Stadion Narodowy nie jest już naszym atutem


Na meczu z Łotwą na Stadionie Narodowym może zostać pobity „rekord” najniższej frekwencji

19 listopada 2023 Stadion Narodowy nie jest już naszym atutem
Jacek Pietrasik

W Polsce nie brakuje ludzi zainteresowanych piłką. Zachwycamy się dopingiem na meczach polskich klubów. Nie da się przejść obojętnie obok wypełnianych coraz szczelniej stadionów w ekstraklasie. Komplety notują już nie tylko Widzew i Legia, ale także Raków, Radomiak, Pogoń, Zagłębie czy Śląsk. Jednocześnie Stadion Narodowy kojarzy się z drogim piknikiem, wuwuzelą, kiełbasą w bułce oraz telebimowymi hasłami „machajmy szalikami” i „POL-SKA”. We wtorek Polska zagra z Łotwą, a pytanie brzmi czy frekwencja przekroczy 50%?


Udostępnij na Udostępnij na

Kilka tygodni temu, w tej samej Warszawie, trzy kilometry od Stadionu Narodowego, podczas meczu Legii Warszawa z Aston Villą, mieliśmy do czynienia z fantastyczną i fanatyczną atmosferą. Pod wrażeniem byli wszyscy, także Unai Emery, szkoleniowiec The Villans, który podkreślał, jak dobrą atmosferę stworzyli kibice „Wojskowych”. Można zaryzykować stwierdzenie, że to wręcz trybuny wpychały piłkę do bramki faworyzowanych Anglików.

Czy podobnie nie było wiosną w wygranych meczach Lecha w Lidze Konferencji z Bodo/Glimt i Djurgarden? Czasem wypełniony po brzegi stadion pozwala wznieść się ponad szczyt swoich możliwości, a rywali tremuje. Może dlatego w meczu Lecha z Bodo, Vetlesen w idealnej sytuacji pocelował w sektor gości, a Ishak trafieniem dał awans.

Reprezentacje też mają swoje twierdzę

W futbolu reprezentacyjnym także są stadiony, na których grasz przeciwko całej społeczności, a nie tylko jedenastce na mniej lub bardziej zielonej murawie. Żeby daleko nie szukać – nasz wrześniowy wyjazd do Albanii. Tam, od pierwszej do ostatniej minuty śpiewający tłum żywiołowo reagował na wydarzenia boiskowe, dając gospodarzom mentalną przewagę, która nakręcała się z każdą minutą. Albania tego meczu nie wypuściła. Tak jak całych eliminacji, w piątek Albańczycy awansowali na drugie Euro w swojej historii. Rozsypana drużyna nie ma czego szukać ani tam, ani na całych Bałkanach. Swoje twierdze mają także Duńczycy na Parken czy Węgrzy na Puskas Arenie.

Stadion Narodowy upada coraz częściej

Co innego PGE Narodowy. Kiedyś nasza twierdza, niezdobyta w meczach o punkty przez 8 lat, od Fornalika do Sousy. W ostatnich dwóch latach regularnie podbijana. Kontynuując metaforę twierdzy – gdy pierwszy raz została zdobyta, dotychczas znane sposoby obrony przestały być skuteczne. Każdy może tu przyjechać i bez strachu powalczyć. Odkryta została recepta na wywiezienie punktów z Warszawy. „Biało-czerwoni” nie potrafią odbudować swojej potęgi, co więcej coraz słabsi rywale się nam stawiają.

22 marca 2013 roku dotkliwie polegliśmy w meczu eliminacji MŚ z Ukrainą 1:3. Była to połowa kadencji Waldemara Fornalika, niecały rok później kadra Nawałki przegrała towarzysko ze Szkocją 0:1. A potem długo nic. 21 meczów bez porażki na Narodowym, rozpoczęte od historycznego zwycięstwa z Niemcami 2:0. W międzyczasie nie znajdowały na nas sposobu także Anglia, Dania czy choćby Urugwaj w meczu towarzyskim. Aż do listopada 2021 roku i meczu z Węgrami. Decydujące spotkanie o rozstawieniu w barażach do MŚ w Katarze. Robert Lewandowski wybrał kręcenie filmu autobiograficznego oraz imieniny Rafała Brzoski, Paulo Sousa został zaskoczony przez Madziarów i twierdza upadła. Węgrzy wygrali 2:1, a nas uratowało nie najgorsze losowanie oraz sytuacja geopolityczna.

