Superpuchar Europy. Dzisiaj Tbilisi, kiedyś Warszawa?


11 sierpnia 2015 Superpuchar Europy. Dzisiaj Tbilisi, kiedyś Warszawa?

Kiedy w trakcie mistrzostw Europy w 2012 roku Komitet Wykonawczy UEFA podjął decyzję o rozegraniu Superpucharu Europy w 2015 roku w Tbilisi, kibice pukali się w głowę. Mówiono – okej, Kaukaz, ale czemu nie nowocześniejsze i bogatsze Baku? Wielu decyzję tę uznawało za irracjonalną i mogło mieć ku temu powody. Jednakże prawdą jest, że UEFA w ostatnim czasie takie miejsca promowała i zapewne promować będzie dalej.


Udostępnij na Udostępnij na

Od lat Superpuchar Europy kojarzono ze stadionem Stade Louis II w Monaco. To właśnie tam przez blisko piętnaście lat rozgrywano to spotkanie i miasto stało się synonimem tego prestiżowego meczu. W 2012 UEFA zmieniła jednak formułę superpucharu, zakładając, że co roku będzie odbywać się w innym miejscu. Wspólnym mianownikiem tych lokalizacji była mała pojemność stadionu. W Monaco mecz mogło obejrzeć niewiele ponad 18 tys. ludzi, w Pradze 21 tys., a w Cardiff prawie 33 tys.

Rekordowe zainteresowanie

Pod tym względem tegoroczna edycja superpucharu w Tbilisi będzie wyjątkowa. Sevilla i Barcelona zmierzą się na stadionie narodowym, który mieści blisko 55 tys. ludzi. Początkowo mecz miał zostać rozegrany na prawie dwa razy mniejszym stadionie im. Mikheila Meskhiego, ale decyzję zmieniono. W ten oto sposób tak ważna impreza po raz pierwszy rozegrana zostanie na Kaukazie.

Stadion im. Borisa Paichadze
Stadion im. Borisa Paichadze (źródło: footballtripper.com)

Dlaczego Tbilisi? UEFA już od kilku lat promuje ideę rozgrywania superpucharu w miejscach, gdzie piłka nożna na najwyższym poziomie jest raczej towarem deficytowym. Dodatkowo Gruzini zobligowali się zmodernizować stadion narodowy, aby przystosować go do warunków rozgrywania spotkania o takim prestiżu. Na stadionie pojawiły się nowe krzesełka i kołowrotki, a pomieszczenia klubowe przeszły konkretniejszy lifting. Łącznie na cały remont wydano, w przeliczeniu na polską walutę, ponad 33 miliony złotych. Co więcej, będzie to największy stadion, jaki do tej pory miał okazję gościć spotkanie Superpucharu Europy.

Mecz może przynieść też rekordowe zyski dla UEFA. To ona dostaje zyski z biletów (które będą rekordowe), reklam na banerach, no i oczywiście z transmisji telewizyjnych. A w samej Gruzji mamy w ostatnim czasie do czynienia z prawdziwym szałem wokół tego spotkania. W połowie lipca, kiedy gruzińska federacja rozpoczęła otwartą sprzedaż biletów, w wyniku zamieszek w kolejce po bilety rannych zostało kilka osób. Tak duże zainteresowanie spotkaniem wynikało jednak nie tylko z prestiżu spotkania, ale również z powodu ataku hakera, który uniemożliwił internetową sprzedaż biletów. Ostatecznie do sprzedaży trafiło 22 tys. wejściówek, które rozeszły się jak ciepłe bułeczki.

Promocja dla kraju i miasta

Superpuchar Europy to nie tylko doskonałe widowisko, ale także, a może przede wszystkim – możliwość zaistnienia miasta gospodarza w szerszej świadomości kibiców w całej Europie. Nikogo nie trzeba przekonywać, że spotkanie cieszy się zainteresowaniem na całym Starym Kontynencie i nie tylko. To pierwsze poważne starcie w sezonie o konkretną stawkę. Już dzisiaj Barcelona może stracić szansę na powtórzenie wyczynu z 2009 roku i zdobycia sześciu tytułów w sezonie. Z kolei Sevilla ma w końcu okazję wygrać to trofeum i zamieścić je w klubowej gablocie w miejscu, gdzie od dawna szykowano na nie miejsce. Takie starcie musi elektryzować.

Dlatego kto wie, czy to nie Gruzini zostaną największymi zwycięzcami tego spotkania. Mecz obejrzy cała Europa, a przed spotkaniem odbędzie się ceremonia, w której trakcie widzowie będą mieli okazję zapoznać się z gruzińską kulturą, która dla wielu z nas kojarzy się tylko z chaczapuri. Dodatkowo przed spotkaniem puszczony zostanie spot telewizyjny przedstawiający Tbilisi i Gruzję w pełnej krasie. Wzmianki o mieście pojawiać się będą we wszystkich mediach, a kilka stacji na pewno zdecyduje się przeprowadzić reportaże ze stolicy Gruzji, aby odpowiednio zbudować atmosferę wokół spotkania.

Marketingowo Tbilisi może tylko zyskać. Obecnie miasto kojarzone jest przede wszystkim z produkcją lokomotyw i kibice, którzy tu przyjadą, będą mieli okazję przekonać się, że jest to obraz stereotypowy. Stolica Gruzji słynie nie tylko z przemysłu ciężkiego, ale też pięknego starego miasta, którego wąskie uliczki czynią z niego niesamowite miejsce o niezapomnianym klimacie. Być może nie wystarczy im czasu na zwiedzanie, ale opowieści o mlekiem i miodem płynącej pobliskiej Kachetii albo możliwość zwiedzania skalnego miasta Upliscyche może zachęcić ich kiedyś do powrotu. Kto wie, może pojawią się jeszcze kiedyś w Gruzji, niekoniecznie w celach czysto piłkarskich.

Szansa dla Polski

W 2016 roku Superpuchar Europy zawita do norweskiego Trondheim, rok później do stolicy Macedonii – Skopje. Jak więc możemy zauważyć,  trend, o którym wspominałem, jest dosyć wyraźny. „Promujemy futbol, tam gdzie go nie ma, bądź jest, ale nie na najwyższym poziomie” – takie hasło przyświeca UEFA. W tym momencie można postawić pytanie, czy istnieje szansa na rozegranie spotkania w Polsce?

Jasne, że tak. Polska jest w stanie przedstawić kilka solidnych argumentów, które mogłyby przekonać europejskich działaczy, a za najważniejszy z nich można uznać doświadczenie w organizacji tego rodzaju imprez. Dodatkowo, w wyniku „boomu” stadionowego, jakiego świadkami jesteśmy w ostatnich latach, posiadamy doskonałą infrastrukturę i szereg stadionów, które idealnie spełniają wymogi UEFA w różnych konfiguracjach. Dlaczego różnych? Spójrzmy.

Jeżeli europejska federacja ponownie będzie chciała rozegrać spotkania na mniejszych stadionach, możemy zaproponować stadiony w Warszawie (Legia), Krakowie (Wisła) czy też nawet w Zabrzu. Niewykluczone jest jednak, że po sukcesie tegorocznego superpucharu UEFA pójdzie za ciosem i postawi na większe stadiony. Wtedy też będziemy mogli zaproponować areny, które gościły kibiców podczas Euro 2012, bądź (i ten pomysł mi się najbardziej podoba) Stadion Śląski, dla którego organizacja spotkania o takim prestiżu mogłaby być swoistym hołdem po kilkuletnim, przedłużającym się remoncie.

Dodatkowym argumentem jest fakt, że nie organizujemy Euro 2020, co sprawia, że UEFA może spojrzeć na nas przychylniejszym okiem i zrekompensować nam brak spotkań u siebie.

Z kolei na niekorzyść naszej kandydatury wpływa mała aktywność PZPN-u w tej sprawie, a także finał Ligi Europy, który rozgrywany był już w tym roku w Warszawie. Być może nie wyklucza to nas z wyścigu o organizację superpucharu, ale może spowodować przesunięcie jego organizacji w czasie.

Mimo wszystko osobiście wierzę, że będzie nam dane obejrzeć spotkanie tej rangi w Polsce nawet w bliżej nieokreślonej przyszłości. Na ten moment pozostaje nam zazdrościć Gruzinom piłkarskiego święta, którego dzisiaj doświadczają. Oby kiedyś nam dane było to ponownie odczuć.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze