Korona Kielce wreszcie przełamała niechlubną passę. Dopiero wczoraj zanotowała pierwsze zwycięstwo na własnym stadionie od 30 października. Jednym z aktorów tego widowiska był Grzegorz Szamotulski, który po długiej przerwie, powrócił na boisko. Jak swój debiut ocenił popularny „Szamo”?
Niezwykle udany debiut w barwach Korony. Kilka świetnych interwencji i przede wszystkim zwycięstwo.
Zgadza się, najważniejsze w tym meczu były trzy punkty i do tego dążyliśmy. Trener nas uczulał, że najtrudniej wygrać 1:0. Nam ta sztuka się udała.
Co o tym zadecydowało? Ten mecz był bardzo ważny zarówno dla Was jak i dla Arki.
Graliśmy tak, jak w meczu z Lechią, tylko że wtedy straciliśmy przykrą bramkę kontaktową i przez to za bardzo się cofnęliśmy. Powtarzaliśmy sobie, że musimy zagrać z takim samym zaangażowaniem jak w poprzednim meczu. Graliśmy przede wszystkim do przodu. Dobrze funkcjonowała też gra w obronie. Staliśmy na trzydziestym metrze, blisko siebie, fantastycznie się przesuwaliśmy całą defensywą. Chwała dla chłopaków, że zagrali świetne spotkanie pod względem taktycznym.
Trudno jest wchodzić do bramki w trudnej sytuacji dla drużyny?
Przecież ja w piłkę nie grałem ponad rok (śmiech). Jeszcze wczoraj trener Gąsior ustawiał mnie jako libero, z czego chłopcy się śmiali. Dopiero dzisiaj się dowiedziałem, że wybiegnę w pierwszym składzie. Ale ja lubię wyzwania. Nie wiem, co będzie dalej, może w przyszłym tygodniu zrobią mnie kierownikiem (śmiech).
Biorąc pod uwagę, jak Pan pokrzykiwał na piłkarzy własnej drużyny, jak mocno zwracał im uwagę na błędy, które popełniają, na kierownika się Pan nadaje.
Zgadza się, ale nie chciałbym zabierać pracy Pawłowi Grabowskiemu. On jest na pewno lepszy ode mnie (śmiech).
Po tym meczu możecie być już pewni utrzymania?
Zrobiliśmy bardzo duży krok do utrzymania, ale mimo wszystko niczego nie możemy być pewni. Ale cieszy to, że wreszcie patrzyliśmy na siebie, a nie na innych. Ostatnio było na odwrót, zawracaliśmy sobie głowę rywalami, a sami graliśmy bardzo słabo.
I wreszcie uśmiechy zagościły na Waszych twarzach.
Dokładnie. Jak nie idzie, to trudno się uśmiechać. Nikt nie był w nastroju do żartów, nikt się cały czas nie śmiał. Wiadomo, wszyscy się przejmują losami drużyny. My piłkarze, prezes, pracownicy klubu i przede wszystkim kibice.