Sławomir Cisakowski: Po trzech dniach w Lusace czułem się jak u siebie [WYWIAD]


Aktualny asystent trenera w Stali Rzeszów – Sławomir Cisakowski – opowiada o realiach drugiej ligi zambijskiej

23 listopada 2023 Sławomir Cisakowski: Po trzech dniach w Lusace czułem się jak u siebie [WYWIAD]
Sławomir Cisakowski

W tym momencie polska myśl szkoleniowa może poszczycić się jednym trenerem pracującym w Afryce. Jednak jeszcze latem tego roku było ich dwóch. Oprócz Kazimierza Jagiełły, który jest szkoleniowcem gwinejskiej Hafii FC, na Czarnym Lądzie był zatrudniony Sławomir Cisakowski. Mimo młodego wieku już teraz można go nazwać trenerskim obieżyświatem, który z niejednego pieca chleb jadł. W przeprowadzonej ze szkoleniowcem rozmowie skupiliśmy się na jego okresie spędzonym w drugoligowym zambijskim City of Lusaka FC. Zapraszamy!


Udostępnij na Udostępnij na

Adam Zmudziński: Nie mogę zacząć od innego pytania. Jak do tego doszło, że trafiłeś do Zambii?

Sławomir Cisakowski: Pracowałem w Legii Warszawa i któregoś dnia do pokoju trenerów wszedł Radosław Mozyrko i zapytał, kto chce jechać do Zambii. Oczywiście od razu się wyrwałem i zgłosiłem. Po kilku dniach dostałem odpowiedź, że niestety wybrali kogoś innego, bo ja już trenowałem za granicą. Klub chciał, żeby pozostali trenerzy również zdobyli jakieś doświadczenie poza Polską.

W Wielkanoc otrzymałem telefon z zapytaniem, czy nadal jestem zainteresowany wyjazdem do Zambii. Odpowiedziałem, że tak, jestem gotowy. Okazało się, że trener, który miał tam pierwotnie jechać, jednak się wycofał. W końcu był to wyjazd poza Europę, do kraju trzeciego świata. Po tygodniu od tego telefonu miałem wylot, więc było naprawdę mało czasu, by pozałatwiać wszystkie szczepionki i sprawy formalne.

Była to pierwsza z Twoich wypraw do Zambii. Wstępnie leciałeś tam w innym celu niż bycie trenerem, prawda?

Tak, moim zadaniem była ocena potencjału rynku piłkarskiego i stworzenie raportu dla Legii. Poleciałem do Zambii na trzy tygodnie, oglądałem treningi, mecze, różnego rodzaju testy, sparingi, poznawałem kulturę i charakter Zambijczyków oraz oceniałem infrastrukturę i potencjał. Było intensywnie, dzięki czemu wyjazd pozwolił mi na poznanie sporej liczby ludzi.

Rozumiem, że to dzięki nim później wróciłeś do Afryki już jako trener?

Jakiś czas później otrzymałem ofertę od właściciela City of Lusaka FC, żebym przyjechał i żebyśmy wspólnie rozeznali, co można zdziałać w klubie. Na początku mu odmówiłem.

Jednak im dłużej o tym myślałem, tym bardziej moje spojrzenie się zmieniało. Zacząłem się zastanawiać, ilu Polaków trenuje za granicą. To raz. Potem, ilu Polaków trenuje w Afryce. To dwa. Czy taka możliwość może się jeszcze kiedyś powtórzyć? To trzy. I na koniec, ilu Polaków miało możliwość pracować na trzech kontynentach. Byłem już szkoleniowcem w Europie i Ameryce Północnej. Afryka byłaby kolejna. Na siłę mogę jeszcze doliczyć Amerykę Południową, gdzie odbyłem staż w Boliwii w Club Blooming Santa Cruz, ciekawe doświadczenie, ale to nie była oficjalna praca. Pamiętam, że trenerem wtedy była jedna z legend boliwijskiej piłki – Erwin Sánchez.

Moim celem nie jest kolekcjonowanie kontynentów, ale dało mi to do myślenia. Jako trener zawsze chciałem i chcę grać w jak najwyższych i najlepszych ligach. Ale również chcę poznawać nowe środowiska i pracować w różnych miejscach. Taka praca, szczególnie w innej kulturze i języku, jest sporym wyzwaniem. Było mnóstwo sytuacji, w których nigdy wcześniej się nie znalazłem, a musiałem reagować, znaleźć rozwiązania i podejmować kluczowe decyzje. Często były to sytuacje bardzo stresujące, których nigdy wcześniej nie doświadczałem, ale z perspektywy czasu bardzo pozytywne. Daje to spory zastrzyk adrenaliny i dopaminy, a to jest naprawdę uzależniające.

Podsumowując – co było czynnikiem najbardziej determinującym decyzję o podjęciu się pracy trenerskiej w City of Lusaka?

Przede wszystkim chciałem się sprawdzić i rzucić na głęboką wodę. Lubię trudne wyzwania, bo one dają odpowiedź, kim naprawdę jesteśmy i na ile nas stać. Będąc całe życie w jednym miejscu i tej samej kulturze, nigdy się tego nie dowiem. Zależało mi też, żeby pójść do nowego środowiska i być w klubie pierwszym trenerem. Przy wyliczaniu plusów i minusów starałem się odseparować serce od rozumu i podchodzić do sytuacji analitycznie.  Ale koniec końców przestałem analizować i wygrało serce. Wiedziałem, że to będzie trudne wyzwanie, ale chciałem tego doświadczyć.

Spodziewam się, że przed podróżą do Zambii na pewno szukałeś o niej informacji. Czy po przylocie byłeś czymś zaskoczony?

Najbardziej byłem zaskoczony samym sobą. Po trzech dniach w Lusace czułem się jak u siebie i mógłbym tu mieszkać. Przez podróże i wcześniejszą pracę w kilku krajach stałem się bardzo otwartą osobą na takie doświadczenia. We wszystkich moich poprzednich wyprawach okazywało się, że strach ma wielkie oczy. Ale to wszystko.

Może nie zaskoczeniem, ale na początku lekkim wyzwaniem było to, że w Zambii jest ruch lewostronny. Miałem możliwość, by właściciel klubu załatwił mi kierowcę, ale to nie wchodziło w grę. Wolałem dostać kluczyki i samemu jeździć. Chociaż potem przestawienie się na ruch prawostronny w Polsce również mi chwilę zajęło i było kilka śmiesznych sytuacji.

Skoro powiedziałeś, że mógłbyś tam mieszkać, to jak wyglądały warunki, w których żyłeś w Zambii, gdy byłeś już trenerem City of Lusaka?

Właściciel klubu ma kilka własnych osiedli zamkniętych. Załatwił mi duży dom w naprawdę świetnych warunkach. Ogród, taras, służbowy SUV. Do tego wspólna siłownia i basen. Kompletnie o nic nie musiałem się martwić. Standard był bardzo wysoki.

Diego Casilli (właściciel klubu) jest bardzo zamożną osobą, co Twoja wypowiedź udowodniła. Jak natomiast wyglądało Twoje wynagrodzenie? Mógłbyś je jakoś odnieść do realiów polskiej piłki?

Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale powiedziałbym, że w Zambii zarabiałem tyle, ile mniej więcej w Polsce się zarabia na poziomie przełomu pierwszej i drugiej ligi.

Przejdźmy już stricte do piłki. City of Lusaka to jeden z bardziej rozpoznawalnych klubów w Zambii, mimo że gra na drugim poziomie rozgrywkowym. Czy dało się to odczuć na stadionie? Ilu widzów przychodziło na spotkania?

Na największe mecze przychodziło sporo ludzi, ale stadion nie był na nich wypełniony. Akurat tutaj był inny problem. Były bardzo duże zgrzyty przy przejmowaniu klubu przez nowego właściciela. Poprzedni właściciele zrobili sporo, żeby zniechęcić ludzi do chodzenia na stadion. W momencie gdy ja trafiłem do City, to klub był w trakcie odbudowywania społeczności. Dlatego najwięcej to tak około 1500 osób się pojawiło na trybunach. Ale na meczach wyjazdowych z topowymi zespołami, chociażby z Mufulirą Wanderers czy Konkolą Blades FC, które awansowały do Super League, było spokojnie z 5 tysięcy kibiców.

Czyli spodziewam się, że poza stadionem wyglądało to podobnie. W takim przypadku pewnie szansa spotkania kogoś na ulicy w koszulce City była niewielka.

Powiem ci, że nie. Klub jest bardzo rozpoznawalny i na ulicach Lusaki regularnie zdarzały się sytuacje, że ktoś mnie zaczepiał i zadawał pytania o City. Albo po prostu mówił: „Hi coach!”. I to nawet w kompletnie innej części miasta.

Bardzo dużo ludzi nie chodzi na City, ale interesuje się klubem i wie, co się aktualnie w nim dzieje. Poza tym trzy mecze w kolejce są pokazywane w telewizji. Liga naprawdę wzbudza zainteresowanie i mediów, i społeczności. Często byłem zapraszany do różnych programów czy wywiadów, więc otoczka jest niezła.

Ekstraklasa (Super League) i druga liga (National Division) są ligami centralnymi pokazywanymi w telewizji i są to ligi profesjonalne. Natomiast trzecia liga jest już typowo półprofesjonalna, podzielona na regiony i zawodnicy nie są na porządnych kontraktach.

Wróćmy ponownie do Twojej pracy – Twoim zadaniem było zapewnienie pewnego bytu na drugim poziomie rozgrywkowym i rozwój młodzieży. Czy uważasz, że ten cel udało Ci się spełnić?

Zależy, jak na to spojrzeć. Patrząc tylko na statystyki, to zanim przyszedłem, klub miał jednego młodzieżowego reprezentanta kraju. Gdy odchodziłem, to było ich już pięciu, w tym dwóch pojechało na Puchar Narodów Afryki do lat 20.

Zanim przyszedłem, to był tylko jeden zawodnik poniżej 20. roku życia, który grał regularnie. Na koniec mojej pracy było ich już czterech, plus kolejnych trzech, czterech z akademii zadebiutowało i odegrało mniejszą rolę. Więc myślę, że cel udało się osiągnąć, co widać chociażby po tym, że dwóch zawodników City jest teraz piłkarzami Stali Rzeszów.

Chodzi o Emanuela Muyangę oraz Rickyego Chandę. Jak wyglądały te transfery?

Nie będę ukrywać – to ja ich poleciłem. Przyjechali do Polski na trzytygodniowe testy i już wtedy nie ja ich weryfikowałem, tylko byli oglądani przez innych trenerów i dyrektorów. I to oni określili, że zawodnicy są perspektywiczni i warto ich u siebie mieć.

Czy przy polecaniu nie myślałeś o tym, że jeżeli zawodnicy nie okażą się wystarczająco mocni, to w klubie góra będzie myśleć, że wydziwiasz i sprowadzasz eksperymenty?

Miałem z tyłu głowy coś takiego. Ale w klubie mówiłem, że to są zawodnicy, którzy bardzo mocno się wyróżniali i dostawali oferty z ekstraklasy zambijskiej. Do tego byli w szerokiej kadrze na Puchar Narodów Afryki U-20, jednak na turniej nie pojechali – moim zdaniem ze względów politycznych. Umiejętnościami łapali się spokojnie. Szczególnie że oglądałem ten turniej i widziałem, jacy zawodnicy na nim debiutowali. Wracając do Polski, mówiłem, że ci dwaj grali u mnie wszystko od deski do deski, ale nie jestem w stanie powiedzieć, jak zaadaptują się na polskim gruncie. Wstępna weryfikacja przebiegła pomyślnie. Jak potoczą się dalej ich losy? Zobaczymy. Z drugiej strony z tej samej ligi co roku wyjeżdża po kilku młodych zawodników do Europy. Ostatnio wybili się Miguel Chaiwa, który ponad rok temu grał w lidze przeciwko City of Lusaka, a ostatnio zagrał w Lidze Mistrzów przeciwko Manchesterowi City w barwach BSC Young Boys. W Cagliari jest Kingstone Mutandwa, Gift Mphande poszedł do ekstraklasy izraelskiej i z miejsca zaczął grać, więc można znaleźć utalentowanych zawodników.

Czyli finalnie można powiedzieć, że postawiony przed Tobą w City of Lusaka cel został osiągnięty.

Myślę, że tak. Chciałem tam zbudować mocniejsze struktury w skautingu i grupach młodzieżowych, ale byli dookoła ludzie, którzy rzucali mi kłody pod nogi, bo przy zmianach ich rola w klubie malała. Klub na pewno zrobił krok do przodu, ale uważam, że można było z tego jeszcze trochę więcej wycisnąć.

Masz może informacje, czy oprócz tej dwójki, która przeszła do Stali, udało się sprzedać jeszcze innych zawodników?

Cały czas mam kontakt z ludźmi z Zambii, w żadnym przypadku nie paliłem mostów. Ta pozostała trójka chłopców dalej gra w City. Za Lasmonda Phiriego dostaliśmy ofertę już w styczniu z ekstraklasy zambijskiej. Walczyliśmy wówczas o awans, więc nie pozwoliłem go wypuścić z klubu.

Jeden z zawodników, piętnastolatek, zadebiutował w lidze w moim klubie. U nowego trenera również dostaje jakieś minuty, ale już mniej. W Zambii bardzo trudno jest przebijać się młodzieży, trenerzy wierzą w piłkarzy doświadczonych i ogranych. Ogólnie średnie wieku w klubach są dość wysokie. Co jednak cieszy – pojawiło się kilka klubów, które mocno stawiają na młodzież.

Ciągnąc temat tego, że nie paliłeś mostów. Gdyby nie oferta ze Stali Rzeszów, to zostałbyś w City of Lusaka?

Tak, byłem zdecydowany zostać w City of Lusaka. Przed ostatnim meczem sezonu spotkaliśmy się z właścicielem klubu i zaczęliśmy planować następny sezon. Z rozmowy wynikało, że dla niego było oczywiste, że zostanę i że będziemy współpracować dalej. Na koniec spotkania powiedziałem, że kilka dni po ostatniej kolejce chciałbym gdzieś na chwilę wyjechać, aby odpocząć, i po tym, jak wrócę, będziemy dalej rozmawiać o mojej przyszłości w klubie.

Gdy byłem na wakacjach, dostałem telefon ze Stali Rzeszów. No i nie ukrywam, że była to trudna decyzja do podjęcia. W City do samego końca walczyliśmy o awans, choć nie było to celem przed sezonem. Szczególnie że objąłem drużynę dwa dni przed pierwszym meczem, więc nie miałem okresu przygotowawczego. Teraz bylibyśmy kandydatem do awansu. Ale w końcowym rozrachunku, trochę też z powodów osobistych, zdecydowałem się wrócić do Polski. Czy to będzie dobra decyzja? To się okaże.

Od momentu Twojego odejścia z City of Lusaka podejście klubu dosyć mocno się zmieniło.

Jestem trochę zawiedziony, że przez rok coś zbudowaliśmy, a nowy trener w ogóle tego nie pociągnął. Sprowadził swoich starych zawodników i liczy się już tylko awans, wprowadzanie młodzieży zeszło na boczny tor i perspektywiczni zawodnicy grają mało. Poprzedni sezon pokazał, że da się robić dwie rzeczy jednocześnie – i grać na wynik, i stawiać na młodzież, oczywiście w sposób zbalansowany.

Czy poza Stalą Rzeszów miałeś oferty z jeszcze innych klubów?

Było kilka osób, które podejmowały temat, ale bez większych konkretów. Przewinęły się Liban oraz Township Rollers z Botswany. Poza tym były wstępne rozmowy z jednym z największych klubów w Zambii – Zanaco. Jednak tam trenerem był Emmanuel Amunike, były piłkarz Barcelony. Więc w klubie byli zainteresowani, żebym przyszedł jako dyrektor sportowy i poukładał sprawy skautingowe i młodzieżowe. Zanaco było najbardziej konkretne z tych wszystkich klubów, ale dla mnie stało ono na drugim miejscu, bo moim celem był awans z City i praca na boisku jako trener, a nie tylko w roli dyrektora sportowego.

Był jeszcze temat TP Mazembe, jednego z największych klubów w Afryce. Jednak była możliwość pracy jedynie w sekcji kobiecej, a jak na razie chcę pracować w piłce męskiej.

