Teoretycznie białoruskie Dynamo Mińsk nie powinno być dla Piasta Gliwice bardzo wymagającym rywalem. O jego dominacji w krajowej lidze pamiętają tylko najstarsi kibice, stąd obecnie znajduje się ono w połowie tabeli. Wszyscy pamiętamy jednak, że przed rokiem dla ówczesnego mistrza Polski wymagającym przeciwnikiem były najpierw BATE Borysów, a następnie łotewska Riga FC.
Podobnie jak przed rokiem polska drużyna będzie mogła się usprawiedliwiać, jeśli przewróci się już na pierwszej przeszkodzie. W ubiegłym sezonie zasłaniano się odejściem Joela Valencii, natomiast w tym roku klub opuścił Jorge Felix. Tymczasem trzecia drużyna ubiegłej kampanii PKO Ekstraklasy trafiła na rywala, który z otwartymi ramionami powitałby w swoim składzie kilku rezerwowych piłkarzy Piasta.
Protesty paraliżują na chwilę
W chwili obecnej Białoruś z pewnością nie kojarzy się z wydarzeniami sportowymi. Od ponad dwóch tygodni w całym kraju trwają bowiem protesty po wyborach prezydenckich. Obecna głowa państwa, Aleksander Łukaszenka, nie zamierza jednak oddawać władzy, ani nawet zgodzić się na uczciwe wybory. Przez ulice białoruskich miast przetaczają się więc demonstracje jego przeciwników. Największe trwają przez cały czas właśnie w białoruskiej stolicy.
Jedną z osób aresztowanych podczas protestów jest Anton Saroka, rezerwowy napastnik BATE i piętnastokrotny reprezentant Białorusi. Z gry w młodzieżowej kadrze narodowej zrezygnował z kolei Illa Szkuryn z CSKA Moskwa. Na tym jednak koniec otwartych protestów piłkarzy. Niektóre media twierdzą, że białoruscy sportowcy niechętnie demonstrują swoje niezadowolenie z dwóch głównych powodów. Po pierwsze żyje im się znacznie lepiej niż reszcie społeczeństwa, a po drugie o piłkarzy czy hokeistów nieszczególnie zabiegają inne ligi.
Tym samym białoruska liga gra dalej, chociaż przed prawie dwoma tygodniami z powodu sytuacji w kraju jedna kolejka została odwołana. Wśród przełożonych spotkań znalazła się też rywalizacja Dynama z ostatnim w tabeli zespołem FK Smalawiczy. W ubiegły piątek piłkarze ze stolicy powrócili jednak na boisko. Na wyjeździe pokonali 2:1 broniący się przed spadkiem FK Słuck, a zwycięstwo wcale nie przyszło łatwo.
Przeciętniak
Wygrana ze Słuckiem nie zmieniła układu sił w tabeli białoruskiej ekstraklasy. Dynamo dalej zajmuje w niej dopiero ósmą lokatę, czyli znajduje się dokładnie w połowie stawki. Zespół z Mińska ma jednak rozegrane jedno spotkanie mniej od swoich bezpośrednich rywali. Jedno zwycięstwo w zaległym meczu i mógłby awansować na czwartą lokatę. Czyniąc to kosztem swojego lokalnego rywala, Isłacza Minski Rajon, będącego zresztą rewelacją bieżącego sezonu.
To jednak tylko gdybanie pozbawione zresztą większych podstaw. Cały sezon w wykonaniu stołecznych zawodników jest bowiem mocno przeciętny. Ich obecną lokatę w tabeli można więc uznać za odpowiadające tegorocznej formie. Dynamo potrafi wygrać z faworyzowanym BATE, aby tydzień później przegrać z przeciętnym Ruchem Brześć. Warto zresztą wspomnieć, że było to pierwsze zwycięstwo z klubem z Borysowa od pięciu lat.
Największym problemem „Biało-niebieskich” jest skuteczność. – W meczach Dynama wiele goli nie pada. W ostatnich ośmiu spotkaniach z jego udziałem padło tylko siedem goli. Zatem nie spodziewajmy się fajerwerków w Mińsku – zauważa w rozmowie z naszym portalem Łukasz Bobruk, specjalista od piłki w obszarze postradzieckim i redaktor bloga Piłką w Okno na Wschód. Najlepszym strzelcem zespołu z ośmioma trafieniami jest więc Jewgienij Szikawka mający na swoim koncie osiem goli.
Zmiana trenera
W ubiegłym sezonie Dynamo również nie prezentowało się szczególnie korzystnie. Było jednak znacznie skuteczniejsze i zajęło ostatecznie czwarte miejsce. Klubowym włodarzom to jednak wystarczyło, dlatego nie zmienili szkoleniowca w porównaniu z innymi czołowymi zespołami białoruskiej ligi. Siergiej Gurenka mógł więc przepracować zimowy okres przygotowawczy, jednak ostatecznie po rozpoczęciu sezonu 2020 szybko pożegnał się z posadą.
Nic w tym zresztą dziwnego, bo „Biało-niebiescy” spisywali się beznadziejnie. Rozgrywki na Białorusi rozpoczęły się od ćwierćfinału krajowego pucharu, w którym Dynamo musiało uznać wyższość BATE. To można było przeboleć, bo wicemistrz Białorusi to drużyna z renomą. Od dawna wyżej notowana od stołecznego przeciwnika. W lidze piłkarze z Mińska zaczęli jednak od porażek w trzech z pięciu spotkań, na dodatek odniesionych w starciach z przeciwnikami skazywanymi na walkę o utrzymanie.
Gurenkę pod koniec kwietnia zastąpił więc Leonid Kuczuk. 61-letni trener to jeden z najlepszych szkoleniowców na Białorusi. W niedawnej przeszłości prowadził między innymi kluby z rosyjskiej ekstraklasy, a także miał pokaźny udział w budowie potęgi mołdawskiego Sheriffa Tyraspol. Teraz postawiono przed nim mniej ambitne cele. Ogółem Kuczuk nie dokonał w Dynamie żadnej rewolucji. Drużyna pod jego wodzą gra tym samym schematem i tymi samymi zawodnikami co za jego poprzednika. Tylko wyniki nieco się poprawiły.
Miasto uratowało
Patrząc na osiągnięcia Dynama w historii niepodległej Białorusi, można zacząć się zastanawiać, skąd bierze się przeciętność tego zespołu. W klasyfikacji medalowej stołeczny klub plasuje się bowiem wciąż na drugim miejscu. Ustępuje w niej tylko BATE, które przez kilkanaście lat całkowicie zdominowało tamtejszą ligę. Dynamo ma więc na swoim koncie siedem mistrzostw (ostatnie w 2004 roku), dziewięć wicemistrzostw i sześć brązowych medali.
W ubiegłym roku Dynamo pierwszy raz od 2011 roku znalazło się poza podium mistrzostw Białorusi. Wszystko przez piętrzące się przez kilka lat kłopoty organizacyjne. Na początku 2016 roku białoruska milicja zatrzymała właściciela klubu, Jurija Czyża. Został on oskarżony o oszustwa podatkowe, a stery w Dynamie przejął jego syn, Siergiej. Ostatecznie w ubiegłym roku, po 20 latach od przejęcia zespołu, Czyżowie zostali pozbawieni udziałów.
Zostały one przejęte przez samorząd Mińska. Nie do końca zresztą w zgodzie z obowiązującymi przepisami. Białoruska federacja nie dopuszcza możliwości posiadania w jednej lidze dwóch drużyn przez tego samego właściciela. Tymczasem stołeczny samorząd utrzymuje też drużynę FK Mińsk. Burmistrz miasta, Anatol Siwak, nie widział w tym jednak problemu tłumacząc, że… nie czytał żadnych regulaminów. Sprawa została ostatecznie uregulowana w kwietniu, gdy klub przejęło stowarzyszenie BFSO Dynamo.
Niezadowoleni
Siwak nie ukrywał w ubiegłym roku, że sprawa przejęcia klubu wyglądała niezwykle dynamicznie. Być może dlatego jego wspomniana wypowiedź o regulaminie nie była wcale ostentacyjnym lekceważeniem przepisów. Burmistrz Mińska uważał za najważniejsze uratowanie klubu przed bankructwem. Było to zresztą na rękę także białoruskiej federacji. Już wówczas mówiło się bowiem o wycofaniu innego stołecznego zespołu, Torpedo, który ostatecznie zaprzestał gry w połowie sezonu.
Było jednak wiadomo, że przejęcie Dynama przez samorząd to jedynie rozwiązanie tymczasowe. Uratowanie klubu przed bankructwem nie oznaczało więc od razu otwarcia worka z pieniędzmi. Zespół zimą opuściło więc kilku czołowych zawodników, a ich miejsce zajęli niżej notowani gracze. Wśród nich również obcokrajowcy, którzy nie wydają się wnosić zbyt wiele do ligi naszego wschodniego sąsiada. „Biało-niebiescy” mają więc solidną obronę, ale nie mają kim straszyć w ataku.
Swojego niezadowolenia z kadry nie ukrywa szkoleniowiec Dynama. Kuczuk często zresztą traci nerwy, szczególnie kiedy musi rozmawiać z dziennikarzami. Z punktu widzenia kibiców Piasta kluczowa jest jedna z jego deklaracji. Kuczuk, komentując losowanie, stwierdził, że jego drużyna trafiła na najmocniejszego możliwego rywala na tym etapie eliminacji Ligi Europy. Piłkarze polskiego klubu stają więc przed dużą szansą na zmycie ubiegłorocznej hańby z rywalizacji z Łotyszami.