Rzut karny w końcówce spotkania zaważył – Lech Poznań pokonuje 1:0 Lechię Gdańsk


Sytuacji bramkowych w tym spotkaniu nie brakowało, o wyniku zaważył jednak rzut karny w 84. minucie spotkania, pewnie wykorzystany przez Ishaka

30 listopada 2020 Rzut karny w końcówce spotkania zaważył – Lech Poznań pokonuje 1:0 Lechię Gdańsk
lechpoznan.pl/ Adam Jastrzębowski

Spotkanie w Gdańsku miało wiele faz. Zarówno Lech, jak i Lechia mieli momenty, w których kontrolowali przebieg spotkania i stwarzali sobie w miarę dobre sytuacje. Bramka z gry jednak w tym spotkaniu nie padła. Stało się to w końcówce meczu z jedenastu metrów, gdy Michał Nalepa zagrał ręką w polu karnym. Takiej sytuacji nie zmarnował Mikael Ishak i zapewnił Lechowi pierwsze zwycięstwo od początku października.


Udostępnij na Udostępnij na

Niepokojący kryzys

Prawie dwa miesiące. Tyle czasu minęło od ostatniego zwycięstwa Lecha Poznań w lidze. Nikt nie spodziewał się, że po wysokiej wygranej 4:1 w Gliwicach drużynę Dariusza Żurawia złapie taki kryzys. Łączenie rozgrywek ligowych z europejskimi pucharami nie do końca dobrze podziałało na poznaniaków – ale okazało się, że to niejedyny ich problem. Do tego doszły katastrofalne błędy w defensywie w końcówkach spotkania, powodowane zbyt szybkim rozluźnieniem przy korzystnych wynikach. To też zostało przeniesione na Ligę Europy, gdzie w zeszły czwartek Lech przegrał 1:2 ze Standardem Liege, tracąc gola w ostatniej akcji meczu. Awans z grupy stał się przez to poza ich zasięgiem.

Atmosfera wokół klubu nie jest najlepsza. Nawet przedłużenie kontraktu z trenerem Żurawiem nie przyniosło wielkiej euforii wśród kibiców, a wielu z nich po prostu nie wierzy w to, że będzie on w stanie wyciągnąć zespół z dołka. Do tego dochodzi krytyka przeprowadzanych zmian w trakcie spotkania.

Lech oczywiście był uważany za minimalnego faworyta spotkania z Lechią. Na papierze ich skład wygląda bardzo dobrze, ale nie zanosiło się jednak na łatwą przeprawę w Gdańsku. Na tym stadionie w ostatnim czasie „Kolejorzowi” nie grało się zbyt dobrze, a ostatnią wygraną odnieśli pięć lat temu.

Utrzymać ofensywny styl

W Lechii przyszedł moment na złapanie oddechu po chwilowym maratonie. Zespół z Gdańska rozegrał trzy spotkania w ciągu siedmiu dni, do tego na dosyć wysokiej intensywności. W końcu można było ujrzeć u nich ofensywną grę, nad którą długo pracował trener Piotr Stokowiec. Kilku zawodników doszło do lepszej formy fizycznej i przede wszystkim krok po kroku udaje się drużynie nadrobić zaległości z początku sezonu. Czasami jeszcze widoczny jest brak wykończenia, co idealnie można było zaobserwować w przegranym spotkaniu z Piastem.

W ostatnim czasie odkryciem w gdańskiej drużynie był Jakub Kałuziński, który musiał zastąpić w środku pola Tomasza Makowskiego. 18-latek momentami wyglądał na zawodnika regularnie grającego w pierwszym zespole i nie dał żadnych podstaw, by nagle z niego rezygnować.

Wiele w tym spotkaniu miało zależeć standardowo od formy skrzydłowych, a najbardziej liczono na kolejne popisy Conrado. Brazylijczyk w przypadku dobrego dnia może w pojedynkę rozstrzygnąć losy spotkania. Patrząc na poczynania obu ekip w ostatnim czasie – pewne było to, że ujrzymy w poniedziałkowy wieczór wiele bramek, bo trudno było się tu spodziewać braku otwartego meczu.

Niespodziewane problemy ofensywne

Od początku spotkania, zgodnie z oczekiwaniami, tempo gry z obu stron było dosyć wysokie. Akcje ofensywne były na przemian z obu stron, minusem był jednak brak konkretów pod obiema bramkami. Dużą czujność wykazywali defensorzy obu drużyn. Niestety z biegiem pierwszej połowy efektywność rozgrywania piłki spadała. Więcej przy piłce byli goście, ale nie mieli kompletnie pomysłu, jak przechytrzyć świetnie sprawujący się duet stoperów Nalepa – Tobers.

Trzeci kwadrans należał bardziej do Lechii Gdańsk. Podopieczni trenera Stokowca zaczęli lepiej operować piłką od linii defensywnej i kilka razy groźnie dośrodkowywali w pole karne Lecha. Ozdobą tej końcówki było świetne przyjęcie w powietrzu Michała Nalepy, po czym doskonałe przełożenie defensora gości i dośrodkowanie w stronę Michalika.

Ogólnie obaj boczni defensorzy dali więcej Lechii w ofensywie niż skrzydłowi.

W drugiej połowie więcej ofensywy, jednak gol padł po karnym

Na początku drugiej części kapitalnie środkiem pola urwał się Dani Ramirez i korzystając z dużej bierności zawodników rywala, był blisko wyprowadzenia Lecha na prowadzenie. Jego pierwszy strzał wylądował jednak na słupku, a dobitkę fenomenalnie obronił Dusan Kuciak. Dosłownie po chwili słowackiego bramkarza postraszył także Ishak, jednak nie potrafił oddać strzału w światło bramki. W ciągu kilku minut mieliśmy więcej pozytywnych chwil na boisku niż w całej pierwszej połowie.

Po kwadransie Lechia poukładała swoją grę i zaczęła bardziej napierać na defensywę rywala. To przynosiło dosyć dobre akcje oboma skrzydłami i ponownie groźne dośrodkowania w pole karne. Lech wydawał się bardzo rozczarowany faktem, że szturm po przerwie nie przyniósł gola. Gospodarze z łatwością dochodzili do strzału, ale w dalszym ciągu brakowało celności. Bednarek nie musiał się wielce wysilać.

Kontrola przebiegu spotkania w wykonaniu gospodarzy z minuty na minutę była coraz większa. Odbudowa defensywy po stracie piłki była natychmiastowa i na tyle skuteczna, że Lech nie potrafił długo utrzymywać się przy piłce. Prawdziwym generałem w tym spotkaniu był Łotysz Tobers, który wielokrotnie w świetny sposób przerywał akcje rywala. Lechii do pełni szczęścia brakowało tylko przeprowadzenia bramkowej akcji ofensywnej, a możliwości było do tego wiele. W 77. minucie fenomenalnie w bramce zachował się Bednarek, broniąc piłkę na linii bramkowej. VAR przez chwilę analizował tę sytuację, ale zdaniem sędziów piłka całym obwodem nie przekroczyła linii.

https://twitter.com/majkel1999/status/1333480210763804678?s=20

***

Przełom w tym spotkaniu nastąpił w 83. minucie, gdy Michał Nalepa zablokował w polu karnym ręką strzał lechity. Defensor Lechii ujrzał za to zagranie drugą żółtą kartę i Lechia musiała kończyć mecz w dziesiątkę. Karnego pewnie wykorzystał Ishak. Tym razem końcówka spotkania okazała się dla nich łaskawa.

Lechia na tyle, na ile była w stanie, zdołała jeszcze zaatakować gości w końcówce spotkania, ale nie przyniosło to żadnych efektów. Drużyna trenera Żurawia w końcu wygrywa w lidze, a także w końcu nie traci gola w ostatnich minutach. Gdańszczanie mogą sobie pluć w brodę, że nie zdołali nic strzelić, gdy mieli przewagę przez dłuższy moment w drugiej połowie.

Najnowsze