Cracovia sensacyjnie rozbiła w 9. kolejce T-Mobil Ekstraklasy na wyjeździe Śląsk Wrocław 3:0. Decydujące bramki strzelali Ntibazonkiza (dwie) i Danielewicz. Ten wynik to niewątpliwie niespodzianka i fatalny prognostyk dla wrocławian przed meczem z liderującą Legią w najbliższej kolejce.
Spotkanie kapitalnie zaczęli goście z Krakowa. Już w 1. minucie Saidi Ntibazonkiza stanął oko w oko z Gikiewiczem, ale to bramkarz wrocławian był górą. Gospodarze nie potraktowali poważnie tego ostrzeżenia. W 5. minucie na kolejną stuprocentową sytuację wybiegał Nowak, golkiper Śląska wybiegł z pola karnego i ręką zatrzymał piłkę, za co dostał czerwoną kartkę. Od tamtego momentu drużyna z Dolnego Śląska miała zdecydowanie pod górkę. 180 sekund później po raz pierwszy sprawdzony został Kelemen. Ze strzałem Nowaka Słoweniec poradził sobie bez zarzutu i skończyło się tylko na rzucie rożnym. Gospodarze, mimo osłabienia, chcieli zaatakować. Po dobrej wrzutce Mili niecelnie uderzał Paixao. W odpowiedzi Budziński strzelił ze wślizgu, ale piłka minęła bramkę. Po raz pierwszy Pilarza poważnie sprawdził Paixao, jego uderzenie głową kapitalnie obronił bramkarz „Pasów”. Cracovia zaczęła mieć kłopoty. W 26. minucie Hołota obił poprzeczkę krakowian, a Steblecki odgryzł się minimalnie niecelnym strzałem. Na kilka sekund przed końcem pierwszej połowy po raz drugi Nitbazonkiza znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy, ale i tym razem Burundyjczyk nie zdobył gola. Kilka sekund później Daniel Stefański zaprosił obie drużyny na przerwę.
Pierwsza połowa była obfita w ciekawe boiskowe sytuacje. Obie drużyny stworzyły sobie mnóstwo okazji do zdobycia gola, mimo to w pierwszych 45 minutach żadnego nie było. Zdecydowanie brakowało skuteczności i opanowania w decydujących momentach. Śląsk dobrze sobie poradził ze stratą zawodnika, ale Cracovia mogła liczyć na ostatnie 15, 20 minut, ponieważ kiedy gospodarze opadną z sił, wtedy brak jednego piłkarza może wypaczyć wynik meczu.
Pierwsza połowa rozpoczęła się świetnie dla gości. W 49. minucie przypadkowa piłka spadła po nogi Ntibazonkizy, a Burundyjczyk z trzech metrów pewnie wpakował futbolówkę do siatki. Po bramce tempo meczu nieco spadło. Do 71. minuty nie widzieliśmy godnej odnotowania sytuacji. Wtedy to po podaniu Nowaka chrapkę na drugiego gola miał Saidi, ale uderzył obok słupka. Chwilę później to Nowak miał dobrą sytuację, ale zamiast strzelać, wdał się w drybling i stracił piłkę. Cracovia naciskała na Śląsk. Po świetnym dośrodkowaniu Danielewicza w piłkę nie trafił Marciniak. Powinno być już 2:0. Krakowianie w drugiej połowie byli stroną dominującą. W 82. minucie było pozamiatane. Ntibazonkiza w swojej trzeciej sytuacji sam na sam w tym spotkaniu w końcu wygrał z bramkarzem rywala i było 2:0. Siedem minut po drugim golu z rzutu wolnego uderzał Mila, ale dobrą interwencją popisał się Mila. W 92. minucie wynik spotkania ustalił Danielewicz.
Mecz zakończył się sensacyjną porażką wrocławian na własnym podwórku 0:3. Na pewno znaczący wpływ na przebieg spotkania miała czerwona kartka dla Rafała Gikiewicza, ale należy pochwalić Cracovię za naprawdę dobre spotkanie. Trzeba przyznać, że Śląsk mógł powalczyć w tym starciu, ale zabrakło skuteczności tak jak w Chorzowie. Jest to element, nad którym piłkarze powinni głównie pracować na treningach.
Marcin Budziński strzelił :)
Co za d3bil to pisał !? tu są najmniej dwa błędy
w piśmie. :/
ladne jaja z tym tekstem ,błąd za błędem !