Widzew bardzo słabo wszedł w rok 2020. Podopieczni Marcina Kaczmarka na 15 możliwych do zdobycia punktów zainkasowali zaledwie pięć. Tak zły początek nowego roku wzbudza w kibicach łódzkiego zespołu niepokój, niepokój, że sytuacja z poprzedniego sezonu się powtórzy. A na to nie mogą sobie w Łodzi pozwolić. Czy „Czerwono-biało-czerwoni” przeżyją deja vu?
Zanim przejdziemy do zdobyczy punktowych Widzewa w meczach po pandemii, przypomnijmy sobie, jak rozpoczął on rundę wiosenną. Ano nawet nie najgorzej, pierwsze spotkanie w tym roku bowiem zremisował. Jednak mógł spokojnie wygrać, ale Olimpia Elbląg przyjechała do Łodzi i grała bez kompleksów, a co najważniejsze – do końca. Bramkę na 2:2 zdobyła w 89. minucie spotkania.
Później przyszło do starcia na szczycie z Górnikiem Łęczna. Widzewiacy przegrywali już od 6. minuty, ale potrafili odwrócić losy tego meczu i ostatecznie pokonali górników, dla których była to dopiero druga porażka przed własną publicznością w tym sezonie. Następnie nastąpiła przerwa podyktowana pandemią koronawirusa. Początkowo nikt nie przypuszczał, że wrócimy jeszcze do gry, jednak z czasem stawało się to coraz bardziej realne. Pytanie, czy zawodnicy Widzewa, jak na profesjonalistów przystało, sumiennie przepracowali ten okres? Czy może się obijali, licząc na to, że już nie wrócą do grania? Tego nie wiemy, ale patrząc na niektórych piłkarzy, można dostrzec pewne braki kondycyjne.
Co po pandemii?
Tak, wiem, że trudno jest zawodnikom wrócić po tak długim rozbracie z piłką do gry. Nawet ten miesięczny okres przygotowawczy, który miał miejsce przed ponownym startem rundy wiosennej, nie zrekompensuje piłkarzom tej wymuszonej przerwy. Każdy jednak miał takie same warunki. Piłkarze takiej Skry Częstochowa wyskoczyli z formą jak filip z konopi. Dlaczego łodzianom miałoby nie iść tak dobrze po powrocie? Przez kilka tygodni nie da się zapomnieć, jak grać w piłkę, co udowadnia chociażby Jóźwiak z Lecha Poznań.
Obserwując natomiast spotkania Widzewa, nie sposób jest się oprzeć wrażeniu, że część piłkarzy łódzkiej drużyny przechodzi obok meczu. Gra się nie klei. Podopieczni trenera Kaczmarka walą głową w mur, rozgrywając swój atak pozycyjny zbyt wolno, a co za tym idzie – zbyt czytelnie dla swoich przeciwników. Brakuje elementu zaskoczenia, przyspieszenia. Po prostu grają tak jak przed rokiem. Stąd rodzą się pewne obawy, czy Widzew bezpiecznie awansuje do Fortuna 1. Ligi.
Po pandemii rozegrano już trzy kolejki. Łodzianie zdobyli tylko jeden punkt, remisując bezbramkowo ze Stalą Rzeszów, która była w tym starciu lepszym zespołem. Widzewiacy dzięki szczęściu i Pawłowskiemu (zresztą nie pierwszy raz w tym sezonie) wywieźli z Podkarpacia to jedno oczko. Podopieczni trenera Kaczmarka nie mieli tyle szczęścia „przed własną publicznością”, gdzie przegrali już dwukrotnie, dwukrotnie 1:2. Mimo znacznej przewagi w posiadaniu piłki, w kreowaniu akcji i liczbie groźnych ataków to łodzianie po 90 minutach gry schodzili na tarczy.
Brak pomysłu na grę i koncentracji odbił im się czkawką szczególnie w tym ostatnim meczu. Do Łodzi przyjechała przedostatnia i praktycznie niemająca już szans na utrzymanie Legionovia Legionowo. Goście grali do końca i pokazali słynny widzewski charakter, którego już od dawna próżno jest szukać w piłkarzach Widzewa.
Deja vu?
W tym roku podopieczni trenera Kaczmarka nie rozpieszczają swoich kibiców. Sympatycy łódzkiej drużyny mają zdecydowanie więcej powodów do zmartwień i zdenerwowania niż zadowolenia z postawy swoich ulubieńców. Każdemu zdarzają się potknięcia, to normalne. Nawet największe ekipy mają gorsze momenty, ale tym, co je charakteryzuje, jest fakt, że stosunkowo szybko potrafią z nich wychodzić. Zbierając potknięcie, można w konsekwencji nie zrealizować postawionego przed sezonem celu, a ten w przypadku Widzewa jest jasny – awans do 1. ligi.
W poprzednich rozgrywkach rundę wiosenną łodzianie także rozpoczęli od kilku wpadek. Z czasem przerodziło się to w rekordową serię remisów, a na końcu okazało się, że przegrano awans na zaplecze ekstraklasy. Dziś jest jeszcze daleko od ferowania wyroków i oceniania, czy ten słaby początek pokrzyżuje plany widzewiakom, wciąż są bowiem liderem, co prawda z jednym punktem przewagi nad GKS-em Katowice i pięcioma nad trzecim Górnikiem Łęczna, ale są. Jednak obecna słaba seria Widzewa może w jego kibicach budzić pewien niepokój.
Od 2015 roku, gdy powstał nowy podmiot kontynuujący tradycje czerwono-biało-czerwonej drużyny, cel był jeden – jak najszybciej powrócić do piłkarskiej elity. Najlepiej awansując rok po roku. Ale już w drugim sezonie po reaktywacji, gdy Widzew grał na poziomie 3. ligi, pojawiły się schody. Na samym finiszu 2016/2017 łodzianie się nie potknęli, oni się po prostu przewrócili. Skończyli tamte rozgrywki dopiero na 3. miejscu, a szkoda, bo pierwszy Finishparkiet Drwęca Nowe Miasto Lubawskie oddał awans drugiemu ŁKS-owi.
Dwa lata później Widzew, będąc już w 2. lidze, powtórzył ten wyczyn. Wspomniana seria remisów przyczyniła się do tego, że zamiast dziś rywalizować o awans do PKO BP Ekstraklasy, widzewiacy muszą ponownie martwić się o to, aby w przyszłym roku znaleźć się na jej zapleczu.
Nastał dzień dzisiejszy
W ramach 26. kolejki łodzianie zagrają w Krakowie z miejscową Garbarnią, która w pięciu meczach 2020 roku również gra w kratkę. Mimo to zdobyła dwa punkty więcej od podopiecznych trenera Kaczmarka. W pierwszym meczu padł remis 1:1. Dziś trudno jest przewidzieć, kto przechyli szalę na swoją korzyść. Według bukmacherów i ekspertów zdecydowanym faworytem są „Czerwono-biało-czerwoni”, ale wiemy, jak to w piłce bywa. Nie zawsze ci, którzy mają pieniądze i superdoświadczoną kadrę z łatwością wygrywają swoje spotkania, prawda?
Po Garbarni można się spodziewać wszystkiego, w tym sezonie bowiem osiem razy wygrywała, tyle samo remisowała i dziewięć razy schodziła z boiska pokonana. Zdobyła 29 goli, a straciła 28. Dla Widzewa zaś jest to dobry moment na przełamanie i odetchnięcie od krytyki, która w ostatnich tygodniach spada na piłkarzy i sztab szkoleniowy. Jeśli jednak dziś nie wygra, a zrobi to GKS Katowice, to może stracić fotel lidera, wtedy z pewnością strach zajrzy piłkarzom z Łodzi głęboko w oczy i zapyta o powtórkę z rozrywki.