Bez presji i na spokojnie, bez niepotrzebnego chaosu i rozgłosu klub z Fryburga osiąga bardzo dobre wyniki i dzięki temu zajmuje wysoką lokatę w tabeli niemieckiej Bundesligi. Do takiego stanu rzeczy nie doszło jednak przez przypadek. Przemyślana polityka transferowa i konsekwencja w działaniu spowodowały, że kibice drużyny mogą czerpać radość z kolejnych spotkań swoich pupili.
Średniak bez większego potencjału po cichu wszedł pomiędzy większe od siebie marki. SC Freiburg spisuje się jak dotąd bardzo dobrze i z pewnością w klubie chcieliby powtórzyć sezon wcale nie tak dawny, bo 2016/2017, gdy zajęli 7. miejsce, gwarantując sobie tym samym udział w kwalifikacjach do Ligi Europy.
Można przypuszczać, że tego osiągnięcia nie byłoby, gdyby nie trener Christian Streich, który wykonuje kapitalną pracę w zespole z pewnością nienależącym pod żadnym względem do potentatów Bundesligi. Być może w klubie głośno nikt nie mówi o pucharach, bo i droga do tego momentu daleka, ale kiedy widzi się Freiburg na tak wysokim miejscu, wspomnienia sprzed kilku lat wracają.
Ojciec sukcesu
Christian Streich – człowiek legenda, związany chyba od zawsze z Freiburgiem. To tu grał w piłkę, to tu jego kariera trenerska się rozpoczęła i trwa nieustannie do dziś. Były oczywiście chwile smutne, kiedy trzeba było pożegnać się z ligą, ale i były momenty radości, gdy Freiburg nieoczekiwanie dostał dzięki swojej pracy bilet do Europy. Tam jednak niczego nie ugrał i po krótkim epizodzie w kwalifikacjach do Ligi Europy kontynuował grę na krajowym podwórku.
Mimo tych skoków z dołu do góry pozycja trenera Streicha wciąż była niezagrożona. Wokół coś się działo, szkoleniowcy byli zwalniani i zatrudniani, a sympatyczny pan Christian wciąż pozostawał wodzem w swoim klubie. W obecnych czasach jest to rzecz wręcz mało spotykana, by trener był związany z jednym zespołem aż tak długo, licząc karierę piłkarza. 51-latek pracuje tu jednak nadal i najwyraźniej nie śpieszno mu odchodzić gdziekolwiek indziej.
Zresztą pytanie, po co miałby to robić? Jeśli mowa o kwestii zarobkowej, to oczywiście jak najbardziej, ale to mimo wszystko wiązałoby się ze sporym ryzykiem. Tu ma spokojną pracę, w której cieszy się dużym uznaniem, a zresztą niewątpliwie szkoda byłoby opuszczać miejsce, które się zbudowało.
Świętowanie z mocnym przytupem
Miała być walka o utrzymanie, mimo że w Bundeslidze nie brakuje klubów biedniejszych oraz kadrowo gorszych jakościowo. Zamiast bić się z Bayerem, Wolfsburgiem czy Borussią Moenchengladbach o górną część tabeli wielu wskazywało raczej na starcia z Paderborn, Augsburgiem czy Unionem w walce o przetrwanie. Początek sezonu jednak wyraźnie wskazuje, że przynajmniej przez jakiś czas wszyscy eksperci co najwyżej mogą podziwiać pracę trenera roku 2017, który chciałby wraz ze swoimi podopiecznymi zrobić wcale niemały prezent, a nawet i dwa w jednym.
Tak się właśnie składa, że już niebawem, bo w 2020 roku, klub ogłosi wybudowanie nowego 35-tysięcznego obiektu, na który za kilka miesięcy przeniesie się ekipa „Bryzgowijskich Brazylijczyków”. Niewykluczone, że właśnie w roku, w którym SC Freiburg dostanie nowy dom, klub będzie się również cieszył z awansu do europejskich rozgrywek.
https://twitter.com/WJaniuk/status/1126128525046685696
Konieczne jest jednak, by formę podtrzymać i co ważne, nie stracić w międzyczasie najlepszych zawodników, a to rzecz dość często spotykana w takich klubach jak Freiburg. Niezbyt bogatych, świetnie pracujących z młodzieżą i potrafiących odbudowywać kariery graczy, którzy przepadli gdzieś indziej.
Armata – Luca Waldschmidt
First hurdle cleared ✅
Welcome to the senior team, Luca #Waldschmidt 👏#DieMannschaft #GERNED pic.twitter.com/CIGgHKhAWH
— germanfootball_dfb (@DFB_Team_EN) September 3, 2019
Nie Vincenzo Grifo ani nie Nils Petersen, tylko niedawny młodzieżowy reprezentant Niemiec, Luca Waldschmidt, znajduje się na ustach swoich kibiców. 23-latek jest w fantastycznej formie strzeleckiej, zdobył cztery gole, a niebawem jego osobą mogą się zainteresować większe kluby. Nic w tym zresztą dziwnego, w końcu nie tylko w lidze, ale i również na ostatnich młodzieżowych mistrzostwach Europy napastnik pokazał swoje strzeleckie walory. Tylko w finałowym starciu z Hiszpanią nie był w stanie pokonać bramkarza rywali. Nie przeszkodziło mu to jednak w zdobyciu korony króla strzelców rozgrywek.
Szczególnie dał się zapamiętać Serbom oraz Duńczykom, którym wbił łącznie pięć goli. Snajperskie dokonania snajpera Freiburga na tym się jednak nie kończą. W tym sezonie zdobył już dwie bramki w trzech spotkaniach, co jest bardzo dobrym wynikiem. Jeśli tak dalej pójdzie, spokojnie może przebić swoje dokonania z poprzedniego sezonu, gdy w 30 meczach zaliczył dziewięć trafień. Jeśli by się tak stało, przyszłość urodzonego w Siegen zawodnika może się pisać w jeszcze bardziej kolorowych barwach, a po jego osobę zaczną się zgłaszać najwięksi.
Łatwy początek
Brawa rzeczywiście się należą, zespół jednak robi swoje, wygrywa to, co ma wygrywać, ale na prawdziwe testy jeszcze nie przyszedł czas. Dotychczas udało się pokonać SC Paderborn, które i tak spisywane jest przez większość na straty, czy FSV 05 Mainz, które też przecież nie należy do najsilniejszych zespołów.
Piłkarzom z Schwarzwald-Stadion udało się także wysoko pokonać Hoffenheim, bo aż 3:0, ale i ten rywal nie jest już przecież tak silny, jak był przed rokiem. Ciekawe zatem, jak drużyna trenera Christiana Streicha będzie się prezentowała z przeciwnikami nieco silniejszymi, z którymi sąsiaduje w tabeli.
Podkreślić trzeba jednak fakt, że zespół może równie dobrze rozkręcićsię jeszcze bardziej, bo ma ku temu możliwości. Nie zdążył o sobie wciąż przypomnieć ten, który błyszczał tu nie tak dawno – Vincenzo Grifo. Jego przyjście nie mogło być spowodowane zwykłym przypadkiem w celu poszerzenia kadry. Czołową postacią może być wciąż Nils Petersen, a i duże nadzieje wiąże się z Koreańczykami – Chang-hun Kwonem oraz Woo-yeong Jeongiem sprowadzonym z Bayernu Monachium.