Mieli powrócić, żeby dać drużynie doświadczenie i na nowo stać się generałami armii prowadzonej przez feldmarszałka Luciano Spallettiego. Jednak w połowie kampanii Włoch został zmuszony do porzucenia stanowiska, a sytuacja dwóch generałów zaczęła się komplikować. Przedstawiam historię Anatolija Tymoszczuka i Andrieja Arszawina, dla których powrót do klubu, z którym osiągnęli sukces, miał być drugim oddechem, a okazał się boczną ścieżką ku przepaści zapomnienia.
Rzadko zdarza się, żeby kariery dwóch zawodników jednego klubu przez kilka lat toczyły się w niemal identyczny sposób, nabrały w tym samym momencie większego rozpędu, prawie jednocześnie zwolniły i po chwili dostały szansę na drugi start. Teraz najprawdopodobniej zbliża się ich równoczesny koniec.
Petersburski początek
Andriej z Petersburgiem związany był od zawsze. Filigranowy skrzydłowy przeszedł przez wszystkie drużyny juniorskie i rezerw aż wreszcie w 2000 roku został przeniesiony do pierwszej ekipy Zenita. Przebicie się do wyjściowego składu nie zajęło mu wiele czasu. Występował regularnie w drużynie „Błękitno-biało-niebieskich” i wyrobił sobie na tyle dobrą renomę, że w 2002 roku zadebiutował w reprezentacji kraju i pojechał z nią do Korei i Japonii. Przez kolejne lata Arszawin podnosił swoje umiejętności i zaczął stanowić o sile klubu z Sankt Petersburga. Zenit nie potrafił jednak osiągnąć większych sukcesów pomimo sporych wkładów finansowych. Zmienić miał to holenderski szkoleniowiec, Dick Advocaat, który dołączył do zespołu w lipcu 2006 roku po zakończeniu mistrzostw świata w Niemczech, kiedy dobiegł końca jego kontrakt z południowokoreańską federacją piłkarską.
Anatolij trafił do Petersburga jako jeden z pierwszych transferów nowego trenera. Ukrainiec już wtedy był 28-letnim zawodnikiem z doświadczeniem zebranym podczas dziewięciu lat gry w Szachtarze Donieck. 28 lutego 2007 roku przypieczętowana została transakcja, w wyniku której Tymoszczuk przeniósł się do Zenita. Ukraiński pomocnik miał być wzmocnieniem przed kolejnym sezonem i występami w Pucharze UEFA 2007/2008, w którym klub z Petersburga zapewnił sobie miejsce, zajmując czwartą pozycję w lidze rosyjskiej w sezonie 2006.
Błękitno-biało-niebieskie sukcesy
Obaj zawodnicy byli w 2007 roku jednymi z głównych elementów Zenita, który zaskakująco dobrze radził sobie w rozgrywkach ligi rosyjskiej. Już w sierpniu drużyna z Petersburga rozpoczęła swoje występy w Pucharze UEFA od drugiej rundy eliminacyjnej, w której mierzyli się z słowackim klubem FC Zlate Moravce. Dwumecz zakończył się wynikiem 5:0 i w następnej rundzie o fazę grupową Zenit walczył ze Standardem Liege. Między innymi dzięki dwóm bramkom Arszawina w pierwszym spotkaniu rosyjska drużyna zapewniła sobie udział w dalszej fazie rozgrywek.
Zenit trafił do jednej grupy z: Evertonem, AZ Alkmaar, FC Nürnberg i AE Larisa. W pierwszym spotkaniu klub z Petersburga zremisował u siebie z holenderskim zespołem 1:1, a bramkę wyrównawczą zdobył Tymoszczuk. Drugi mecz Zenit wygrał z klubem z Grecji, najsłabszym w grupie. Już trzy dni po tym zwycięstwie Anatolij i Andriej świętowali tryumf w rosyjskiej Priemier Lidze. Tymoszczuk i Arszawin opuścili tylko po trzy spotkania ligowe i przez cały sezon stanowili silne punkty zespołu.
Dzięki remisowi z Nürnberg Zenit zapewnił sobie awans z grupy i wydaje się, że nabrał wtedy porządnego rozpędu. W kolejnych rundach „Błękitno-biało-niebiescy” eliminowali takie drużyny, jak: Villarreal, Olympique Marsylia, Bayer Leverkusen, aż wreszcie w półfinale zmiażdżyli w dwumeczu Bayern Monachium 5:1. 14 maja 2008 roku piękny sen Zenita Sankt Petersburg miał swój równie piękny finał. Drużyna z „Wenecji Północy” pokonała Glasgow Rangers 2:0 i mogła świętować pierwsze w historii zwycięstwo w Pucharze UEFA. Warto podkreślić, że Anatolij Tymoszczuk wystąpił po 90 minut w każdym ze spotkań tych rozgrywek, natomiast Arszawin opuścił tylko mecz rewanżowy z Bayernem z powodu zawieszenia za kartki, natomiast resztę również rozegrał w pełnym wymiarze czasowym.
Wokół całej drużyny stworzył się szum, a oczekiwania wobec zawodników i trenera wzrosły. Presja nie zadziałała jednak na piłkarzy w odpowiedni sposób i reszta sezonu 2008 zakończyła się porażką na wszystkich frontach. Udział w Lidze Mistrzów Zenit zakończył już na fazie grupowej, a w rosyjskiej lidze zajął dopiero piąte miejsce, które nie gwarantowało gry w europejskich pucharach.
