Santi Cazorla – historia prawdziwa


Hiszpan po koszmarnej kontuzji i czterech latach przerwy wraca do reprezentacji Hiszpanii

25 maja 2019 Santi Cazorla – historia prawdziwa
Givemesport

Dwa lata przerwy od sportu, jedenaście operacji, zagrożenie amputacji stopy – tak w skrócie można opisać mękę piłkarza, wywołaną przez kontuzję stawu skokowego i towarzyszące jej powikłania. Wielu go skreślało i nie wierzyło, że będzie w stanie wrócić na boisko. Tymczasem Hiszpan udowodnił, że wystarczy po prostu chcieć i wierzyć. Pokazał niesamowity charakter goniący ślepo za pasją. Pełna zwrotów akcji, aczkolwiek zakończona niesamowicie szczęśliwie – historia ostatnich lat kariery Santiego Cazorli.


Udostępnij na Udostępnij na

Magiczna technika, lewa noga tak samo dobra jak prawa i boiskowa wizja. Takimi cechami wyróżniał się były piłkarz Arsenalu, tak więc nic dziwnego, że kibice go kochali. Był jedną z kluczowych postaci drużyny Arsena Wengera, lecz kontuzja pokrzyżowała drogę jego kariery. Nikt nie spodziewał się zresztą, że zwykły uraz stawu skokowego uniemożliwi mu występy w oficjalnych spotkaniach na okres dwóch lat.

Od zawsze był „szklany”

Piłkarz urodzony w Llanerze przez całą swoją dotychczasową karierę odniósł sześć poważniejszych kontuzji. Każda z nich wykluczała go przynajmniej na miesiąc z wykonywania zawodu. Najtragiczniejsza z nich – kontuzja kostki, niosąc ze sobą masę powikłań, wykluczyła go z gry aż na ponad 600 dni. W sumie przez wszystkie kontuzje, od 2009 roku, pauzował przez ponad 850 dni – tyle czasu zmagał się z urazami: kości strzałkowej w stopie, mięśni przywodziciela, stawu skokowego, więzadeł w kolanie i ścięgna Achillesa.

Początki bólu w okolicach stawu skokowego

Początek problemów zdrowotnych Cazorli sięga swoją genezą do stosunkowo dawnych czasów. Santi przyznał kiedyś, że jest w stanie wskazać dokładna datę, kiedy po raz pierwszy zaczął odczuwać uraz kostki – miało to miejsce podczas towarzyskiego meczu między Hiszpanią a Chille, we wrześniu 2013 r. Wówczas ból był na tyle nieduży, że Hiszpan był w stanie dokończyć mecz w pełnym wymiarze czasowym. Jednak po kilku dniach, uraz zdecydowanie uległ pogłębieniu, a ból stał się notoryczny – był odczuwalny każdego dnia.

Cazorla stwierdził, że dolegliwość nie może wynikać ze skręcenia stawu skokowego, tak jak początkowo przypuszczał. Przyczyną musiała być poważniejsza kontuzja. Postanowił więc poddać się operacji, która zresztą przebiegła pomyślnie. Wtedy wydawać by się mogło, iż kontuzja została zażegnana.

Santi nie wytrzymuje i schodzi z boiska

Zabieg co prawda przyniósł oczekiwany rezultat, lecz po trzech latach uraz dał o sobie przypomnieć. 19.10.2016 r., podczas meczu Arsenal Londyn – Ludogorets Razgrad, rozgrywanego w ramach Ligi Mistrzów, piłkarz musiał zejść z boiska – ból uniemożliwiał mu kontynuację gry. Ówczesny zawodnik „The Gunners” ze łzami w oczach opuścił murawę w 57. minucie, a gdy złapał się za okolice stawu skokowego, od razu wiadomo było, że odnowiła się dawna kontuzja. Dwa miesiące później Hiszpan po raz kolejny poszedł „pod nóż”, aby na dobre zażegnać kontuzję kostki. Santi Cazorla mocno wierzył w to, że operacja definitywnie rozwiąże jego bolączkę. Tuż po niej, 7 grudnia, zamieścił nawet optymistyczny post na Instagramie, w którym jasno dał do zrozumienia, że wszystko przebiegło pomyślnie i nie może doczekać się powrotu na boisko.

Kłopotów ciąg dalszych, i to coraz większych

Wówczas nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak naprawdę jeszcze go czeka. Do środka rany, w okolicach ścięgna Achillesa, wdarło się zakażenie, które uniemożliwiało skuteczne zrośnięcie się skóry. Był to początek prawdziwej męki dla piłkarza, który był wykluczony z uprawiania sportu przez niemal dwa lata. Przez ten czas poddał się szeregowi operacji, lecz większość z nich była nieskuteczna.

Wielu specjalistów nie wiedziało co jest przyczyną nieustającego otwierania się rany. Kolejne operacje kończyły się podobnymi rezultatami. Lekarze nie dawali szans Santiemu Cazorli na powrót do gry w piłkę, a nawet zaczęli się obawiać o możliwość chodzenia. Przez pewien czas pojawił się nawet temat amputacji stopy, aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się gangreny.

„Lekarze powiedzieli mi, że powinienem być usatysfakcjonowany, jeżeli będę mógł przejść się z synem po ogrodzie.”Santi Cazorla

Okazało się, że infekcja blokowała poprawne zagojenie się rany, wskutek czego otwierała się ona po każdej operacji. Co więcej, zainfekowane bakterie zaatakowały ścięgno Achillesa i kość. Według lekarzy, bakterie po prostu „zżarły” 8 cm ścięgna i osłabiły kość do tego stopnia, że była tak miękka, że można było odcisnąć na niej ślady palców – medycy porównywali ją do plasteliny.

Kluczem do rozwiązania istnej męczarni piłkarza, było pozbycie się bakterii. Zaczęto więc stosować leczenie poprzez antybiotyki. Dopiero wtedy, gdy zakażenie zostało całkowicie zlikwidowane, można było skutecznie zamknąć ranę. Uprzednio jednak należało zrekonstruować całe ścięgno Achillesa.

Ostatnia operacja miała miejsce 29 maja 2017 roku. Wskutek zabiegu przeszczepiono skórę z przedramienia piłkarza na jego prawą stopę. Co ciekawe, na fragmencie skóry znajdowała się część tatuażu z imieniem córki. Gdy nastał koniec leczenia dolegliwości, przyszła pora na walkę o powrót do sportu, czyli rehabilitację.

Rehabiltacja i wykorzystana szansa

Rehabilitacja trwała około rok. Cazorla był zawodnikiem Arsenalu, gdy postanowił powalczyć o powrót na boisko, jednak od wszystkich klubowych specjalistów usłyszał, że nie pomogą mu w procesie rehabilitacji, gdyż po tak ciężkiej kontuzji nie powinien ponownie uprawiać zawodowo sportu. Z odmiennym zdaniem spotkał się w swojej ojczyźnie – tam usłyszał, że mimo iż sytuacja nie napawa optymizmem, spróbują mu pomóc.

W taki sposób Santiago w ciszy przygotowywał się do dokonania niemożliwego – powrotu do gry, podczas gdy niedawno groził mu wózek inwalidzki. Powoli, ale jednak do celu. Efekty były prawie nie do zauważenia, aczkolwiek z każdym dniem przybliżał się do odzyskania pełnej sprawności w nodze. Nie poddawał się, mimo że trud był nie do opisania.

Ciężka praca finalnie się opłaciła, ponieważ piłkarz dostał  upragnioną szansę – zaproponował mu ją klub, w którym dał o sobie usłyszeć całemu piłkarskiemu światu – Villarreal CF. Klub, w którym dorastał piłkarsko postanowił wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Hiszpan miał okazję przepracować z drużyną okres przygotowawczy do sezonu 2018/2019. Miało to przynieść odpowiedź na pytanie – ile rekonwalescent jest w stanie siebie dać?

Efekt? W sierpniu, 2018 r., podpisał kontrakt z drużyną, w której spędził uprzednio siedem sezonów. Mało tego, ponieważ w tym samym miesiącu, Cazorla wybiegł w podstawowej jedenastce na boisko w pierwszej kolejce La Liga, przeciwko Realowi Sociedad. Wydawać by się mogło, że niemożliwe nie istnieje – a jednak.

