Mamy 2009 rok. Wówczas w europejskiej piłce dochodzi do istotnej zmiany - Puchar UEFA zostaje przemianowany na Ligę Europy UEFA, a liczba zespołów w fazie grupowej zwiększona aż o 16. Od tego czasu, drugie najbardziej prestiżowe rozgrywki w Europie utożsamiane są z lekceważącym podejściem klubów z silniejszych lig, na czele z angielską Premier League.
Pierwsze koty za płoty
Pierwszy sezon Ligi Europy UEFA, czyli 2009/2010 mógł na to do końca nie wskazywać. Obsada była naprawdę silna, choć oczywiście poprzez powiązaną reformę Platiniego mieliśmy do czynienia z kilkoma niespodziankami. Największą zdawał się być awans łotewskiego FK Ventspils do fazy grupowej. Swoją drogą był to nie lada cios dla polskich klubów – Legia solidarnie z Polonią odpadła w 3 rundzie eliminacji, a najdłużej na placu boju pozostał Lech. Ekipa z Poznania odpadła w play-offach, po karnych z Club Brugge.
Już w samej fazie grupowej zacięcie rywalizowały takie kluby jak Ajax, AS Roma, Galatasaray, Villareal, czy też Benfica. Przyznacie, że naprawdę zacne grono, na którego obecność w Lidze Mistrzów nikt by nie narzekał. Oczywiście część z tych klubów zostało „zdegradowanych” do Ligi Europy poprzez porażkę w fazie play-off Champions League.
Niemniej wszystkie wyżej wymienione zespoły łączy jedno. Awansowały do fazy pucharowej, traktując rywalizację na poważnie i widząc w niej realną szansę na sukces. Dlatego w ćwierćfinałach byliśmy świadkami takich pojedynków jak bratobójcze spotkanie Atletico Madryt (późniejszy triumfator) z Valencią, czy też pojedynek Benfiki z Liverpoolem.
Pamiętny sezon Lecha i pierwsze symptomy
Następny sezon dla polskich kibiców na zawsze naznaczony będzie blamażem Wisły Kraków. „Biała Gwiazda” w III rundzie odpadła z Karabachem Agdam po haniebnej porażce 2:4. Na szczęście na drugim biegunie zjawił się Lech Poznań. Poznaniacy po pokonaniu Dnipro zameldowali się w grupie z Juventusem, Manchesterem City i Red Bullem Salzburg. Część kibiców już wtedy twierdziła, że chociażby Manchester City przejawiał luźniejszy stosunek do spotkań z Polakami. Nie odbierze nam to jednak wspaniałych wspomnień związanych z tamtą przygodą „Kolejorza”. 7-krotny Mistrz Polski udowodnił, że nasze kluby stać na równą walkę z największymi europejskimi potęgami.
Już kiedy spojrzymy na wyniki w fazie play-off, możemy ujrzeć takie ciekawostki, jak zacięta walka PSG z Maccabi Tel Aviv (5:4). Dostrzec można też pierwsze oznaki lekceważenia Ligi Europy przez silniejsze ekipy w fazie eliminacji. Wówczas Aston Villa odpadła po dwumeczu z Rapidem Wiedeń, a Celtic Glasgow nie poradził sobie z Utrechtem.
Im dalej w las, tym co raz wyraźniej widać, że to właśnie angielskie ekipy w największym stopniu zaczęły odpuszczać rywalizację. Już w 1/8 finału z Dynamem Kijów odpadł, budujący swą potęgę, Manchester City, a z Bragą – Liverpool. Szczególnie porażka „The Reds” może zaskakiwać – chyba nikt nie spodziewał się, że przy tak słabej grze, jaką zaprezentowali w Premier League, dostaną się do rozgrywek europejskich, ale skoro już to zrobili, powinni pokazać lepszy poziom. Portugalskiemu rywalowi, który w 1/16 wyeliminował także Lecha, trzeba oddać jedno – swoją przygodę z rozgrywkami zakończył przegranym 0:1 finale z Porto.
Hiszpańsko-portugalskie trendy
Od tamtego sezonu zaczął się klarować pewien trend. Kluby z półwyspu Iberyjskiego zaczęły traktować Ligę Europy UEFA jako poważną szansę awansu do Ligi Mistrzów, a przy okazji oczywiście zastrzyk gotówki. Szczególnie upodobała sobie to Sevilla, która trzy razy pod rząd (2014,2015,2016) wznosiła dawny Puchar UEFA.
Spójrzmy na dowolny sezon w tych rozgrywkach na przestrzeni ostatnich lat. Faktem jest, że zawsze do półfinału docierała co najmniej jedna drużyna z Portugalii lub Hiszpanii. Wyjątkiem okazał się być Manchester United. Jose Mourinho zmobilizował swoją ekipę do gry na 100%, tym samym dopisując do swoich osiągnięć kolejne trofeum.
Trzeba jednak spojrzeć na to z drugiej, bardziej pragmatycznej strony. Angielskie zespoły otrzymują olbrzymie pieniądze z praw telewizyjnych w rodzimej lidze. Wystarczy wspomnieć, że ostatnie w poprzednim sezonie West Bromwich Albion otrzymało z tego tytułu prawie 5-krotnie więcej niż wyniósłby łączny dochód za wszystkie mecze w Lidze Europy. Oczywiście, zakładając zwycięstwo w tych rozgrywkach.
Na wyobraźnię może działać sam fakt, ze kluby z Premier League w poprzednim sezonie z praw telewizyjnych zarobiły średnio 113 milionów euro. Spadkowicz, West Bromwich, Albion zgarnął kwoty większe niż mistrz Bundesligi, Bayern Monachium! Więcej na ten temat można przeczytać na blogu doskonale zorientowanego w tym temacie Rafała Lebiedzińskiego:
https://futblogger.com/prawa-tv-dlaczego-stoke-zarabia-wiecej-niz-bayern-juve-i-psg/
Angielskie wpadki i polska beznadzieja
Nie ma się zatem co dziwić, że co jakiś czas wychodzą takie „kwiatki”, jak zacięta rywalizacja West Hamu z maltańską Birkirkarą, a następnie odpadnięcie Anglików w walce z rumuńską Astrą Giurgiu. Szkoda tylko, że nasze zespoły, zarabiając 56 razy mniej z praw telewizyjnych niż angielskie kluby, również mają problemy z motywacją na spotkania ze słabszymi drużynami.
Islandzki Stjarnan, litewski Żalgiris, czy też – z najnowszej historii – luksemburskie Dundelange – to z pewnością były kluby do pokonania. Przykra jest myśl, że w kontekście nie tak odległych sukcesów Lecha czy Legii w rozgrywkach Ligi Europy, coraz bardziej musimy liczyć na łut szczęścia, czy też… zlekceważenie przez rywali. Docelowo Liga Europy miała być przecież „przedsionkiem” rywalizacji w Lidze Mistrzów dla mniejszych klubów.
Tymczasem wygląda na to, że powinniśmy się cieszyć z twitterowych wieści Zbigniewa Bońka, jakoby do 2020 roku miała zostać utworzona Liga Europy nr 2. Zamiast Superligi z najpotężniejszymi klubami w Europie i Ligi Mistrzów jako zaplecza, do którego mogłyby aspirować nasze kluby, coraz bliższa wydaje się być wizja polskich drużyn rywalizujących na ormiańskich, islandzkich czy też litewskich klepiskach.
Liga europejska jest taktowana po macoszemu przez te silniejsze ligi,bo jest malo atrakcyjna i druzyny wola to odpuscic,by skupic sie tylko na krajowej lidze.Niewiem po co uefa wymysla lige europejska2,skoro juiz teraz nie ma zbytniego zainteresowania tymi rozgrywkami.Co do Polskich klubowek to lenistwo i dobra kasa zarabiana w ekstraklasie, sprawia ze nie angazuja sie w lidze europy na maksa i dlatego tak szybko odpadaja.Ja nie wroze przyszlosci dla drugiej ligi europejskiej.