Kolejne dwa spotkania na PGE Narodowym to porażki 0:1 z Belgią i 0:2 Holandią w Lidze Narodów za kadencji Michniewicza. Później przyszły zwycięstwa z Albanią, Niemcami i Wyspami Owczymi, by znowu się skompromitować. Inaczej nie możemy nazwać remisu u siebie z Mołdawią. Trzy punkty dałyby nam duże szanse na bezpośredni awans na Euro, ten remis je znacząco obniżył. A piątkowy remis z Czechami te szanse skreślił ostatecznie.

Narodowy przyciąga(ł) tłumy

Oczywiście kibice nie odwracają się od piłkarzy przy pierwszym niepowodzeniu. Na trzech jesiennych eliminacyjnych meczach w Warszawie na trybunach zasiadało za każdym razem ponad 50 tys. fanów. Mimo beznadziejnych wyników, nawarstwiających i zapętlających się afer oraz absurdalnie wysokich cen biletów. Za mecze eliminacyjne należało zapłacić 120-240 zł za bilet.

Piłkarze powinni czuć to wsparcie, a jednak mobilizująca aura Narodowego wyparowała. Nie chodzi nawet o gwizdy w przerwie meczu z Farerami czy po meczu z Mołdawią i Czechami. Te były zrozumiałe. Na Narodowym brakuje żywiołowego dopingu. Mentalnego tłamszenia rywali jeszcze w tunelu oraz po każdym odbiorze, strzale, interwencji. W zamian za to mamy doping z telebimu albo nawet DJ-a rodem z tandetnego wesela.

We wtorek szykuje się frekwencyjna klapa

Wtorkowy mecz z Łotwą ma rangę spotkania towarzyskiego, kończącego bardzo zły dla polskiej reprezentacji 2023 rok. Na ten moment sprzedane jest jedynie ok 30% biletów. Przykładowo sektor  G14 ma sprzedane zaledwie 30 miejsc na sektorze liczącym 900 krzesełek. Bez problemu można dziś, 2 dni przed meczem, kupić bilet na sektor tuż za bramką albo wzdłuż linii bocznej boiska. Argument wysokiej ceny nie ma tu uzasadnienia. Bilety kosztują od 50 do 90 złotych – są to kwoty porównywalne z cenami na mecze ekstraklasy.

Szykuje się najniższa frekwencja na Narodowym od września 2015, gdy na wygranym 8:1 meczu eliminacji ME z Gibraltarem przyszło niecałe 28 tys. kibiców. Dom naszej reprezentacji zazwyczaj jest szczelnie wypełniony. Druga najniższa frekwencja to 38 254 z meczu Polska 4:1 Albania w el. MŚ za Paulo Sousy.

A jeśli nie Narodowy?

Od kilkunastu lat na meczach reprezentacji Polski nie jest prowadzony zorganizowany doping. Jest to pokłosie politycznej walki z chuligaństwem na trybunach. Grupy kibicowskie zrezygnowały z pojawiania się na meczach w Polsce. Kibicują jedynie na wyjazdach. Przypadkiem zbiegło się to w czasie z powstaniem Stadionu Narodowego. Fani z utęsknieniem wspominają zarówno spotkania, jak i atmosferę Stadionu Śląskiego. Ponad 60 spotkań  w Chorzowie to zarówno spektakularne zwycięstwa jak i dotkliwe porażki, jak 0:1 ze Słowacją w 2009 roku. Jednak to właśnie w „Kotle Czarownic” zagraliśmy ostatni naprawdę dobry mecz. Był to wygrany baraż ze Szwecją w marcu 2022 r. Wymusiła to sytuacja. Stadion Narodowy pełnił rolę szpitala w czasie pandemii.

Wiosną zagramy w barażach o udział w Euro 2024. Prawdopodobnie u siebie. W wyrównanym starciu fanatyczne wsparcie może pomóc przechylić szalę na naszą stronę.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze