Wisła Kraków wygrała ze Śląskiem Wrocław 1:0 w meczu 24. kolejki piłkarskiej Ekstraklasy. Jedyną bramkę dla krakowian zdobył najlepszy strzelec poprzedniego sezonu, Paweł Brożek. Wisła dzięki temu zostaje liderem Ekstraklasy.
Pierwotnie mecz obu ekip miał być rozegrany 10 kwietnia. W związku z żałobą narodową, przełożony został na dziesięć dni później. Po wyjściu na boisko zawodnicy, trenerzy oraz wszyscy znajdujący się na stadionie uczcili minutą ciszy pamięć tragicznie poległych rodaków pod Smoleńskiem, a rękawy piłkarzy były przepasane czarnymi opaskami.

Przed pojedynkiem obu ekip zespół Henryka Kasperczyka był liderem naszej Ekstraklasy, zaś zawodnicy Ryszarda Tarasiewicza zajmowali 9. miejsce z dorobkiem 27 punktów. Mecz zaprzyjaźnionych ze sobą drużyn został rozegrany na Suchych Stawach, stadionie Hutnika Kraków.
Pierwsze minuty meczu to typowe badanie się dwóch ekip. Piłkarze tak Wisły, jak i Śląska potrafili wymienić co najmniej trzy podania. Zawodnicy przyjezdnych starali się wypełniać założenia taktyczne, jakie przed meczem w szatni rozrysował im trener, a więc atakowali wiślaków dopiero od własnej połowy. W 12. minucie po wymianie piłki pomiędzy Diazem, Jiraskiem oraz Alvarezem, ten ostatni dośrodkował w pole karne, jednak Rafał Boguski przestrzelił z odległości kilku metrów. Do 20. minuty żadna ekipa nie była w stanie prowadzić meczu pod swoje dyktando. Dobrze spisywali się Pawełek oraz Kelemen, którzy królowali w walce o górne piłki. Wiele dośrodkowań Wisły było niedokładnych bądź piłkę pewnie chwytał bramkarz drużyny przyjezdnej. Ataki piłkarzy spod Wawela stawały się coraz bardziej odważne. Kolejne dwie sytuacje miał Rafał Boguski, ale nie potrafił umieścić piłki w siatce. Od 20. minuty Wisła przejęła całkowitą inicjatywę w meczu, zawodnicy Śląska mogli jedynie bronić się, wybijając piłkę jak najdalej od własnej bramki.
W 31. minucie w końcu padła bramka. Wspaniale zachował się sędzia, Sebastian Jarzębak, który podyktował przywilej korzyści dla wiślaków (faul w środku pola na Juniorze Diazie), dzięki czemu piłkę przejął Małecki, który z łatwością ograł dwóch zawodników Śląska i podał wzdłuż pola karnego. Tam czyhał Paweł Brożek i umieścił piłkę w pustej siatce. Był to gol, który mógł mieć szczególne znaczenie dla napastnika Wisły, gdyż możliwe, że pozwoli mu się odblokować i zawodnik zacznie strzelać jak w poprzednim sezonie. Kolejne minuty to spokojna i kontrolowana gra „Białej Gwiazdy”, która nie pozwalała rozwinąć skrzydeł przyjezdnym z Wrocławia.
Najważniejszym wydarzeniem pierwszych dziesięciu minut drugiej połowy było niemądre zachowanie Arkadiusza Głowackiego, który umyślnie zagrał piłkę ręką. W ten sposób kapitan krakowian otrzymał żółtą kartkę, która wyeliminowała go z gry w następnym meczu, kto wie, czy nie najważniejszym w sezonie. Spotkanie z Lechem Poznań odbędzie się przecież już w tę sobotę. Od tego momentu zawody zaczęły się zaostrzać, kolejni piłkarze oglądali żółte kartki. Wisła miała przewagę. Brożek oraz Małecki byli łapani na pozycjach spalonych bądź słowacki bramkarz powstrzymywał ich strzały.
Jedna z nielicznych akcji Śląska miała miejsce w 61. minucie. Piękne, prostopadłe podanie zagrał Sztylka, jednak Tadeusz Socha nie był w stanie tego wykorzystać. To okazało się jedynym zagrożeniem ze strony ekipy Ryszarda Tarasiewicza. Wisła opanowała pole gry i to ona dyktowała warunki. Jedna bramka nie odzwierciedla przewagi, jaką posiadali podopieczni trenera Kasperczaka. W 72. minucie Paweł Brożek wyszedł sam na sam ze Słowakiem, jednak zamiast mijać bramkarza gości, chciał podawać futbolówkę do wychodzącego Łobodzińskiego i jego plan spalił na panewce. W następnej sytuacji drugi z bliźniaków chciał zaskoczyć Kelemena strzałem z boku boiska, lecz bramkarz Śląska szybko się zorientował i wybronił strzał lewego obrońcy mistrza Polski.
Najaktywniejszym zawodnikiem meczu był Patryk Małecki, który często aprobował obrońców wrocławian. Wisła zasłużenie wygrywa ze Śląskiem i ma cztery punkty przewagi nad Lechem Poznań. U wrocławian było widać brak typowego napastnika. Vuk Sotirović bardzo przydałby się Tarasiewiczowi w tym spotkaniu, gdyż jego podopieczni w drugiej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału na bramkę Pawełka.