Wsparcie, które dało siłę

Sam piłkarz wielokrotnie powtarzał, że było mu bardzo ciężko i brakowało mentalnej siły, aby zmagać się ciągle z kontuzją. Jednakże zawsze mógł liczyć na słowa wsparcia z wielu stron. Hiszpan w pewnym wywiadzie przyznał, że niemalże codziennie dostawał wiadomości od swoich kolegów po fachu – m.in. Davida Villi, Davida Silvy, czy Andresa Iniesty.

„Nie miałem siły, żeby dalej się z tym zmagać, ale ludzie, którzy byli przy mnie zmienili moje podejście, ponieważ wierzyli, że będę w stanie znów grać w piłkę.”Santi Cazorla

Piłkarz ponadto wyraził duże słowa wdzięczności Arsenowi Wengerowi, jemu ówczesnemu trenerowi. Francuski szkoleniowiec zaproponował zawodnikowi przedłużenie kontraktu na rok, mimo powikłań związanych z kostką – w ten sposób dał Cazorli do zrozumienia, że wierzy w jego powrót do zdrowia.

„Będę na zawsze wdzięczny klubowi i Arsenowi Wengerowi za przedłużenie mojego kontraktu na rok, podczas gdy byłem kontuzjowany. To pomogło mi się skupić na rehabilitacji i powrocie do zdrowia.”Santi Cazorla

Pobyt w północnej części Londynu na pewno był ważnym etapem w życiu Cazorli. Sześć lat spędzonych przy „The Emirates” dało kibicom wystarczająco dużo powodów, żeby pokochać Hiszpana i jego talent. Sam zawodnik był niezadowolony z tego powodu, że jego przygoda z Arsenalem musiała zakończyć się w taki sposób. W jednej ze swoich wypowiedzi wyznał, że chciałby zakończyć ten epizod kariery na boisku, w pożegnalnym meczu, gdzie miałby okazję podziękować kibicom, którzy zawsze byli niesamowici.

Nie zapomniał, jak się gra w piłkę

Bieżący sezon jest najlepszym dowodem na to, że mierzący 168 cm pomocnik nie zapomniał swojego piłkarskiego kunsztu. Jego dorobek po podpisaniu kontraktu jest zbliżony do tego, który osiągnął w sezonie 2014/2015 – kiedy był czołową postacią Arsenalu Londyn. Wówczas zdobył we wszystkich rozgrywkach 8 trafień do siatki i zaliczył 15 ostatnich podań.

Zawodnik po podpisaniu kontraktu z Villarreal zdobył z kolei 7 bramek i zaliczył 11 asyst, będąc przy tym najlepiej asystującym zawodnikiem w zespole. Warto podkreślić jednak, że gdy wtedy reprezentował barwy „The Gunnners”, rozegrał siedem meczów więcej niż teraz.

Co ciekawe, po tak ciężkiej kontuzji wystąpił łącznie w 46 spotkaniach, w których przebywał na boisku przez ponad 2600 minut! Można powiedzieć, że piłkarz znów wskoczył na najwyższe obroty.

Dobra dyspozycja Hiszpana, szczególnie na tle kolegów z drużyny, rzucała się w oczy. Cazorla w tej kampanii rozgrywkowej przypominał siebie z czasów przed nieszczęsną kontuzją. Nie umknęło to uwadze Luisa Enrique – selekcjonera reprezentacji Hipszanii.

Powrót do reprezentacji jako największa nagroda

Największą nagrodą dla Santiego Cazorli okazało się powołanie do reprezentacji swojego kraju. Selekcjoner powołał go na eliminacyjne mecze przeciwko Wyspom Owczym i Szwecji. A przecież nie tak dawno mówiło się o zakończeniu karieru z powodu kontuzji, a dziś po czterech latach przerwy pomocnik ponownie melduje się na zgrupowaniu „La Furia Roja”. Rzecz niewyobrażalna, a jednak prawdziwa. Przykład Santiego Cazorli jest najlepszym dowodem na to, że niemożliwe nie istnieje.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze