Nie tak miało być, czyli Schalke w kryzysie na początku sezonu


Sprawdzamy, co dzieje się z zespołem Markusa Weinzierla

20 września 2016 Nie tak miało być, czyli Schalke w kryzysie na początku sezonu

Schalke 04 Gelsenkirchen – w ostatnich latach w Niemczech klub, którego oczekiwania chyba najbardziej rozmywały się z rzeczywistością. Zamiast regularnej walki o mistrzostwo była emocjonująca batalia o to, aby w ogóle załapać się do pucharów. Zamiast sukcesów na arenie europejskiej zdarzały się większe bądź mniejsze rozczarowania, a czasami nawet wstydliwe wpadki. W tym sezonie miało być zupełnie inaczej. Bo nie dość, że zespół przeszedł swoistą rewolucję, to czytając przedsezonowe wypowiedzi osób związanych z klubem, można było odnieść wrażenie, że dawno nie emanowali taką nadzieją.


Udostępnij na Udostępnij na

Historyczny „wyczyn”

Plany i marzenia to jedno, realia to drugie. Nikt chyba w najgorszych snach nie wyobrażał sobie takiego startu sezonu. Ok, w pucharach jest nieźle, bo inaugurujące spotkanie z Niceą zostało rozstrzygnięte na korzyść Niemców, ale w lidze jest po prostu bardzo słabo. Zespół z Veltins-Arena przegrał trzy pierwsze spotkania. Po raz ostatni takiego „wyczynu” dokonał… na początku sezonu 1985/1986!

Zespół z Veltins-Arena przegrał trzy pierwsze spotkania. Po raz ostatni takiego „wyczynu” dokonał… na początku sezonu 1985/1986!

Przegraną z Bayernem można jeszcze jakoś usprawiedliwić, bo zespół Markusa Weinzierla nie dość, że przegrał z bardzo mocnym rywalem, to na jego tle przez większość meczu zaprezentował kawał dobrego futbolu. Porażki z Eintrachtem i Herthą są jednak dużym ciosem dla fanów „Die Koenigsblauen”. Ta pierwsza była zasłużona, bo wicemistrzowie Niemiec z 2007 roku wyglądali na tle frankfurtczyków jak zagubione dzieci we mgle. Ta z Herthą mogła zaboleć chyba nawet bardziej, bo zdarzyła się w momencie, w którym wydawało się, że drużyna łapie wiatr w żagle (po zwycięstwie w Lidze Europy w Nicei „Bild” napisał, że piłkarze w końcu rozumieją taktykę Markusa Weinzierla) i krok po kroku wszystko idzie w oczekiwaną stronę.

Po zwycięstwie w Lidze Europy w Nicei „Bild” napisał, że piłkarze w końcu rozumieją taktykę Markusa Weinzierla.

Brak koncentracji = brak punktów…

Co jest więc przyczyną tak słabej passy? Trudno postawić jednoznaczną diagnozę, ale wydaje się, że jednym z głównych powodów jest to, że niemal w każdym meczu zawodnicy Schalke mają momenty, kiedy na boisku lekko się „wyłączają”, a rywal potrafi z tego skrzętnie skorzystać. Kiedy natomiast wykorzysta błąd i strzeli bramkę, automatycznie podcina ona skrzydła zawodnikom z Gelsenkirchen i jest im bardzo trudno wrócić do gry.

Weźmy pod lupę chociażby wspomniane wcześniej spotkanie z Bayernem, gdzie oczywiście rywale stwarzali od czasu do czasu groźne sytuacje (m.in. w drugiej połowie fatalne pudło zaliczył Robert Lewandowski), ale dopiero bramka właśnie Lewandowskiego w samej końcówce spowodowała, że monachijczycy powalili na deski Schalke, które przecież było równorzędnym przeciwnikiem i nie byłoby żadną niesprawiedliwością boiskową, gdyby ten mecz wygrało. Sam gol był natomiast w 80-90% wypracowany przez Javiego Martineza. Jego podanie (nomen omen kapitalne) przeszło jednak za łatwo przez zasieki piątej drużyny zeszłego sezonu. Podobny scenariusz miało niedzielne spotkanie w Berlinie, które uczestnicy Ligi Europy przegrali 0:2. Kluczowy moment? Fatalny błąd Stambouliego, z którego skrzętnie skorzystał Mitchell Weiser. Po tym golu goście z Zagłębia Ruhry padli niemal jak bokser, który dostał potężny gong.

https://www.youtube.com/watch?v=iy0wnbuGDNg

… a może problemem polityka transferowa Schalke?

Czy można większość problemów zwalić na politykę transferową dyrektora sportowego Christiana Heidela, który przecież w Mainz udowodnił, że jak mało kto ma nosa do tanich, a jednocześnie wzmacniających zespół i dających w przyszłości duże profity transferów? Jestem daleki od takich uproszczeń, bo jeżeli spojrzymy na nowych graczy, w większości są to nazwiska, które nawet w tych przegranych starciach pokazywały, że do Schalke mogą wnieść powiew świeżości i być wartością dodaną.

Z dobrej strony w swoim debiucie z Bayernem pokazał się Jewhen Konoplyanka. Ukrainiec był jednym z najbardziej aktywnych zawodników, starał się swoimi akcjami rozerwać obronę mistrzów Niemiec, operował częściej po prawej stronie boiska, ale od czasu do czasu pojawiał się również na lewej stronie.

Dobrym ruchem było także sprowadzenie Nabila Bentaleba i Benjamina Stambouliego (oczywiście nie można zapomnieć, że popełnili tak kosztowne błędy z Herthą). Zwłaszcza ten pierwszy jest już pomału uznawany za lidera zespołu (tak go ochrzcił „Bild”), a jego słabsza gra i mniejsza agresywność były widoczne w niedzielę, kiedy podopieczni Markusa Weinzierla mieli duże problemy z opanowaniem gry w środku pola.

Nabila Bentaleba „Bild” ochrzcił już liderem zespołu.

Ale żeby nie było tak słodko, wśród nowych zawodników jest też postać, która, biorąc pod uwagę potencjał i wcześniejsze lata kariery plus oczekiwania, które z nim w Niemczech wiązano, do tej pory rozczarowuje. To Breel Embolo. Reprezentant Szwajcarii trafił do Schalke za prawie 22 miliony euro i został najdroższym nabytkiem klubu (pobił rekord należący do Klaasa-Jana Huntelaara, który został pozyskany sześć lat temu z Milanu za 14 milionów euro), ale na razie nie spłacił nawet jednej dziesiątej tej kwoty.

Breel Embolo trafił za prawie 22 miliony euro i został najdroższym nabytkiem klubu (pobił rekord należący do Klaasa-Jana Huntelaara, który został pozyskany sześć lat temu z Milanu za 14 milionów euro).

Zdobył co prawda debiutancką bramkę w Pucharze Niemiec z piątoligowym Villingen, ale jak do tej pory nie był w stanie zbawić klubu i pokazać coś extra, z czego był znany w Basel. W jego grze widać ogromną ambicję i chęć wykonywania na boisku każdego zadania. Często jednak obraca się to przeciwko niemu, ponieważ gra zbyt samolubnie i traci piłkę, zamiast rozegrać ją z lepiej ustawionymi kolegami.

https://www.youtube.com/watch?v=A0FK3veu7yM

Co czeka Schalke w najbliższym czasie? Już jutro kolejny mecz ligowy z rywalem trudnym, z FC Koeln, które wyśmienicie rozpoczęło nowy sezon i jak na razie plasuje się na czwartym miejscu w tabeli (choć przez kilkanaście godzin było nawet liderem). Potem wyjazd do Hoffenheim, a następnie mecz Ligi Europy z FC Salzburg. W Gelsenkirchen wszyscy starają się zachować przed tym trudnym okresem spokój, ale jutrzejsze spotkanie z „Kozłami” z Kolonii będzie ogromnie ważne, a można nawet przyjąć tezę, że kluczowe. Jeżeli uda się przełamać, wszystko może ruszyć z kopyta w dobrą stronę. Jeżeli natomiast przydarzy się kolejna wpadka, sytuacja będzie się stawała coraz bardziej nerwowa, a Naldo będzie mógł po raz kolejny powtórzyć w wywiadzie pomeczowym, że to nie jest jeszcze Schalke.


Zimą pisaliśmy o Schalke Breitenreitera.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze