Slavia nie okazała zmęczenia po wtorkowej batalii z Interem Mediolan, stąd to właśnie ona przez następne pół roku będzie rządzić Pragą. Tymczasem Sparta już od trzech i pół roku nie jest w stanie wygrać w derbowej rywalizacji, po raz kolejny nie potrafiąc nawiązać równorzędnej walki nawet na swoim własnym stadionie.
Czeska Fortuna Liga mimo swojego dynamicznego rozwoju wciąż nie należy do czołowych lig kontynentu, dlatego dzisiejsze 294. derby Pragi nie mogą oczywiście w żaden sposób równać się z przykuwającym uwagę całej Europy pojedynkiem dwóch gigantów z Mediolanu. To jednak rywalizacja pomiędzy dwoma najbardziej utytułowanymi praskimi drużynami ma dłuższą tradycję. Sparta i Slavia po raz pierwszy spotkały się już w 1896 roku, czyli czternaście lat przed premierowym pojedynkiem pomiędzy Interem i Milanem.
Przeciwległe bieguny
Oba zespoły podchodziły do dzisiejszego meczu w zupełnie odmiennych nastrojach. Piłkarzom Slavii z pewnością skrzydeł dodał bardzo dobry występ w rywalizacji z Interem, który co prawda zakończył się „zaledwie” remisem, ale mistrzowie Czech byli o krok od historycznego zwycięstwa z wicemistrzem Włoch. Dodatkowo „Cervenobili” przystępowali do prestiżowego pojedynku jako lider tabeli, któremu na razie depcze po piętach jedynie Viktoria Pilzno.
Zupełnie odmienne nastroje przed tym spotkaniem panowały w obozie Sparty. „Rudi” już w połowie sierpnia pożegnali się z Ligą Europy po porażce z tureckim Trabzonsporem, czyli już trzeci rok z rzędu zakończyli swoją przygodę z europejskimi pucharami już po pierwszym dwumeczu. W Fortuna Lidze wciąż najbardziej utytułowany czeski klub spisuje się z kolei jeszcze gorzej niż w poprzednich rozgrywkach, zajmując przed derbami dopiero szóstą lokatę po dziewięciu ligowych kolejkach.
Kibice Sparty wydają się zmęczeni poczynaniami właściciela klubu, Daniela Kretinsky’ego, przeciwko któremu bez większego skutku protestowali już wiele razy. Z tego powodu przed dzisiejszym pojedynkiem zapowiedzieli, że skupią się na osobach, których miliarder nie był w stanie zatrzymać w Sparcie, zaś obecnie decydują one o obliczu Slavii. Tym samym wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego ultrasi „Rudich” rzucili na boisko pluszowe zabawki mające być symbolem zdrady obecnego trenera „Cervenobilich”, Jindricha Trpisovsky’ego oraz piłkarzy Nicolae Stanciu, Josefa Husbauera, Ondreja Kudeli i Davida Hovorki.
Sparta-Slavia 0:1. Souček z penalty. pic.twitter.com/JHfS7njmtV
— Ondřej Zlámal (@OndraZlamal) September 22, 2019
Faworyt był jeden
Obecny szkoleniowiec Slavii był jedynie trenerem młodzieżowych drużyn Sparty, natomiast wymienieni wyżej czescy zawodnicy nigdy nie odgrywali kluczowej roli w pierwszym zespole. Zupełnie inaczej jest jednak z rumuńskim napastnikiem, który nie tylko do dzisiaj jest najdroższym transferem przychodzącym w historii „Rudich”, ale dodatkowo w ubiegłym roku pełnił funkcję ich kapitana.
Jeszcze pod koniec rundy jesiennej ubiegłego sezonu Stanciu deklarował, że chciałby dłużej zostać w Pradze, lecz zaledwie trzy miesiące później wybrał dużo wyższe zarobki w saudyjskim Al-Ahli. Dosyć szybko okazało się, że jeden z potentatów ligi Arabii Saudyjskiej ma problemy z regulowaniem swoich finansowych zobowiązań, stąd po pół roku powrócił on do Czech i podpisał kontrakt ze Slavią. Cała sprawa wzbudziła spore kontrowersje, dlatego sam Trpisovsky przyznał, że pytał Stanciu, czy będzie on na siłach wystąpić w derbach Pragi.
⚔️ | MATCH PREVIEW Sparta v Slavia
Slavia have been unbeaten in games against Sparta since March 2016! The 294th Prague Derby on Sunday from 6 pm!
MORE ➡️ https://t.co/2GTf46S5lM #slaviaprague #294derby #spasla pic.twitter.com/NpfKRkPSD7— SK Slavia Prague EN (@slavia_eng) September 21, 2019
Ostatecznie rumuński zawodnik znalazł się w pierwszym składzie Slavii, podobnie zresztą jak większość graczy, którzy pięć dni wcześniej rywalizowali z Interem. W porównaniu do spotkania Ligi Mistrzów w dzisiejszych derbach w barwach „Cervenobilich” od pierwszego gwizdka nie zagrał jedynie gwinejski pomocnik Ibrahim Traore, ponieważ w Mediolanie zszedł z boiska z powodu odniesionej kontuzji.
Tym samym nie spełniły się nadzieje sporej części fanów Sparty, którzy spodziewali się wystawienia przez Slavię rezerwowej jedenastki nie tylko z powodu zmęczenia trudną rywalizacją z Interem, ale także podejrzenia infekcji wirusowej wśród kilku członków obozu przeciwnika. Trudno przy tym było dziwić się kibicom „Rudich”, że upatrywali możliwości zwycięstwa w tej rywalizacji właśnie w podobnych doniesieniach, ponieważ większych szans swoim podopiecznym nie dawał nawet trener Vaclav Jilek. Na przedmeczowej konferencji prasowej wprost wskazał „Cervenobilich” jako faworytów derbowej rywalizacji, a dodatkowo nie przywiązywał wagi do ewentualnych zmian w ich składzie, bo jego zdaniem zawsze prezentują oni ten sam styl gry.
Stłamszona Sparta
Po meczu obu praskich drużyn trudno odmówić Jilkowi właściwej oceny umiejętności swoich piłkarzy oraz przeciwnika. Sparta po raz kolejny nie pokazała niczego, co mogłoby ją uprawniać nie tylko do myślenia o podjęciu równorzędnej rywalizacji ze Slavią, ale nawet o włączeniu się do walki o europejskie puchary. Po raz kolejny zabrakło nie tylko umiejętności, lecz wręcz przede wszystkim wiary w możliwość zwycięstwa z obecnie mocniejszym kadrowo przeciwnikiem.
Od początku spotkania Sparta nie wykorzystywała w żaden sposób przewagi w postaci gry na własnym stadionie, stąd grę kontrolowali piłkarze Slavii. Już w 19. minucie meczu goście zdobyli zresztą swoją pierwszą bramkę, gdy faulowany wcześniej kapitan drużyny Tomas Soucek pewnie wykorzystał „jedenastkę”. Do końca pierwszej połowy kibice zgromadzeni na Letnej oglądali typowy mecz walki, zaś sędzia Miroslav Zelinka pokazał w tym czasie aż cztery żółte kartki zawodnikom obu zespołów. Po przerwie obraz gry znacząco się nie zmienił. Prowadzący „Cervenobili” grali rozważnie i nie mieli większych problemów z wyjściem spod pressingu „Rudich”, natomiast sytuacje stwarzane przez gospodarzy były bardziej dziełem przypadku niż efektem dobrze rozegranych akcji.
Sparta – Slavia 0:3
Z drobnymi wyjątkami (świetny Kolář) pełna kontrola Slavii. Sparcie nie pomogły latające szczury, kubki i świńska głowa. Nawet (krótka) gra w przewadze. Zasłużony wynik.— Mariusz Kowoll (@KowollMariusz) September 22, 2019
Drugą bramkę w tym meczu kibice zobaczyli w 55. minucie, kiedy po zamieszaniu w polu karnym piłka po strzale Petera Olayinki ze Slavii odbiła się od… pośladków wstającego z boiska obrońcy Sparty Michala Sacka. Od 66. minuty goście musieli radzić sobie jednak w dziesiątkę, bo drugą żółtą kartkę ujrzał Husbauer. Po tym zdarzeniu obaj szkoleniowcy zdecydowali się na przeprowadzenie zmian adekwatnych do sytuacji swoich zespołów. Trpisovsky zmienił Stanciu na obrońcę Jaroslava Zelezny’ego, natomiast Jilek wprowadził napastnika Libora Kozaka oraz ofensywnego pomocnika Michala Travnika.
Gospodarzom nie dodało to jednak skrzydeł, a od 82. minuty także oni musieli radzić sobie w dziesiątkę po bezpośredniej czerwonej kartce za brutalny faul Benjamina Tetteha. Sparta swoją najlepszą sytuację miała w 86. minucie, kiedy w sytuacji sam na sam Srdan Plavsić trafił w nogi bramkarza Slavii Ondreja Kolara rozgrywającego dzisiaj zresztą świetne spotkanie. W 89. minucie wynik na 3:0 ustalił z kolei Lukas Masopust.
***
Slavia po raz kolejny udowodniła, że pod względem zarówno umiejętności poszczególnych piłkarzy, jak i gry zespołowej jest obecnie najlepszą czeską drużyną. Plany zdobycia drugiego mistrzostwa kraju z rzędu może im pokrzyżować jedynie utrata punktów związana z rywalizacją w fazie grupowej Ligi Mistrzów, chociaż dzisiejszy mecz pokazał, że nawet bez rotacji w składzie zespół prezentuje się bardzo dobrze również pod względem fizycznym. Dzięki wygranej w praskich derbach podopieczni Trpisovsky’ego mają wciąż trzy punkty przewagi nad Viktorią Pilzno oraz siedem nad trzecią w tabeli FK Mlada Boleslav.
Choć to dopiero 10. kolejka Fortuna Ligi, po raz kolejny o mistrzostwie kraju mogą z kolei zapomnieć zawodnicy Sparty. Podopieczni Jilka nie mieli właściwie żadnego pomysłu na grę, a u sporej części z nich nie widać nawet większego zaangażowania. Utrzymując się na siódmej lokacie w tabeli czeskiej ekstraklasy, tracą już dwanaście punktów do liderującej Slavii, zaś chyba tylko specyficzne przepisy fazy play-off oddalają na razie widmo braku awansu do europejskich pucharów. Patrząc jednak na brak jakichkolwiek postępów w grze „Rudich”, można pokusić się o stwierdzenie, że niezakwalifikowanie się do rozgrywek międzynarodowych po raz pierwszy od 1982 roku mogłoby być otrzeźwiającym szokiem zwłaszcza dla włodarzy tego klubu.