Na Anfield Road przyjechał lider tabeli – Arsenal. „Kanonierzy” byli bez wątpienia faworytem spotkania. W końcu przegrali tylko dwa z ostatnich 17 meczów przeciwko Liverpoolowi w Premier League. Do tego piłkarze Kloppa grali ostatnio w kratkę. Nie udało im się pokonać w 3. rundzie Pucharu Anglii Exeter City.
Trzeba powiedzieć, że Liverpool lepiej zaczął ten mecz. Gospodarze udokumentowali to trafieniem Firmino. Był to drugi gol Brazylijczyka w Premier League. Niedługo później odpowiedział Arsenal, a dokładniej Aaron Ramsey. Tempo spotkania było bardzo szybkie, bo niedługo po tym Firmino znowu wyprowadził „The Reds” na prowadzenie. Brazylijczyk grał na pozycji napastnika. Klopp postanowił wystawić na środku ataku nominalnego pomocnika, mimo że mógł postawić na Benteke. Decyzja Niemca, delikatnie mówiąc, obroniła się. Następnie… tak, wyrównał Arsenal. Giroud zdołał pokonać Mignoleta po dośrodkowaniu Oezila z rzutu rożnego. „Kanonierzy” wyglądali, jakby nie wiedzieli, co się dzieje na boisku, ale po straconych bramkach potrafili rywalom odpowiedzieć. Wydawało się, że Arsenal powinien się załamać, ale „The Gunners” pokazali, że mają silną psychikę.
https://twitter.com/FootyLiveVines/status/687369026994061313
Za pierwszą połowę można na pewno pochwalić obydwie drużyny za stworzenie tak wybitnego widowiska. Takie mecze to najlepsza reklama Premier League. Świetnie grał Joel Campbell, choć nie udało mu się wpisać na listę strzelców. Zaliczył jednak asystę przy trafieniu Aarona Ramseya. Mesut Oezil zagrał poniżej oczekiwań. Z drugiej strony Firmino zaliczył występ na poziomie Alexisa Sancheza, którego zabrakło dziś na boisku. Na pewno taką grą udowodni, że zasługuje na miejsce w pierwszym składzie.
Liverpool 2-2 Arsenal Equaliser by Giroud https://t.co/Z2NappNLW3 #afc
— Obsessed Gooner (@Xeieshan_Gunner) January 13, 2016
W drugiej połowie kolejną bramkę dołożył Olivier Giroud i „The Gunners” wyszli na prowadzenie. Francuz strzelił 12. bramkę w 21. meczu w PL. Licząc od początku sezonu 2013/2014, tylko Sergio Aguero jest skuteczniejszy w lidze angielskiej od byłego piłkarza Montpellier. „Kanonierzy” byli początkowo bardzo pewni swoich umiejętności. Z kolei piłkarze Liverpoolu wyglądali na trochę zrezygnowanych. Trudno im się dziwić. Kiedy wydawało się, że Arsenal dopisze do swojego konta kolejne trzy punkty, to Joe Allen zdołał wyrównać w 90. minucie spotkania.
Campbell co forma. Wroci Sanchez i Walcott usiądzie. Zasłużenie.
— Jakub Żurawski (@jzvrawski) January 13, 2016
Przed tym spotkaniem „The Reds” mieli 22 bramki w 20 meczach. Dziś strzelili trzy gole, a mogli znacznie więcej. Pomimo braku tak kreatywnego piłkarza jak Coutinho potrafili grać naprawdę ładny futbol.
Nie wiem kto wymyslil Liverpool z Arsenalem we wtorek, kiedy w Polsce sypie śnieg, ale mu gratuluje i dziekuje.
— Michał Kołodziejczyk (@Michal_Kolo) January 13, 2016
Arsenal z jednej strony potrafił się dwa razy podnieść po ciosach rywali, do tego wyszedł na prowadzenie. Z drugiej strony stracił bramkę na 3:3, kiedy to się nie powinno stać. Nie powiódł się plan Wengera, czyli wprowadzenie na boisko Gibbsa czy Artety, aby utrzymać wynik. Ogólnie Liverpool zagrał w tym spotkaniu lepiej od „Kanonierów”. Arsenal trzy razy wypunktował przeciwników. Piłkarze Wengera powinni byli pokazać w tym spotkaniu naprawdę więcej jako główny kandydat do tytułu mistrzowskiego. Potwierdza się opinia, że Liverpool lubi grać z silnymi drużynami. Pokonali Leicester, Chelsea, Manchester City, a teraz zatrzymali Arsenal. „The Gunners” muszą jeszcze popracować nad formą prezentowaną w meczach wyjazdowych. W pięciu ostatnich spotkaniach rozgrywanych na stadionach rywali w Premier League tylko jedna wygrana.