Śląsk Wrocław sporym rozczarowaniem w starciu z Lechem Poznań


Hitowe starcie 10. kolejki PKO Ekstraklasy okazało się bardzo jednostronne. Śląsk Wrocław pokazał, że ma spore problemy w obronie

3 października 2021 Śląsk Wrocław sporym rozczarowaniem w starciu z Lechem Poznań
Paweł Andrachiewicz / PressFocus

Przed meczem z Lechem Poznań Śląsk Wrocław pozostawał jedyną niepokonaną drużyną w lidze. Spotkanie z podopiecznymi Macieja Skorży jednakże boleśnie zakończyło ten status. Poznaniacy obnażyli wszelkie słabości "Wojskowych", co zakończyło się gładkim 4:0. Przed meczem trudno było się spodziewać aż tak wysokiej porażki, lecz patrząc na jego przebieg, była ona jak najbardziej adekwatna do tego, co działo się na boisku.


Udostępnij na Udostępnij na

Co ciekawe, było to dopiero pierwsze starcie Jacka Magiery z Maciejem Skorżą. Trener Śląska jednakże z całą pewnością nie będzie go miło wspominał. Zwłaszcza że „uczeń” z pewnością chciał pokonać „mistrza”. Magiera bowiem był asystentem Skorży w Legii Warszawa.

Śląsk Wrocław i koszmarne błędy w obronie

Obserwując spotkanie Śląska z Lechem Poznań, można było odnieść wrażenie, że już gdzieś widziało się ten mecz. Mowa o rewanżu z Hapoelem Beer Shewa w Izraelu, który potoczył się w zasadzie bliźniaczo. Bardzo szybko stracona bramka, kryminały w obronie. Zaczęło się już w 2. minucie, kiedy to Dino Stiglec nie dobiegł w porę do Joao Amarala, a ten pewnym strzałem nie dał żadnych szans Michałowi Szromnikowi.

Bramka na 2:0 to również wina zawodników Jacka Magiery. Po krótkim rozegraniu rzutu rożnego piłkarze Śląska kilka razy wymienili między sobą piłkę. Akcja ta zakończyła się zablokowanym strzałem Krzysztofa Mączyńskiego. Futbolówkę przejął Jakub Kamiński, który przebiegł całe boisko, nie mając przed sobą żadnego rywala, i pokonał bramkarza gości. W przypadku tej akcji zawiniło ustawienie piłkarzy Śląska – prosty przechwyt po rzucie rożnym wystarczył, aby wykreować sobie stuprocentową sytuację.

Trzecia bramka to z kolei bierność w obronie. Kamiński wbiegł z piłką w pole karne i dostał naprawdę dużo czasu, aby zastanowić się, jak pokonać Szromnika. Jakub Iskra oraz Szymon Lewkot nie wykazali się w tej sytuacji pazernością, jaką zdecydowanie powinni.

Ostatnia bramka wynikła z błędu indywidualnego Lewkota. Obrońca Śląska w prosty sposób, za sprawą pressingu Kamińskiego, stracił piłkę przed swoim polem karnym, co bezlitośnie wykorzystał Mikael Ishak. Szwed stanął sam na sam ze Szromnikiem i podwyższył prowadzenie swojego zespołu. Sytuacja ta mogła przypominać pierwszą bramkę dla Hapoelu we wspomnianym meczu eliminacyjnym. Wówczas Lewkot próbował zagrać głową do bramkarza, co skończyło się wyłożeniem futbolówki nadbiegającemu zawodnikowi gospodarzy. Trzeba przyznać, że tak proste, a zarazem tragiczne w skutkach błędy zdarzają się temu zawodnikowi nad wyraz często.

 Michał Szromnik jedynym pozytywem

Bramkarz Śląska praktycznie jako jedyny z formacji defensywnej nie może mieć do siebie większych pretensji. Możliwe, że mógł zachować się lepiej przy czwartej bramce – strzał Ishaka przeszedł mu przez ręce, lecz był on po prostu zbyt mocny. Przy pozostałych golach nie miał natomiast zbyt wiele do powiedzenia. W raporcie InStat Szromnik otrzymał za spotkanie z Lechem 253 punkty InStat Index, co jest trzecim najlepszym wynikiem – lepiej oceniono tylko Wojciecha Gollę oraz Mateusza Praszelika. Oprócz tego miał 86% celnych podań.

Michał Szromnik jest jednym z największych zaskoczeń Jacka Magiery. U trenera Lavički zdecydowanym numerem jeden w bramce był Matus Putnocky. Słowak jednakże dobre występy przeplatał z przeciętnymi. Szromnik u Czecha zagrał jedynie trzy spotkania, gdy Putnocky zmagał się z urazem. Zaprezentował się wówczas z dobrej strony. Decyzja Magiery o stałej wymianie bramkarza była odważna – Szromnik wcześniej nie miał w swojej karierze ani jednego występu w ekstraklasie, a po przyjściu do Śląska występował w drugoligowych rezerwach. Wybór ten okazał się jednak bardzo dobry. Szromnik wprowadził spokój oraz opanowanie. W 24 spotkaniach dla Śląska wpuścił 30 bramek oraz zanotował sześć czystych kont. 

Robert Pich nie pomógł

Jacek Magiera, słusznie zresztą, zaufał swoim zawodnikom i w meczu z Lechem Poznań wystawił dokładnie tę samą jedenastkę co w starciu z Wisłą Płock. Wówczas wrocławianie rozegrali bardzo dobre spotkanie. Ze świetnej strony zaprezentował się Robert Pich – dołożył on, za sprawą rzutów karnych, dwa trafienia. W tym sezonie ma ich już na swoim koncie cztery. Starcie z Wisłą było dla niego jubileuszowe – był to 250. mecz Słowaka w barwach Śląska, a druga bramka była 50. trafieniem w naszej lidze.

– Robert jest bardzo ważną postacią i ma bardzo dużo jakości, ale także pokory. Jest to profesjonalista, który pracuje i liczy się dla niego dobro zespołu. Ile ma, tyle da zespołowi i widać to w końcówkach meczów, kiedy ostatkami sił stara się zakładać pressing. Mieliśmy moment, kiedy się zaciął, ale sytuacja była taka, że naszym zdaniem grał na równym poziomie. Doszukiwaliśmy się problemów, lecz on cały czas grał dobrze, a patrząc na gole i asysty, jest naszym czołowym zawodnikiem – mówił na konferencji pomeczowej Jacek Magiera. W spotkaniu z Lechem był jednak niewidoczny. Oprócz jednego groźnego uderzenia w pierwszej połowie cała formacja ofensywna Śląska została rozpracowana przez defensywę Lecha. 

Śląsk Wrocław nie zawiesi broni

Następne spotkania pokażą, czy był to jedynie wypadek przy pracy czy też początek głębszego kryzysu. Należy pamiętać, że Lech gra w tym sezonie bardzo efektywnie, a wpadka przytrafiła mu się w Białymstoku. Podczas przerwy reprezentacyjnej Jacek Magiera będzie musiał przeanalizować starcie z „Kolejorzem” i wyciągnąć z niego wnioski. W następnej kolejce jego zespół podejmie na własnym stadionie Raków Częstochowa. Będzie to istotny mecz dla obu drużyn – wicemistrzowie Polski znajdują się na czwartej lokacie, a Śląsk na piątej. Między nimi jest punkt różnicy, a strata do liderującego Lecha wynosi trzy punkty. 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze