Od wprowadzenia reformy Michela Platiniego minęło już przeszło jedenaście lat. Miała ona polegać na tym, by zwiększyć szanse na przebrnięcie przez eliminacje Ligi Mistrzów zespołom ze słabszych piłkarsko lig. M.in. dzięki temu w sezonie 2015/2016 mogliśmy przeżywać remis Legii Warszawa z Realem Madryt w fazie grupowej tych elitarnych rozgrywek.
Po przeszło roku od zniesienia „rewolucji” dokonanej przez Francuza na szczęście wciąż nie brakuje niespodziewanych awansów. W tym roku w fazie grupowej UEFA Champions League prezentuje się po 27 latach mistrz Serbii, Crvena Zvezda Belgrad. Zupełnym debiutantem jest natomiast Young Boys Berno. Awans 12-krotnego mistrza Szwajcarii to kolejna wspaniała historia napisana na kartach Ligi Mistrzów. Obszerny artykuł na temat tego klubu był również publikowany na łamach iGola.
Koniec rewolucji, kontynuacja idei
Oczywiście oba kluby nie mają już żadnych szans na awans do fazy pucharowej po pięciu rozegranych kolejkach. Niemniej patrząc na Serbów trzeba przyznać, iż napsuli oni silniejszym ekipom mnóstwo krwi. Wystarczy wspomnieć o tym, iż przez porażkę Liverpoolu 0:2 na gorącym terenie Crveny ubiegłoroczny finalista Ligi Mistrzów był bliski wypadnięcia poza burtę tych rozgrywek. Szwajcarzy z Berna nie sprawili co prawda żadnej niespodzianki tego pokroju, aczkolwiek w ich przypadu już samo urwanie punktu Valencii (0:0) może być traktowane w tych kategoriach.
Wypada tylko żałować, że żaden z polskich klubów nie potrafi zadomowić się na dobre w tych elitarnych rozgrywkach. Legia, jak już wspomniałem na wstępie, skorzystała z łatwiejszego losowania i przerwała trwający niespełna dwadzieścia lat impas polskich klubów. Poza tym od sezonu 2009/2010 (wówczas wprowadzono reformę Platiniego) polskim zespołom udało się pięciokrotnie załapać do grupowych rozgrywek Ligi Europy. Niestety Legia po historycznych bojach z Realem tylko rozbudziła nadzieje kibiców, by w następnym sezonie sprowadzić ich na ziemię.
Zamiast Superligi… druga Liga Europy
Tymczasem w ostatnim czasie zaczęły nasilać się plotki o utworzeniu Superligi, która miałaby zastąpić Ligę Mistrzów. Na szczęście przewodniczący UEFA, Aleksander Ceferin, zaprzeczył tym doniesieniom, stanowczo potwierdzając, iż na obecną chwilę priorytetem są dotychczasowe rozgrywki. W kuluarach mówi się jedynie o utworzeniu Ligi Europy nr 2, o czym pisał m.in prezes PZPN, Zbigniew Boniek:
Od 2021 prawdopodobnie nowy format rozgrywek klubowych w Europie
-UCL bez zmian
-UEL1-32 drużyny ( 8×4)
-UEL2-32 drużyny ( 8×4)
Zasady, finansowanie,formaty właśnie będą w tych dniach omawiane w Dublinie.— Zbigniew Boniek (@BoniekZibi) November 30, 2018
Prawdę mówiąc, jednym z głównych argumentów przeciwko Superlidze powinien być fakt stworzenia całkowicie elitarnych, wręcz hermetycznych rozgrywek, do których mniejsze kluby praktycznie nie miałyby wstępu. Czy tego byśmy chcieli? Co kolejkę trzy, cztery spotkania na szczycie w stylu Real – Barcelona i, załóżmy, Manchester City –PSG?
Oczywiście sama perspektywa oglądania gwiazd ze wszystkich europejskich krajów w jednej lidze wydaje się być na pierwszy rzut oka kusząca. Jednak śmiem twierdzić, iż rzesza ludzi, którzy doceniają prawdziwą esencję futbolu, jego różnorodność, ale też i urok niespodzianek, byłaby takim ruchem po prostu mocno zawiedziona.
Nie oszukujmy się – już teraz w lidze francuskiej, ale i w hiszpańskiej do czynienia mamy z sytuacją, w której w czołówce od kilku sezonów trzyma się kilka określonych klubów. We Francji odkąd niebotyczne pieniądze w PSG wpompował szejk, klub ten, poza jednym mistrzowskim sezonem Monaco, nie ma sobie równych. W Primera Division mistrzowie się co prawda zmieniają, ale pierwsza trójka od sezonu 2012/2013 jest nie do ruszenia.
Ameryce co amerykańskie, Europie co europejskie
Czy to się komuś podoba, czy też nie współczesny świat opiera się na pieniądzach. Jestem jednak zdania, że powinniśmy walczyć o to, by tak piękna dyscyplina sportowa, jaką jest piłka nożna, nie była nimi przeładowana aż do tego stopnia. Utworzenie Superligi bez wątpienia niosłoby ze sobą takie zagrożenie, związane również z oddzieleniem się od słabszych lig/klubów.
Nie wyobrażam sobie sytuacji w elitarnych, europejskich rozgrywkach, by awanse i spadki były realizowane nie poprzez wyniki sportowe, ale na podstawie klubowych finansów. Funkcjonuje to w warunkach amerykańskich, gdzie jednak mamy do czynienia z zupełnie inną kulturą. Uważam, że w naszej byłby to o ten jeden krok za daleko.
Krok, który pozbawiłby nas poznania tak ciekawych, wzbogacających międzynarodową arenę klubów jak wspomniana wcześniej Crvena, Young Boys Berno, ale też chociażby zeszłoroczny Qarabach Agdam. Bez nich te rozgrywki nie miałyby takiego kolorytu, niespodzianki nie byłyby niespodziankami w pełnym tego słowa znaczeniu, a futbolowa esencja ginęłaby gdzieś pod ciężarem ogromnej ilości pieniędzy.
Pilkarze Polskich klubowek sa zbyt leniwi i zbyt napakowani dobra kasa jaka zarabiaja w ekstraklasie,zeby na maksa starac sie zaangazowac w europuchary i zaczyna sie zimna kalkulacja i blokada w glowach,bo nie chce im sie zasuwac w rytmie co 3,4 dni,gdyz europuchary musieli by dzielic z krajowa liga ktora grana jest w weekend.Niewiem czy pomysl stworzenia LE2 czy cos w tej materi zmieni.Mam obawy ze niewiele,lub nic.Tak aproi\po jedna liga europejska jak teraz to by wystarczyla,a powstanie jeszcze drugiej sprawi,ze malo kto bedzie to ogladal,gdyz tych meczow na roznych frontach jest za duzo.Parenascie lat temu uefa likwidowala puchar zdobywcow pucharow,ze wzgledu na mala ich ogladalnosc i tutaj moze byc podobnie.