Władze angielskiej ekstraklasy lubują się w deserach. Po sobotniej przystawce i daniu głównym czas na najlepsze słodkości, i to podwójnie. Potężnym tortem będzie klasyk Liverpool – Manchester United, a wisienką na jego szczycie elektryzujący hit, czyli Manchester City – Arsenal.
Niedzielnie święto rozpocznie się tuż po obiedzie. O godzinie 14:30 na magicznym Anfield Road rozlegnie się pierwszy gwizdek i wszyscy wstrzymają oddech na półtorej godziny. Wielkie uczucie napięcia będzie jednak nam towarzyszyć już przed samym meczem. Pojedynki „The Reds” z „The Red Devils” same w sobie są piłkarskim widowiskiem pierwszej kategorii, ale nie dzisiaj. Dzisiaj futbol będzie na szarym końcu, jednak my zaczniemy od niego.
Wszelkie spekulacje ucięto. Wayne Rooney na pewno nie pojawi się z drużyną w mieście Beatlesów. Podobny los spotka Ashleya Younga. Menedżer Manchesteru United postawi zatem na niezawodnego van Persiego i Kagawę. Na pewno większym problemem będzie postać bramkarza. Strzegący słupków w Lidze Mistrzów David de Gea pokazał się z bardzo dobrej strony w starciu z Galatasarayem, ale czy na tyle, by sir Alex musiał zrezygnować z pewnie broniącego Andersa Lindegaarda?
Brednan Rodgers nie będzie mógł postawić na Joe Cole’a, który dopiero wznowił treningi, i Lucasa. Brazylijczyk ciągle leczy kontuzję. Do pierwszego składu po przyzwoitym come backu w Lidze Europy wrócą Borini i Sterling, którzy w ataku wspomogą niesfornego Suareza. Na boku obrony pojawi się Luis Enrique, zastępując Martina Kelly’ego.
„Czerwone Diabły” już dawno nabrały rozpędu i dziurawa obrona Liverpoolu będzie musiała zagrać powyżej swoich możliwości, by powstrzymać van Persiego i spółkę. Goście wygrali aż pięć ligowych gier z ostatnich sześciu, a w trzech kolejnych spotkaniach strzelali przynajmniej trzy gole. Najmocniejszym argumentem gospodarzy będzie niesamowita magia własnego boiska. Liverpool, biegając po własnej trawie, nie przegrał pięciu kolejnych pojedynków z wrogiem zza miedzy, ale tylko raz jego bramkarz nie wpuścił nic do siatki. Dzisiaj może to powtórzyć, trudno bowiem uwierzyć, ale Danny Welbeck w tym sezonie nie oddał jeszcze celnego strzału na bramkę rywala, a próbował dziesięciokrotnie.
Mimo kryzysu, który rozgościł się na dobre na Anfield, możemy być pewni, że gospodarze zaprezentują się dzisiaj poprawnie, tak jak na podobny klasyk przystało. Jednak są i pewne niejasności. Niezbyt oczywiste wydaje się zachowanie krnąbrnego napastnika Liverpoolu. Wszyscy pamiętają rasistowską aferę wywołaną niezbyt mądrymi słowami wypowiedzianymi przez Urugwajczyka Luisa Suareza w stronę defensora Manchester United. Angielscy bukmacherzy pozwolili bardziej śmiałym spróbować szczęścia i typować za pieniądze, czy obaj piłkarze podadzą sobie ręce podczas powitania.
My obstawiamy, że niektórzy kibice mogą się czuć odrobinę rozczarowani, bo te derby będą inne niż zwykle. Dzisiejszy mecz na stadionie „The Reds” będzie pierwszą grą Liverpoolu u siebie po odarciu z tajemnicy dokumentów dotyczących pucharowego meczu na Hillsborough z 1989 roku. Trenerzy obu klubów, kapitanowie oraz największe gwiazdy zgodnie apelują o wzajemny szacunek i pamięć. Czy „Diabły” na trybunach jednego z gorętszych stadionów w Anglii wykażą się anielskimi przymiotami?
O 14:30 w Liverpoolu rozpocznie się wielki sprawdzian – dla piłkarzy oraz wspierających ich fanów. W cieniu rozdrapanej i krwawiącej rany, którą w historii „The Reds” jest tragedia na Hillsborough, odbędą się najbardziej elektryzujące derby Premiership. Piłkarze nie zagrają o trzy punkty, a kibice o miano najgłośniejszych fanów w kraju. Mecz będzie walką o wartości dużo, dużo ważniejsze, które gdzieś jeszcze drzemią w podłożu idei rywalizacji, sportu i piłki nożnej. Niech najlepszym tego dowodem będą słowa Nemanji Vidicia: „Futbol nigdy nie będzie ważniejszy od życia”.
Gdy każdy z osobna zdoła odpowiedzieć sobie na zadane przeze mnie wyżej pytanie, piłkarze „The Citizens” i Arsenalu Londyn na Etihad Stadium będą już po rozgrzewce, a na murawę wyjdą o godzinie 17:00. W spotkaniu tych drużyn będzie zdecydowanie więcej piłki i mniej sentymentów. Świadczyć o tym mogą bardzo ciekawe statystyki, które powodują, że w pojedynku gigantów trudno cokolwiek przewidzieć.
Za gospodarzami przemawia niewątpliwie atut własnego stadionu. Od 31 spotkań nie przegrali oni na Etihad Stadium, a tylko dwa razy podzielili się punktami. W tej puli znalazły się dwa zwycięstwa nad Arsenalem. Dziwnie zabrzmi to, że gospodarzom pomóc może i sędzia dzisiejszego meczu, pan Mike Dean. O ile nie podejrzewamy go o kontakty z fryzjerem, nie tylko z powodu nikłej ilości włosów na głowie, ale prawości i uczciwości, o tyle stołecznej drużynie przynosi ogromnego pecha. Ostatnie 14 starć, które prowadził ten arbiter, skończyło się dla Arsenalu fatalnie – tylko jednym zwycięstwem i sześcioma remisami.
Po swojej stronie Arsenal będzie miał Santiego Cazorlę, który stworzył kolegom najwięcej sytuacji ze wszystkich zawodników całej ligi, oraz – paradoksalnie – obcy stadion. W ostatnich dziesięciu ligowych grach piłkarze Wengera tylko raz przegrali poza swoim terenem. Jeżeli stołeczni nie stracą dzisiaj bramki, to wróci 2005 rok. Dokładnie wtedy nie dali sobie trafić do siatki w trzech kolejnych spotkaniach wyjazdowych. Pomóc im w tym mają dwie statystyki. W ostatnich pięciu grach pomiędzy „Błękitnymi” i Arsenalem Manchester City tylko raz zdołał pokonać bramkarza „Kanonierów”. Obrońcy Wengera grają skuteczniej niż kiedykolwiek wcześniej. W tym sezonie tylko dziesięć razy pozwolili przeciwnikowi oddać celny strzał na ich bramkę. Tym, co nada dzisiejszemu starciu trochę brutalny charakter, są cztery czerwone kartki dla zawodników obu drużyn w czterech ostatnich potyczkach.
Do składu mistrzów Anglii wróci kontuzjowany Sergio Aguero oraz solidny Pablo Zabaleta. Znienawidzony przez londyńczyków Samir Nasri wraz z Micah Richardsem mecz obejrzą z w domach, lecząc nieprzyjemne kontuzje.
W sztabie Arsenalu jest mniej powrotów. Jack Wilshere i Emmanuel Frimpong co prawda wrócili, ale tylko do treningów. W ich ślady już niedługo podążą Tomas Rosicky i Bacary Sagna. Największą niewiadomą jest polski bramkarz, Wojciech Szczęsny. Niefrasobliwy golkiper po fatalnym błędzie z Southamptonem doznał wątpliwej kontuzji, a zastępujący go Vito Manonne wykorzystał szansę i w środku tygodnia powstrzymał Montpellier. Teraz Wojtek jest już zdrowy, ale czy czuje się na siłach, by zastąpić włoskiego kolegę? Nie.
Jeśli zbierzemy to wszystko do kupy, wychodzi mieszanka iście wybuchowa. Ten wybuch będzie nieprzewidywalny, ale piękny. Na wszelkie poważne deklaracje w sprawie mistrzostwa jeszcze za wcześnie, ale kto chce pozostać w wyścigu, powinien przyłożyć się nieco bardziej i próbować nie oddalać się od Chelsea, która pewnie objęła prowadzenie po pierwszych pięciu kilometrach tego 38-kilometrowego biegu.
Od samego rana zapraszamy na relację live z obu szlagierów piątej kolejki Premiership
Chciałbym żeby były takie wyniki:
live 1-0 man utd
city 1-0 arsenal
Ale wątpię żeby takie były
chciałbym żeby arsenal dostał z 5-0 może
Szczęsny odzyska miejsce w składzie.