Na papierze: remis z Kazachstanem, zwycięstwa z Danią i Armenią. W rzeczywistości: dwa punkty stracone w beznadziejny sposób i dwie wyszarpane wygrane, w tym jedna chroniąca nas od kompromitacji. Prawdą jest, że w futbolu liczy się wynik, jednakowoż w eliminacjach do mistrzostw świata niewiele mniej ważne są dorobek bramkowy i terminarz. Sytuacja w grupie E: zajmujemy drugie miejsce tuż za plecami Czarnogóry. Nasi rywale mają jednak w talii kilka asów, takich jak przyszły mecz z Armenią i sześć goli do przodu przy dwóch naszych. To będzie długa zima.
Przede wszystkim warto na chwilę zawiesić oko na aktualnej tabeli naszej grupy eliminacyjnej. Na pierwszym miejscu plasuje się Czarnogóra z siedmioma punktami i dorobkiem bramowym 7:1. Kolejna lokata przypada w udziale podopiecznym Nawałki, którzy również zgromadzili siedem oczek, ale przy siedmiu strzelonych bramkach pozwolili sobie wbić aż pięć. Podium zamyka Rumunia, która skorzystała na fakcie porażki Danii z Czarnogórą w meczu rozgrywanym równolegle do naszego z Armenią.
Kolejne miejsca okupują Dania, Kazachstan i Armenia, która jako jedyna nie zdołała w trwających eliminacjach urwać rywalom choćby oczka. Inaczej sytuacja wygląda w obozie Kazachów – ci zremisowali zarówno z naszymi kadrowiczami, jak i z Rumunią w ostatnim z wczorajszych spotkań. Tak przedstawia się sytuacja w grupie E po trzech kolejkach. Do końca jeszcze dalej niż bliżej, ale wnioski, również te daleko idące, możemy wyciągać już teraz.
Bilans bramkowy
Zasady eliminacji są proste. Rywalizacja rozłożona jest na dziewięć grup, których zwycięzcy dostaną bilety bezpośrednio do Rosji, natomiast osiem najlepszych drugich miejsc będzie toczyło ze sobą baraże o cztery ostatnie przepustki na mundial. Gra toczy się w sześciozespołowych grupach, toteż trudno oczekiwać, abyśmy po zakończeniu głównej fazy eliminacji nie spotkali się z kilkoma identycznymi dorobkami punktowymi. W następnej kolejności decyduje właśnie różnica bramek. Na tym polu jesteśmy na szarym końcu drugich miejsc – tylko Azerbejdżan i Litwa mają, podobnie jak Lewandowski i spółka, dwa trafienia w zapasie. Dla porównania, Grecja ma bilans +7, a Portugalia nawet +10.
Nie chcemy dzielić skóry na niedźwiedziu, ale jedno jest pewne: przydadzą się nam zwycięstwa z różnicą większą niż jeden gol. 3:2 z Danią, 2:1 z Armenią – tak niewielka rozbieżność nie powala. Zwłaszcza kiedy spojrzymy na wyniki naszych grupowych rywali. Zarówno Czarnogórcy, jak i Rumuni mają już na koncie zwycięstwo 5:0 – odpowiednio z… Kazachstanem i Armenią. Abstrahując od faktu, że my z dwoma ostatnimi zespołami przechodziliśmy katusze, bilans bramkowy wymaga natychmiastowej poprawy. Co prawda walka toczy się o pierwsze miejsce, ale październikowe wieczory stawiają nad naszą dyspozycją duży znak zapytania.
Terminarz
Nie można przejść obojętnie obok kwestii najbliższych spotkań. Dokładnie za miesiąc zmierzymy się z Rumunami w Bukareszcie i to starcie będzie miało niebagatelny wpływ na układ sił w naszej grupie. W tym samym czasie Czarnogóra powalczy w Armenii, a Duńczycy ugoszczą Kazachów. Zakładając, że Czarnogóra poradzi sobie z Armenią, przynajmniej tak (nie)dobrze jak my, wygrana z Rumunią będzie nieodzowna. Nasz ostatni mecz pierwszej tury kwalifikacji zostanie rozegrany dopiero 26 marca 2017 roku. Zawodnicy z orzełkiem na piersi wyjadą do Podgoricy, gdzie Czarnogóra rozegrała jak dotąd tylko jedno spotkanie. O tym, jak dobre, dobitnie przekonała się kadra Kazachstanu.
„Trudny terminarz” to w grupie sześciu zespołów pojęcie abstrakcyjne, ale nasze poczynania zostały postawione pod ścianą już po pierwszym meczu, a więc po utracie dwóch punktów z Kazachami. Najbliższe spotkania reprezentacji Polski to starcia z Rumunią, Czarnogórą i ponownie z Rumunią. Przynajmniej sześć punktów może postawić nas w niezwykle komfortowej sytuacji, jednak z drugiej strony po niekorzystnych wynikach czasu może być zbyt mało, aby odrabiać punkty. Do tego należy dodać fakt, że w każdej chwili może obudzić się Dania – skądinąd zespół, z którym grało nam się najłatwiej z całej trójki zamykającej tabelę grupy E…
***
Jedna (a właściwie trzy) jaskółka wiosny nie czyni, ale jedno jest pewne – zwycięstwa po 3:0 z każdym z grupowych rywali można już włożyć między bajki. To już nie mistrzostwa Europy, na które bilety można było zgarnąć choćby z trzeciego miejsca. Nawet druga lokata w grupie eliminacyjnej nie musi oznaczać baraży. A nawet jeśli – czy starcia z Włochami, Islandią lub Holandią miałyby należeć do spacerków? Podopieczni Adama Nawałki lubią dostarczać nam rozrywki takiej, jak bramki w ostatniej sekundzie meczu, ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Jeżeli więc ma skończyć się szczęście, niech w parze z jego utratą przyjdzie rozsądne ciułanie punktów. Najlepiej już w pierwszym kwadransie.
Trochę tego nie rozumiem, w ostatnich eliminacjach po 3 meczach już musiało wkraczać liczenie i co by musiało się stać żebyśmy awansowali. Teraz gdy rzeczywiście punktujemy( w kiepakim stylu, ale za styl nic nie ma) i nadal wszystko zależy od nas nadal jest niedosyt... Ja jakoś wierze w tych chłopaków i dawno nie miałem takiego przekonania, że te eliminacje to tylko formalność. Co do tych wysokicg wygranych to brawa dla Czarnogóry i Rumuni, ale jeśli ktoś wierzył w to że Kazachstan i Armenia znowu tak wysoko przegra to był w błędzie. To nie są ogóry typu San Marino i potrafią kopać, dlatego w drugim meczu postawili mocno na obrone żeby nie bylo kolejnej kompromitacji.