisłą Płock brakowało liczb. Teraz pewnie w kolejnym meczu też wystąpi w pierwszym składzie, jednak będzie musiał dalej to potwierdzać dobrymi spotkaniami, ponieważ jak do zdrowia wróci Żyro oraz Delev to konkurencja będzie już dla niego bardzo duża. Warto też obejrzeć kulisy ze spotkań Pogoni, aby zobaczyć jak Sebastian żyje tym klubem. Często nawet jak nie był w kadrze meczowej to po zwycięstwie w szatni był tym, który ciągnął całą zabawę – powiedział Łukasz.
Sebastian Kowalczyk to piłkarz, który zawsze gra z wielkim sercem i często rozmawiając o nim powtarza się: szkoda, że nie ma chociaż 5 centymetrów więcej.Łukasz Lubkowski, pogonsportnet.pl
Ostatni z wyżej wymienionych, Benedyczak, mimo swojego wieku, rozegrał dobrych parę spotkań w lidze, na co również zwraca uwagę Łukasz:
– 17 lat i 7 spotkań w Ekstraklasie. Chyba wielu młodych zawodników marzyłoby o takich statystykach. I nie są to ogony, ale już kilkakrotnie spotkania od pierwszej minuty. Wydaje się, że są to dla niego jeszcze zbyt wysokie progi i trochę niepotrzebnie został wrzucony do tak wysokiej wody. Na pewno o wiele łatwiej byłoby wejść do drużyny, kiedy ta wygrywa. Benedyczak trafił natomiast na moment wielkiego kryzysu, a pogłębił go też mecz w Pucharze Polski z GKS-em Katowice. Adrian na boisku pojawił się w samej końcówce i mógł zapewnić Pogoni awans do kolejnej rundy, ale nie trafił praktycznie do pustej bramki. Tutaj boję się, że może do niego zostać przypięta łatka zawodnika, który nie nadaje się na Ekstraklase. Musimy pamiętać jednak, że ma on dopiero 17 lat i spokojnie mógłby grać w juniorach czy rezerwach. Teraz dużo zależy od niego czy minuty, które otrzymał w tym sezonie potraktuje jako dodatkową motywację do jeszcze większej pracy, czy może bardziej skupi się na nieprzychylnych komentarzach – przekonuje dziennikarz związany z Pogonią.
Pomimo niewątpliwej wtopy, jaką zaliczyli podopieczni Kosty Runjaicia w spotkaniu z I-ligowym GKS-em Katowice w ramach Pucharu Polski, kibice „Portowców” mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Klub w coraz większym stopniu korzysta z talentów wychowanych w Akademii Piłkarskiej Pogoni Szczecin, stamtąd pochodzą właśnie wspomniani wyżej Kowalczyk i Benedyczak.
Sebastian Walukiewicz w Pogoni zadebiutował w 2017 roku. Przede wszystkim duże wrażenie robiła jego pewność w grze i wyprowadzanie piłki. Obecnie słychać nawet plotki o Arsenalu, co może tylko świadczyć, jaka perełka trafiła się Pogoni.Łukasz Lubkowski, pogonsportnet.pl
Nie tylko piłkarze ofensywni należą do tej młodzieży w Pogoni. Wyróżniającym się graczem w defensywie jest 18-letni stoper, Sebastian Walukiewicz wychowanek MKP Gorzów Wielkopolski. Zachwala go również nasz ekspert z redakcji Pogoń SportNet:
– Sebastian Walukiewicz w Pogoni zadebiutował w 2017 roku. Przede wszystkim duże wrażenie robiła jego pewność w grze i wyprowadzanie piłki. Myślałem, że zagra w Ekstraklasie o wiele szybciej, ale na debiut musiał czekać aż do kwietnia. Ten sezon jest już w 100% jego i jeśli nie zdarzy się żaden kataklizm to najprawdopodobniej niedługo ze Szczecina odejdzie. Już tego lata był bardzo prawdopodobny kierunek włoski, jednak ostatecznie temat się wysypał. Obecnie słychać nawet plotki o Arsenalu, co może tylko świadczyć jaka perełka trafiła się Pogoni – zakończył Łukasz Lubkowski.
To na takich zawodnikach Pogoń powinna opierać swój zespół, bowiem w dłuższej perspektywie mogą oni zapewnić jej wielomilionowe dochody. Patrząc na styl budowy klubu przez prezesa Jarosława Mroczka, możemy być spokojni, że zainwestuje te pieniądze w dalszy rozwój tego projektu.