Ostatnie dni to dla Makowskiego okres pełen wrażeń – w niespełna tydzień zaliczył debiuty we wszystkich rozgrywkach, w jakich występuje Legia. Liga Europy, ekstraklasa i Puchar Polski – tak wyglądał chrzest bojowy piłkarza, który ponad pół życia spędził w Legii.
Legii kibicował już jego dziadek, który na mecze zabierał ojca Rafała Makowskiego. Wychował się w domu, w którym wszyscy byli za klubem z Łazienkowskiej. Wraz z rodzicami chodził na mecze Legii jeszcze na stary stadion, a po wybudowaniu nowego – zasiadał wraz z nimi na sektorze rodzinnym. Jego brat grał w młodzieżowej drużynie z rocznika ’94, a teraz jest trenerem w akademii. Trudno się dziwić, że marzeniem zawodnika, który dorastał w takich okolicznościach, były treningi w Legii. 12 lat temu pozytywnie przeszedł testy i od tego czasu występuje w młodzieżowych drużynach „Wojskowych”. W kadrze pierwszego zespołu to drugi, obok Michała Kopczyńskiego, „prawdziwy” (jego pierwszym klubem była Legia) wychowanek. Debiut w ekstraklasie to dla niego, jak napisał na Twitterze sam Makowski, spełnienie własnego „american dream”.
We wszystkich trzech meczach trener Berg wystawiał go jako defensywnego pomocnika. Jego nominalną pozycją jest jednak środek obrony – w linii defensywnej występuje w rezerwach Legii oraz w Centralnej Lidze Juniorów. Tymczasem piłkarz nie od zawsze jest odpowiedzialny za odbiór piłki. W juniorach największą frajdę sprawiało mu mijanie rywali i strzelanie goli. Lecz trenerzy widzieli w nim obrońcę i koniec końców chyba się nie pomylili. Grając jako stoper, Makowski może w pełni wykorzystać swoje zalety. Potrafi dobrze czytać grę, odebrać piłkę, świetnie spisuje się w powietrzu. Ponadto nie zatracił też umiejętności, które nabył, grając w ofensywie – potrafi kombinacyjnie rozegrać piłkę, zagrać na jeden kontakt – co sprawia, że jest zawodnikiem niezwykle wszechstronnym. Jego największą zaletą jest jednak cross – jak przyznaje sam zawodnik, to wrodzona umiejętność, którą wciąż stara szlifować po treningach.
Chociaż piłkarz od zawsze kibicuje Legii, jego wymarzonym klubem jest… Realu Madryt. Ulubioną ligą – Premier League. Jednak myślenie o podboju Europy Makowski woli pozostawić na potem, a na razie skupić się na swojej karierze w Legii.
Po pierwsze: Liga Europy
Jest 61. minuta rewanżowego meczu w Lidze Europy z FK Kukesi. Legia prowadzi z Albańczykami 1:0 (wynik pierwszego spotkania zweryfikowano jako walkower dla drużyny z Warszawy). Berg widząc, że jego drużynie nic złego już się stać nie może, postanawia w miejsce kontuzjowanego Pazdana wpuścić piłkarza, który nie rozegrał wcześniej nawet minuty w oficjalnym meczu pierwszej drużyny Legii. Tym sposobem Rafał Makowski, który dzień wcześniej obchodził swoje 19. urodziny, zaliczył swój wymarzony debiut. Młody piłkarz nie unikał gry – często sygnalizował wolną pozycję, zanotował kilka udanych zagrań.
Po drugie: ekstraklasa
Sobota, godzina do meczu z Wisłą Kraków. Wszyscy spodziewają się, że obok Dominika Furmana jako drugi defensywny pomocnik wystąpi Michał Pazdan. Jednak na rozgrzewce piłkarz zgłasza uraz i sztab postanawia nie ryzykować jego zdrowia. W takiej sytuacji Berg na głęboką wodę postanawia wrzucić Makowskiego i w ostatniej chwili włącza go do wyjściowej jedenastki. Piłkarz może być zadowolony ze swojego debiutu w lidze. Wprawdzie pierwsze dwa kwadranse nie były najlepsze w jego wykonaniu – w jego grze brakowało spokoju w rozegraniu, zdarzały mu się nerwowe interwencje, był mało widoczny. Można było odnieść wrażenie, że pozostali gracze nie mają do niego jeszcze zaufania – nawet w sytuacjach, kiedy aż prosiło się, żeby podać mu piłkę, był pomijany. Dopiero wygrany pojedynek główkowy oraz faul na nim, po którym piłkarz Wisły dostał żółtą kartkę, sprawiły, że drużyna zaczęła z nim grać. Po przerwie wrócił na swój dobry poziom, jaki zaprezentował w meczu Ligi Europy. Jego gra była dużo spokojniejsza, dzięki czemu Dominik Furman mógł częściej włączać się do akcji ofensywnych. Makowski nie odstawał od swoich starszych kolegów z zespołu ani pod względem fizycznym, ani piłkarskim. Z występu debiutanta w ligowym klasyku zadowolony był trener warszawian: – Dobrze, że zespół ma okazję go poznać. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie oraz okoliczności, Makowski wypadł bardzo dobrze. Dla niego to idealny moment, by teraz grać. Jego dobrą postawę w meczu przeciwko Wiśle docenił też popularny „Vuko”:
https://twitter.com/vukopfc/status/630441032048578560
Po trzecie: Puchar Polski
Pierwszyzną, jeżeli chodzi o Puchar Polski, był dla niego występ w Łęcznej przeciwko tamtejszemu Górnikowi. Zadanie było o tyle trudniejsze, że jego partnerami z drugiej linii w tym meczu byli Ryczkowski, Kopczyński i Pablo Dyego. Grając obok mniej doświadczonych piłkarzy, nie zaprezentował się już tak dobrze, jak w poprzednich meczach. Niemniej jednak Makowski wystrzegał się błędów i zaliczył kilka odbiorów. Gorzej wyglądała jego współpraca z napastnikami. Kolejne rozegrane 90 minut to dla niego bezcenne doświadczenie, które w przyszłości pozwoli mu stać się lepszym zawodnikiem.
Pierwszy wychowanek Berga?
Trzy mecze z rzędu rozegrane przez Makowskiego to, patrząc na dotychczasową działalność Berga w Warszawie, coś ekstraordynaryjnego. Młodzi gracze z akademii nie odgrywają w jego zespole żadnej znaczącej roli. Norweg został niejako przyparty do muru, ponieważ z powodu kontuzji kilku piłkarzy w zasadzie nie miał innego wyjścia, niż postawić na któregoś z młodych. Wybór padł na Makowskiego i z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że dał argument trenerowi, żeby stawiać na niego częściej. Pozostaje pytanie, czy 210 minut, jakie spędził na boisku Makowski, to tylko jednorazowy wybryk Berga spowodowany trudną sytuacją kadrową czy może zapowiedź zmiany podejścia do wychowanków Legii?