Selekcjonerskie spojrzenie na świat


Dostało się ostatnio od dziennikarzy Franciszkowi Smudzie za słowa, iż dopiero teraz oczy mu się otworzyły oraz że boli go serce na zgrupowaniach reprezentacji. Panie Franciszku, nie dziwię się, mnie też boli, pomimo że jestem znacznie młodszy. Boli, bo widzę stan polskiego futbolu. Cieszę się, że Pan również to widzi, w przeciwieństwie do niektórych swoich poprzedników.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie sięgajmy do prehistorii, ale podajmy kilka przykładów już z XXI wieku, bo pomimo iż mamy dopiero dziesiąty rok nowego millenium, kilku selekcjonerów już się przewinęło. Jerzy Engel wystawił na prawej obronie w najważniejszym meczu od 16 lat Marka Koźmińskiego, pomimo że ten, ani wcześniej, ani później, nigdy na tej pozycji nie zagrał. Powoływał Arkadiusza Bąka, chyba tylko z racji przynależności klubowej, wziął na mundial Pawła Sibika – na prawie 40 milionów mieszkańców kraju nad Wisłą i Odrą chyba tylko on go widział w kadrze. Po mistrzostwach piłkarz oczywiście przepadł w Odrze Wodzisław i na Cyprze. Jego następca, Paweł Janas, nie widział najpierw w kadrze, a potem w podstawowym składzie Tomasza Frankowskiego. Sytuacja ze słabszym wzrokiem była podobna – cały kraj podziwiał jego gole w lidze, europejskich pucharach, poza selekcjonerem. Ten, pomimo że „Franek” załatwił mu awans do turnieju finałowego, pozostawił go w domu i nie zabrał na mistrzostwa do Niemiec. Po Janasie nastał dłuższy, jak dla mnie zdecydowanie za długi, czas panowania Leo Beenhakkera. Nazwiska Pazdan i Zahorski mówią wszystko. Z tych powołań śmiała się cała Polska. Spadający z ligi Górnik Zabrze i kilka powołań do reprezentacji narodowej, a dwaj wymienieni pozostawali w niej najdłużej. Na szczęście nie odgrywali znaczących ról, ale sam fakt powołania do reprezentacji pozostał dużym niesmakiem.

To przykłady z ostatnich lat. Obyci w świecie, wygadani, błyskotliwi w wypowiedziach Engel i Beenkakker, niedostępny Janas i „Franz” Smuda, wyśmiewany za swoje słownictwo, składnię wypowiadanych zdań, brak wykształcenia. Jednak to on pierwszy od lat oparł skład na rzeczywiście najlepszych obecnie polskich piłkarzach, to on otwarcie mówi, na jakich pozycjach mamy problem, i to on jako jedyny potrafił powiedzieć, że nie mamy piłkarzy takich, aby osiągnąć sukces na Euro 2012. Tego nie umiał nikt z poprzedników, bo albo jechaliśmy po medal mistrzostw świata, albo mieliśmy utalentowanych piłkarzy liczonych przynajmniej w setkach. Ten, kto choć odrobinę zna się na piłce, wie, że to było mydlenie oczu.

Zgadzam się, że Smuda powołuje różnych piłkarzy, lepszych i gorszych, ale on po prostu próbuje ludzi na pozycjach, na których mamy kompletną posuchę, bo może ktoś nagle wypali. Tonący brzytwy się chwyta i stąd w kadrze pojawił się choćby Hubert Wołąkiewicz, choć wolałbym w niej widzieć ludzi, którzy przynajmniej grają w swoich klubach na tej pozycji, na którą selekcjoner poszukuje kandydata. W reprezentacji, spotykając się raz na miesiąc, nie damy rady zrobić z napastnika lewego obrońcy, jak w przypadku Rafała Siadaczki w Widzewie.

Spróbujmy też zrozumieć Smudę w sprawie pozyskiwania obcokrajowców dla potrzeb naszej kadry. Adam Matuschyk (tak ma w dokumencie tożsamości) już strzela i nieźle gra w środku pola. Sebastianem Boenischem zachwycały się chyba każda gazeta i portal po zaledwie dwóch rozegranych spotkaniach. Z niecierpliwością czekamy na Damiena Perquisa, który ma załatać dziurę w środku obrony. I wolę ich niż Emmanuela Olisadebe czy Rogera Guerreiro, ludzi, w których płynie choć domieszka polskiej krwi. Znamy dobrze historię naszego kraju, liczną emigrację, która istniała od dziesiątek lat. Dopiero teraz nastał czas, że potomkowie tych emigrantów chcą grać w biało-czerwonych barwach. Pewnie dlatego, że jest w naszym kraju coraz normalniej. Przyjazd na kadrę to nie walka o premie, normalne stroje czy przyzwoity hotel na czas zgrupowania. To prestiż, bo nie jesteśmy już zaściankiem Europy.

Nie narzekajmy więc na Smudę, jego powołania, relacje z mediami. Jestem pewien, że podczas Euro będziemy walczyć o każdą piłkę przez 90 minut. Ten trener nam to gwarantuje. Czy wyjdziemy z grupy, czy zakwalifikujemy się do półfinału, tego nikt nam nie zapewni, nawet opłacany w milionach euro zagraniczny, medialny trener. Tu musiałby stać się cud, a ponoć Smuda…

Więcej zdjęć Polaków na bialoczerwoni.com.pl .

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze