„Święci” (znów) w drodze do piekła?


Southampton walczy o ligowy byt

16 marca 2018 „Święci” (znów) w drodze do piekła?
Futuresport.co.uk

Obecny sezon w wykonaniu Southampton to pasmo niepowodzeń. Serie meczów bez zwycięstwa, odejście najlepszego zawodnika oraz właściciele, którzy skąpią środków na transfery. To wszystko spowodowało, iż powrót koszmaru degradacji sprzed niemal trzynastu lat jest bardzo realny.


Udostępnij na Udostępnij na

Zakończenie sezonu 2016/2017 na ósmej lokacie przez zespół Claude’a Puela nie usatysfakcjonowało władz Southampton. Przedstawiciele klubu z St. Mary’s Stadium zakończyli współpracę z francuskim szkoleniowcem, a w jego miejsce na początku lipca minionego roku ściągnięto obiecującego trenera z La Liga – Mauricio Pellegrino.

Zajęcie z Deportivo Alaves dziewiątego miejsca w hiszpańskiej ekstraklasie wystawiło solidne świadectwo argentyńskiemu szkoleniowcowi. Tym bardziej, iż do sezonu 2016/2017 klub z kraju Basków przystępował w roli beniaminka. Co więcej, Pellegrino doprowadził Deportivo także do finału Copa del Rey, w którym Alaves uległo 1:3 Barcelonie. Wszyscy na St. Mary’s Stadium wierzyli, że Argentyńczyk podpisując trzyletnią umowę, jest w stanie przeobrazić Southampton w siódmą siłę Premier League.

– Jesteśmy przekonani, że Mauricio jest właściwą osobą, która pomoże nam wykonać kolejne kroki. Zna naszych graczy i wierzy, że mamy świetny skład, któremu, dzięki drobnym modyfikacjom, będzie w stanie zapewnić ciągły sukces. Mauricio wierzy, że z jakością, którą mamy, możemy grać ekscytujący, intensywny, ofensywny futbol, przejmując inicjatywę w każdym spotkaniu – nie krył zachwytu po zakontraktowaniu Pellegrino wiceprezes Southampton, Les Reed.

Cała aura ekscytacji zniknęła jednak już na początku przygody Argentyńczyka z zespołem „Świętych”.

Od początku pod górkę

Na dzień dobry Pellegrino musiał się zmierzyć z palącym problemem, którym latem 2017 roku żyli nie tylko na południu Anglii, lecz także w całym kraju. Saga transferowa z Virgilem van Dijkiem w roli głównej poruszyła brytyjskie media. Transfer Holendra do Liverpoolu był naprawdę blisko, jednak w obliczu ujawnienia informacji o tajemnym spotkaniu z Juergenem Kloppem oraz przecieku wiadomości o preferencjach gracza co do wyboru nowego klubu cała transakcja upadła. To nie spodobało się van Dijkowi.

– Powiedział mi, że nie będzie dostępny do gry, ponieważ chce odejść. Oznajmiłem mu, że skoro nie chce być zaangażowany, bo nie czuje się z tym dobrze, to będzie musiał trenować indywidualnie – powiedział Pellegrino pod koniec lipca 2017 roku.

Ostatecznie po kilku tygodniach zawirowań defensor dołączył do pierwszego zespołu, lecz niesmak w klubie pozostał. Argentyńczyk nie mógł liczyć na van Dijka na początku sezonu, gdyż wobec braku treningów z drużyną Holender wykazywał znaczne braki w przygotowaniu fizycznym.

Saga z van Dijkiem nie była jedynym letnim problemem argentyńskiego szkoleniowca. Zespół trzeba było jeszcze wzmocnić, a sytuacja z niezadowolonym Holendrem zmusiła „Świętych” do zabezpieczenia także środka defensywy. Wybór padł na Wesleya Hoedta, który za niespełna 17 milionów euro przeszedł na St. Mary’s Stadium z Lazio Rzym. Nie był to jedyny transfer Southampton z Serie A minionego lata. „Świętych” wzmocnił również defensywny pomocnik Mario Lemina pozyskany z Juventusu za 17 milionów euro.

Dalej stromo

Początek rozgrywek ligowych w wykonaniu Southampton był nie najgorszy. Pięć punktów w trzech pierwszych spotkaniach ulokowało zespół Pellegrino na ósmym miejscu, czyli „oczko” od celu wyznaczonego przed Argentyńczykiem na koniec sezonu. Jednak gra w kratkę w dalszej części rozgrywek sprawiła, iż „Święci” z kolejki na kolejkę osuwali się w tabeli, zajmując lokaty w drugiej połowie tabeli. Choć powrót van Dijka skonsolidował defensywę, to problemem Southampton pozostawała słaba skuteczność. Do końca grudnia „Święci” tylko dwukrotnie w spotkaniach ligowych zdobyli więcej niż dwa gole. Nieporadność w ofensywie spowodowała, iż podopieczni Pellegrino głównie przegrywali bądź dzielili się punktami z przeciwnikiem.

Na domiar złego praktycznie już 23 grudnia okazało się, iż dni van Dijka na St. Mary’s Stadium są policzone. Holender nie znalazł się w kadrze na spotkanie z Huddersfield Town, co wzbudziło kolejny raz falę spekulacji, którą nasiliła jeszcze bardziej następna absencja zawodnika trzy dni później – tym razem w starciu z Tottenhamem.

– Nie mogę kontrolować rynku. Nie jestem właścicielem. Mogę mieć swoją opinię i przekazuję ją dyrektorowi technicznemu oraz prezesowi. Po tym zarząd zdecyduje wspólnie, co jest najlepsze dla klubu – odpowiedział Mauricio Pellegrino pytany o przyszłość Virgila van Dijka.

Ostatecznie Holender za rekordową kwotę 75 milionów funtów trafił do Liverpoolu. Czasu na opłakiwanie straty nie było, gdyż tylko punkt przewagi nad strefą spadkową spowodował, iż zainkasowane fundusze trzeba było zainwestować.

Polityka oszczędnego wydawania zamknęła poniekąd pole manewru Mauricio Pellegrino. Argentyńczyk wzmocnił jednak zespół tam, gdzie wymagała tego potrzeba. Pozyskanie z AS Monaco Guido Carrillo miało rozruszać ofensywę „Świętych” i otworzyć tak mocno zawiązany w bieżących rozgrywkach worek z bramkami. Tak się jednak nie stało. Z tygodnia na tydzień było tylko gorzej.

W obecnym roku kalendarzowym zespół Southampton spisuje się fatalnie. W dziewięciu spotkaniach „Święci” zdobyli tylko osiem punktów, dzięki czemu na dwa miesiące przed końcem rozgrywek są w grupie klubów najbardziej zagrożonych degradacją. Sytuacja jest poważna, gdyż nawet cierpliwi dotąd włodarze Southampton zdecydowali się rozstać z Mauricio Pellegrino, by dać zespołowi nowy impuls i uratować się przed spadkiem oraz demonami przeszłości.

Spadek z dziurawym spadochronem

Sezon 2004/2005 na długo zapadł w pamięci kibiców „Świętych”. Choć zespół Harry’ego Redknappa praktycznie do końca walczył o ligowy byt, to ostatecznie Southampton poległ i zajmując ostatnie miejsce w tabeli, został zdegradowany do Championship. Marzenia o szybkim powrocie do elity szybko prysły, a fanów musiała zadowolić dwunasta lokata na zapleczu Premier League.

Kolejne sezony zamiast realnej walki o powrót na salony przyniosły tylko rozczarowania. Do tego stopnia, że zajmując w sezonie 2008/2009 przedostatnie miejsce w tabeli, Southampton spadł na trzeci szczebel rozgrywkowy w Anglii – do League One.

Pamięć o tamtych wydarzeniach na St. Mary’s Stadium jest wciąż żywa. Spadek z Premier League może się okazać ruchomymi piaskami, które ponownie wciągną „Świętych” i na lata pozbawią emocji związanych z angielską ekstraklasą. Dlatego w klubie zapierają się nogami i rękami, by tak się nie stało.

Strażak Mark

Następcą Mauricio Pellegrino, a zarazem strażakiem, który ma ugasić pożar w Southampton, ogłoszono Marka Hughesa.

– To wyzwanie, ale jestem nim podekscytowany. To zarazem szansa na powrót do klubu, który znam dobrze i z którym mam prawdziwy związek. Nie spodziewałem się tego w tak późnym etapie sezonu – powiedział po podpisaniu kontraktu Mark Hughes, który reprezentował barwy Southampton jako zawodnik.

– Cel jest jasny. Upewnić się, że klub w następnym roku będzie w Premier League. To miejsce, w którym zespół musi być i być powinien. Mam zamiar upewnić się, że tak pozostanie – zakończył walijski menedżer.

Hughes od słów przeszedł do czynów. Szkoleniowiec aktywnie prowadził pierwszy trening, udzielając wskazówek oraz motywując graczy do większego wysiłku. Postawa Walijczyka udzieliła się zawodnikom, którzy podczas minigierki nie szczędzili wślizgów oraz agresywnych odbiorów piłki.

Przed Southampton osiem spotkań decydujących o tym, jak będzie wyglądała przyszłość klubu. Każdy punkt będzie na wagę złota. Na St. Mary’s Stadium skończyli z wynalazkami. Teraz praktycznie wszystko postawili na jedną kartę – Marka Hughesa. Za dwa miesiące okaże się, czy to karta zwycięska.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze