Ruch Chorzów pokonał Ruch Zdzieszowice 2:1 w rewanżowym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski. Chorzowianie tym samym wywalczyli awans do kolejnej rundy.
W starciu między Ruchem Chorzów i Ruchem Zdzieszowice był tylko jeden faworyt. Rewelacyjnie spisujący się w rozgrywkach ekstraklasy chorzowianie mieli łatwo uporać się z grającymi o kilka klas niżej piłkarzami ze Zdzieszowic. Już w 1. minucie spotkania Andrzej Niedzielan był bliski udowodnienia, który z Ruchów jest lepszym zespołem. Były piłkarz Cracovii strzelał z bliskiej odległości, lecz kapitalną interwencją popisał się Marcin Feć. Ten sam zawodnik dziesięć minut później znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, lecz po raz kolejny zawiódł w najważniejszym momencie. Goście nie chcieli być dłużni i po jednej z akcji Perdijić musiał się wykazać świetnym refleksem, by obronić uderzenie Rolanda Buchała.
W 24. minucie w końcu przełamał się Niedzielan. Po dwóch niewykorzystanych sytuacjach w końcu otrzymał takie podanie, po którym nie mógł chybić. W roli asystenta wystąpił Wojciech Grzyb, a popularny „Wtorek” głową posłał piłkę do siatki. Zaledwie pięć minut później Niedzielan ponownie wystąpił w roli egzekutora i znów był to jeden z najłatwiejszych goli w karierze. Na strzał zdecydował się Abbot, golkiper odbił piłkę, ale ta spadła wprost na głowę byłego reprezentanta Polski, który bez problemu wepchnął ją do siatki.
Losy dwumeczu były już definitywnie rozstrzygnięte, lecz gospodarze nie zamierzali poprzestawać na dwóch golach. Co chwila pod bramką Fecia robiło się gorąco. Najgroźniej było po uderzeniach Smektały, lecz dwa razy na wyżyny swoich umiejętności wspiął się golkiper gości. W końcu na atak zdecydowali się Zdzieszowiczanie. Pozornie niegroźna akcja zakończyła się strzałem z dziesięciu metrów Daniela Rychlewicza, Perijić był zupełnie zaskoczony, 2:1.
Druga połowa rozpoczęła się od natarcia Ruchu Chorzów. Strzelali kolejno Grzyb, Niedzielan i Smektała, po jednej z akcji piłka uderzyła nawet w poprzeczkę. Bramka wisiała w powietrzu i wydawało się, że Grzyb w końcu ją zdobędzie, jednak chorzowski pomocnik nie trafił niemal do pustej bramki.
Końcowe minuty meczu należały do gości. Młodzież z Chorzowa pozwoliła rywalom na zbyt wiele i o mały włos w końcówce nie doszło do wyrównania. Strzał Tomasza Robaka został zablokowany na linii bramkowej, dobitka również nie przyniosła bramki, gospodarzom dopisało szczęście. Nawet gdyby ta sytuacja przyniosła gola, to niewiele by to zmieniło, bo po zwycięstwie w pierwszym meczu 4:1 zespół z ekstraklasy miał awans w garści.