Wróćmy jeszcze na chwilę do ostatniej kolejki sezonu, w której walczyliście o awans. Żeby wejść do ekstraklasy, musieliście wygrać swój mecz i liczyć na to, że albo Mutundo, albo Mufulira zgubią punkty. Powiedziałeś wtedy o bardzo słabym sędziowaniu. Mógłbyś to rozwinąć?

W Zambii nauczyłem się, jak ważny w takich krajach jest początek sezonu. My przez brak okresu przygotowawczego mieliśmy słaby, przez co musieliśmy gonić czołówkę w końcówce. A w tej końcówce działy się dziwne rzeczy. Dlatego gdybyśmy nabili dużo punktów od początku sezonu, to bylibyśmy zależni wyłącznie od siebie.

Ktoś tam się zatroszczył, żebyśmy tego awansu nie zrobili. W ostatnich trzech meczach wyjazdowych straciliśmy po jednej bramce – za każdym razem z karnego.

Spodziewam się, że te karne były – delikatnie mówiąc – naciągane.

Jeden był naciągany, gdy odgwizdano zagranie ręką naszego zawodnika. Ale uznajmy, że ten jeszcze mógłbym zaakceptować. Ale pozostałe dwa karne to ewidentne prezenty. Nagrywaliśmy wszystkie swoje mecze, więc potem mogliśmy sobie to wszystko odtworzyć i było ewidentnie widać, że tych karnych nie powinno być.

Z jednej strony, można winić sędziów. Z drugiej strony, może po prostu poziom edukacji sędziowskiej jest aż tak niski? Chociaż gdy rozmawiam z ludźmi ze środowiska – nikt tam nie wierzył w przypadki.

W dodatku jeden z tych meczów moim zdaniem kompletnie nie powinien się odbyć. Przed spotkaniem z Konkolą, która też walczyła o awans, przeszła taka ulewa, że na boisku nie dało się piłki podać. My byliśmy drużyną, która lubiła atak pozycyjny i wymienianie podań po ziemi, a tu nagle po prostu trzeba było kopać, żeby piłka się nie zatrzymywała. Mimo to mieliśmy kilka swoich sytuacji, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. Oni dostali karnego i mecz się skończył naszą porażką 0:1. Widać było, że jest to ważny mecz, bo przyszło kilka tysięcy ludzi. Nie widziałem żadnych niebezpiecznych sytuacji, ale z jakiegoś powodu po meczu byliśmy eskortowani przez policję z bronią długą.

W wielu krajach afrykańskich jest ogólny problem z infrastrukturą. Często można zauważyć, że drogi w krajach, jak i pojazdy klubowe bywają po prostu w słabych stanach. Też miałeś okazję tego doświadczyć?

Miedzy miastami drogi są asfaltowe. Czasami w lepszym, czasami w gorszym stanie, ale są. Na jedno ze spotkań jechaliśmy ponad 1000 kilometrów do Mpulungu, przy jeziorze Tanganika. Z tego względu wyjechaliśmy dwa dni wcześniej. Ale przez przygody podróż trwała ponad 24 godziny. Wyjechaliśmy w czwartek o trzeciej rano, a dojechaliśmy w piątek o siódmej, zmieniając dwa razy autobusy po drodze. Pierwszy zepsuł się po kilkunastu godzinach. Gdy zamówiliśmy drugi, to przejechaliśmy może z trzy godziny, kierowca wjechał na stację, by zatankować. Zgasił silnik i jak wrócił, to już nie mógł go odpalić. I musieliśmy o trzeciej w nocy szukać kolejnego autobusu. Dobrze, że mieliśmy obrotnego menedżera, który dał radę wszystko szybko ogarnąć.

Oprócz tego, że w tym przypadku los Ci rzucał kłody pod nogi, to na ogół robili to poprzedni pracownicy klubu. Mógłbyś o tym opowiedzieć?

Tak, dość nieprzyjemne, ale cenne doświadczenie. Pewnego razu wyszedł temat, że trener, którego ja zastąpiłem, był asystentem w kadrze U-20 i był bardzo blisko z prezydentem federacji. Mocno naciskał na to, żebyśmy mieli jak najgorzej, bo ugodziło to jego ego, że został zwolniony.

Miał kilku zaprzyjaźnionych dziennikarzy, więc na początku bardzo mocno krytykowali tę całą zmianę. Pisali, że mieli świetnego trenera, a teraz przychodzi nikomu nieznany człowiek z innego kraju i zabiera pracę. Nikt z nich nawet nie spojrzał w moje CV.

Jednak to było niczym. Wydzwaniał on do moich zawodników i namawiał, żeby grali przeciwko mnie, a w zamian obiecywał, że załatwi transfer lub powołanie do kadry. Niedługo potem został również zwolniony z reprezentacji, więc problem sam się rozwiązał.

Jak się o tym dowiedziałeś?

Ten chłopak, któremu obiecywał powołanie do kadry U-20, po prostu mi o tym powiedział.  Jak się później okazało, powołanie i tak by dostał, tylko ten trener, mając takie informacje wcześniej, chciał wykorzystać ten fakt i coś na tym ugrać. Do tego po meczu 10. kolejki podszedł do mnie inny z zawodników i też zaznaczył, że w tej kadrze jest kilku zawodników, którzy celowo nie dają z siebie stu procent, żeby nie powiedzieć, że grają przeciwko mnie.

Z jednym z pracowników klubu zrobiliśmy dochodzenie i określiliśmy kilku piłkarzy, którzy nadal byli w bliskim kontakcie z poprzednim trenerem. Po dalszym drążeniu sprawy okazało się, że musimy ich po prostu usunąć.

To było coś, na co zapewne trudno było się przygotować. Przyjeżdżając do Zambii, mogłeś spodziewać się wielu dziwnych czy niekonwencjonalnych rzeczy, ale kopania dołków pod Tobą przez Twoich zawodników, bo ktoś im tak każe, pewnie się nie spodziewałeś.

Była to dla mnie naprawdę świetna lekcja. Będąc w Zambii, spotkałem tyle osób, które chciały mnie oszukać, że bardzo mocno się na to wyczuliłem. Teraz szybciej rozpoznaję sygnały, że ktoś używa manipulacji.

To musiało być też zwyczajnie po ludzku smutne.

Tak. Chciałem każdemu dać takie same szanse na start, a tu wyszły takie rzeczy. Dodatkowo oprócz piłkarzy kombinowali również trener bramkarzy i lekarz. Również byli powiązani z byłym trenerem. Z tym, że ich mogłem po prostu zwolnić niemal z dnia na dzień. Natomiast przy niektórych piłkarzach musiałem czekać do końca rundy, bo po prostu nie miałbym kim ich zastąpić.

Sporo było tych trudnych momentów, ale nie chciałbym, żeby wybrzmiało to tak, jakby w Zambii spotykały mnie tylko złe rzeczy, bo większość doświadczeń była pozytywna. Zawodowo miałem przyjemność pracować z dobrymi piłkarzami, w profesjonalnej lidze, przy sporym zainteresowaniu kibiców i mediów. Zambię i Afrykę w ogóle zapamiętam jako miejsce, w którym poznałem mnóstwo wspaniałych, miłych i pomocnych ludzi. Ludzi, którzy mając bardzo mało, potrafią się dzielić z innymi, lubią się uśmiechać i tańczyć. Do tego miałem okazję zwiedzić w Zambii piękne miejsca – od wodospadu Wiktorii po jezioro Tanganika, odwiedzić RPA, Zimbabwe, Tanzanię, Zanzibar. Widziałem duże, nowoczesne miasta i dziką naturę w najczystszej postaci. Próbowałem dań, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Z perspektywy czasu fakt, że się zastanawiałem nad wyjazdem, można uznać za głupotę.

Na koniec – postawionym przed Tobą celem był spokojny byt w drugiej lidze i wprowadzanie młodzieży, co ustaliliśmy, że udało się spełnić. Jednak czy odczuwasz niedosyt z tego powodu, że nie udało się wywalczyć awansu?

Jako trener jestem ambitny. Zawsze chcę wygrywać. Jako trener i dyrektor na pewno mogłem zrobić coś więcej, by zdobyć te parę dodatkowych punktów i wyrwać awans. Jednak lekki niedosyt pozostaje, bo mam świadomość, że kilka czynników było poza moją kontrolą, a miały one wpływ na końcowy rezultat.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze