Był taki czas, gdy Piotr Nowak był niezwykle intrygującym kandydatem na giełdzie trenerskiej. Ba, niektórzy już widzieli jego osobę na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. Wielu zaś kibiców zachodziło w głowę, czy rzeczywiście te zachwyty mają w sobie jakieś poparcie argumentami. Jasne, zdawano sobie sprawę, że praca w MLS to nie przelewki, poziom rozgrywek zaś musi być wystarczająco reprezentatywny. Z drugiej strony, wiecie, jak jest – dopóki nie zobaczysz na własne oczy, trudno ocenić. Z tego też powodu z dużym zainteresowaniem obserwowaliśmy i dalej obserwujemy grę Lechii Gdańsk.
1) Nadchodzi sąd nad trenerem
Od zatrudnienia szkoleniowca Lechii minęły już w zasadzie trzy rundy. W teorii to zdecydowanie odpowiedni okres, by ocenić postęp pracy. Można już szukać pomysłu na grę, większej wizji i konsekwencji w budowie zespołu. Jak w tej materii wypada trener Lechii? Cóż, bazując na pierwszym kryterium, jego ocena nie może wypaść dobrze. Lechia bowiem z miesiąca na miesiąc wcale nie wygląda lepiej, drużynę trapią w dalszym ciągu podobne problemy. W obecnym sezonie dowody co tydzień widać niemal gołym okiem. Pomysł na grę? W większości przypadków to wciąż bazowanie na błysku indywidualności w ofensywie. Posypała się też defensywa, tak chwalona pod koniec poprzednich rozgrywek. Piotra Nowaka nie broni również fakt, że najlepszym zawodnikiem jego ekipy podczas piątkowego meczu z Sandecją był Patryk Lipski, który dołączył do Lechii dosłownie przed chwilą. I wreszcie, klub przestał być dominatorem na własnym boisku. Sportowo zatem nie wygląda to dobrze, co rzutuje na pozycję trenera.
Inaczej rzecz ma się jednak w przypadku pozostałych kryteriów, czyli wizji zespołu i konsekwencji w budowie. Tutaj już trudno jednoznacznie wskazywać palcem na wyłączną odpowiedzialność szkoleniowca. Jakoś nam przecież trudno uwierzyć, by Nowak po minionym sezonie chętnie pozbywał się najważniejszych ogniw w drużynie. Tymczasem fakty są takie, że klub postanowił dokonać kilku podmianek, licząc, że np. transfer Augustyna w miejsce Malocy będzie wymianą 1:1. Kolejna kwestia to rozbiórka po tym sezonie drugiej linii, która także pozostawia wiele uwag. Podsumowując, trener wcale nie otrzymał przed tym sezonem lepszej kadry, co również powinno być brane po uwagę przy jakichkolwiek ocenach.
2) Niekwestionowany lider
Wielu sądziło, że kończący szóstą kolejkę mecz dostarczy nam odpowiedz na temat niekwestionowanego lidera pierwszej części sezonu. I rzeczywiście, tak się stało. Bo czy ktoś jeszcze ma wątpliwości co do kandydatury Zagłębia Lubin? „Miedziowi” w tym momencie mają wystarczająco dużo argumentów, by z sukcesami walczyć o czołówkę tabeli. Po pierwsze, jest tam pomysł na grę, która wygląda skutecznie i przyjemnie dla oka. Po drugie, klub całkiem nieźle trafił z transferami – te już zaczynają przynosić pierwsze, pozytywne efekty (np. Czerwiński czy Świerczok). Po trzecie, w Lubinie wytrzymano latem ciśnienie i pozwolono na dalszą pracę Piotrowi Stokowcowi. Ten zaś, przynajmniej na razie, pokazuje, że tak rzadko spotykana w Polsce cierpliwość może przynosić pożądane efekty.
Oczywiście, do beczki miodu można swobodnie dodać łyżki dziegciu. Jedna kwestia, samo Zagłębie stać jeszcze na lepszą grę. Poza tym już rok temu na starcie rozgrywek wszyscy zachwycaliśmy się postawą „Miedziowych”. Wiemy też, jak ta historia się potoczyła. Dlatego nie warto w tym momencie wysuwać jakichkolwiek wniosków.
3) Rezerwowa Legia nie zachwyciła
Ciekawie zapowiadało się widowisko w Płocku, gdzie Wisła szykowała się na starcie z ranną po europejskich pucharach Legią. Najbardziej interesujący wątek wynikał jednak z personalnych decyzji Jacka Magiery, który pozwolił od pierwszych minut grać takim zawodnikom jak Pasquato, Hildeberto, Chukwu, Astiz czy Niezgoda. Mogliśmy się zatem przekonać, na ile mocnym zapleczem rzeczywiście dysponuje dziś mistrz Polski. Niestety, zbyt pozytywnych wniosków na ten temat mieć nie możemy.
Jeśli tym spotkaniem rezerwowi mieli dodać przy swoich nazwiskach jakiekolwiek poważne argumenty, to w przypadku większości plan zdecydowanie się nie powiódł. No, może za wyjątkiem zdobywcy jedynej bramki, czyli Jarosława Niezgody. Coś nam podpowiada, że „oszczędne zwycięstwo” nie było jedynym planem Jacka Magiery na to niedzielne popołudnie. Podejrzewamy, że oczekiwał on również nieco większego zaangażowania i fajerwerków, zwłaszcza ze strony letnich nabyktów. Hildeberto i Pasquato wyglądali zaś, jakby ich nie poinformowano, że to już starcie pierwszego zespół. Efekt? Obaj ograniczyli się do roli statystów.
Plan minimum został jednak wykonany. Legia wygrała dzięki indywidualnym zrywom i karygodnym błędom zarówno przeciwnika, jak i arbitra, który ewidentnie nie miał swojego dnia.
4) „Jaga” traci punkty na własne życzenie
Sztuką jest nie wygrać spotkania, w którym przeciwnik kompletnie sobie nie radzi. A może – z drugiej strony – sztuką jest właśnie nie przegrać, gdy kompletnie Ci nie idzie? Faktem natomiast jest, że zarówno „Jaga”, jak Śląsk dokonali sobotniego wieczoru rzeczy, hmm… imponującej? Dziwnej? W każdy razie na pewno niecodziennej i odrobinę kuriozalnej.
Podopieczni Mamrota kontrowali większość spotkania, nieźle wyglądali szczególnie Romańczuk i Pospisil. Optyczną dominację udało im się nawet przełożyć na zdobycie gola. Potem jednak na boisku zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Gospodarze momentalnie zaczęli się gubić, dostarczając piłkarzom Śląska coraz więcej szans do odwrócenia wyniku. I rzeczywiście, za którymś razem w końcu wrocławianom udało się skorzystać z prezentu. Warto w tym miejscu podkreślić sposób, w jakim to dokonano: niezła akcja Cotry i precyzyjna finalizacja ze strony Maka, o którego możliwościach zdołaliśmy już dawno zapomnieć.
5) Trener uratowany… na chwilę
Klasyczną sytuację zobaczyliśmy w Gliwicach, gdzie Piast pokonał Koronę Kielce. Klasyczną, ponieważ drużyna Dariusza Wdowczyka zdobyła pierwsze trzy punkty w tym sezonie po jednym z najsłabszych meczów w jej wykonaniu – ot, typowy psikus tej ligi. Tym samym domniemana zmiana szkoleniowca została na jakiś czas odłożona w czasie. Trudno jednak już mówić o bezpiecznej posadzie, wszak Piast w dalszym ciągu okupuje ostatnie miejsce w tabeli. Niewykluczone, że temat powróci prędko, w końcu czeka nas przerwa na reprezentację.
Tymczasem Korona po raz kolejny po festiwalu zmarnowanych sytuacji zostaje kompletnie na lodzie. Tydzień temu chwaliliśmy kielczan za dotychczasową, zaskakującą in plus postawę. Zdanie podtrzymujemy, tylko co z tego, skoro za styl i wrażenia punktów nie przyznają. Tych zaś drużynie niespecjalnie przybywa.
6) Nowy, braterski gang
Szalony mecz oglądaliśmy za to w Krakowie, gdzie drużyny Michała Probierza i Marcina Brosza zaserwowały nam kawał porządnego dania. Obie postanowiły przystąpić do walki absolutnie bez kompleksów, co tylko sprzyjało widowiskowości. Nie było tu żadnych szachów, z kolei „słynna” już walka przełożyła się na argumenty czysto piłkarskie. Znów z dobrej strony pokazał się Piątek, który pewnie wykorzystał dwa rzuty karne. Z kolei po stronie „Górników” wyrasta nam kolejny interesujący duet braci. Rafał i Łukasz Wolsztyńscy już zdołali przecież dokonać rzeczy co najmniej interesującej, strzelając po jednym golu w w tym samym spotkaniu. Życzymy im dalszej owocnej współpracy. Do takich braterskich ogniw zawsze mieliśmy sporo sentymentu.
Jedenastka kolejki
Bramkarz
Jakub Szmatuła (1) – Do tej pory golkiper Piasta meldował gotowość do jedenastki cieniasów. W sobotę nareszcie pokazał klasę.
Obrońcy
Robert Gumny (1) – Świetnie wyglądała jego współpraca z Makuszewskim. Do tego asysta i podanie kluczowe.
Ricardo Nunes (1) – Dawno w jedenastce nie było zawodnika Pogoni.
Jarosław Jach (1) – Otworzył wynik meczu w Lubinie i dorzucił do tego solidną dyspozycję.
Pomocnicy
Rafał Kurzawa (2) – Świetny mecz w Krakowie. Doskonale wywiązał się z roli rozgrywającego, posłał kilka naprawdę konkretnych piłek.
Maciej Makuszewski (2) – Jak co tydzień, lider ofensywy Lecha Poznań.
Rafał Wolsztyński (1) – Kapitalne wejście z ławki okraszone golem.
Taras Romańczuk (1) – Jeden z najlepszych zawodników Jagiellonii w sobotnim meczu, do tego bramka.
Filip Starzyński (1) – Nie było co zbierać w Lubinie po drużynie Wisły.
Bartłomiej Dudzic (1) – Jak oni rozklepali tę Lechię…
Napastnicy
Aleksander Kolev (2) – Drugi raz pokazał, że może być jednym z odkryć rundy.