Czas pożegnań
Już krótko po zakończeniu rozgrywek rosyjskiej ekstraklasy po Arszawina, który uchodził za największą gwiazdę Zenita, zgłosiły się czołowe europejskie zespoły. Ostatecznie Rosjanin zdecydował się na transfer do Anglii, do Arsenalu Londyn, który zapłacił za 28-latka w styczniu 2009 roku 16 milionów euro.
Początki Arszawina w nowym klubie były bardzo zadowalające. W rundzie wiosennej sezonu 2008/2009 Rosjanin wystąpił łącznie w 15 spotkaniach z czego większość po 90 minut. Do serc kibiców „Kanonierów” wbił się 21 kwietnia. W meczu przeciw Liverpoolowi malutki skrzydłowy strzelił cztery gole i, choć zapewniło to jedynie jeden punkt w tym spotkaniu, a późniejsze występy nie były już tak spektakularne, Arszawin szybko zapisał się w pamięci fanów Arsenalu.
Kiedy zakończył się sezon, po raz kolejny do Petersburga zaczęły napływać oferty. Tym razem dotyczyły one usług Anatolija. Ukraińcowi kończył się kontrakt, więc Zenit nie miał żadnych argumentów ku temu, żeby zatrzymać u siebie 30-letniego defensywnego pomocnika. Najbardziej zdeterminowani okazali się działacze Bayernu i to do Monachium udał się Tymoszczuk 1 lipca w zamian za 11 milionów euro.
Europejskie progi
Tak jak w przypadku Arszawina w Arsenalu, dla Tymoszczuka pierwsza runda w Bayernie była świetna. W rundzie jesiennej sezonu 2009/2010 Ukrainiec występował niemal w każdym meczu swojej drużyny w Bundeslidze po 90 minut. Zaliczył także kilka występów w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W tym samym czasie Andriej nadal regularnie znajdował się w wyjściowym składzie Arsenalu. Jednak wraz z początkiem 2010 roku sytuacja obu zaczęła się drastycznie pogarszać.
Tymoszczuk przegrał niemal całkowicie walkę o pierwszy skład z Van Bommelem i Schweinsteigerem. Pojawiał się jedynie na tak zwane ogony, kiedy Bayern starał się utrzymać wynik. Arszawin z kolei wypadł na kilka meczów z kadry, a później doszły problemy z kontuzją łydki. Obaj mogli rundę wiosenną 2009/2010 uznać za całkowicie nieudaną.
Sezon 2010/2011 był już znacznie lepszy, choć nadal obaj nie spełniali oczekiwań. Ukrainiec występował prawie w każdym meczu, ale głównie ze względu na problemy Bayernu w środku obrony, więc nie na swojej nominalnej pozycji. Z kolei Rosjanin nie mógł wskoczyć na odpowiednie obroty i tylko kilka meczów rozegrał w pełnym wymiarze czasowym, a w większości Arsene Wenger decydował się na jego zmianę.
Jednoczesny upadek
Można powiedzieć, że runda jesienna sezonu 2011/2012 w przypadku obu zawodników była początkiem końca. Tymoszczuk dostał kilka szans i wystąpił w paru meczach po 90 minut, jednak od momentu, gdy w meczu z Augsburgiem otrzymał czerwoną kartkę i został zawieszony na trzy spotkania, wypadł z wyjściowego składu niemal do końca sezonu. W przypadku Arszawina upadek nastąpił odrobinę bardziej płynnie. Podobnie jak w poprzednim sezonie zwykle wychodził w pierwszej jedenastce, ale w drugiej połowie opuszczał boisko. Później to on był już tym, który meldował się na murawie na „ogony” i coraz częściej w ogóle nie pojawiał się w kadrze meczowej. Pomocną dłoń wyciągnął wtedy do swojego wychowanka Zenit, który wypożyczył Andrieja do końca sezonu. W lidze rosyjskiej Arszawin znów zaczął pokazywać to, za co kibice go pokochali. Strzelał lub asystował niemal w każdym spotkaniu, przyczyniając się w sporym stopniu do zdobycia trzeciego mistrzostwa Zenita w Priemier Lidze.
Sezon 2012/2013 Anatolij i Andriej będą wspominali tragicznie. Arszawin po powrocie do Anglii nie mógł się odnaleźć. Znalazł się na ławce rezerwowych zaledwie 12 razy, a na boisku pojawił się siedmiokrotnie. Tymoszczuk w kadrze meczowej pojawiał się dwa razy częściej, ale w większości przypadków i tak nie wychodził na murawę. Pełne 90 minut rozegrał tylko pięciokrotnie.
Obaj czekali więc na koniec sezonu jak na zbawienie, gdyż Ukraińcowi i Rosjaninowi wygasały wtedy kontrakty z obecnymi klubami i mogli rozglądać się za nowymi pracodawcami. Okazało się jednak, że po tym, co obaj gracze pokazywali w ostatnich miesiącach, znalezienie zainteresowanego ich usługami będzie bardzo trudne. W tej tragicznej sytuacji Tymoszczukowi i Arszawinowi przyszedł z pomocą klub, z którego wypłynęli na, jak się okazało, za głęboką wodę.
Pomocna dłoń
Od 1 lipca 2013 roku Anatolij i Andriej wrócili na stałe do Zenita, który zaoferował obu dwuletnie kontrakty. Witano ich jak bohaterów, choć wydaje się, że w głowie każdego kibica rodziło się pytanie, czy dadzą radę wrócić do normalnej formy, takiej, która będzie przydatna w Petersburgu. Niewątpliwie zatrudnienie obu zawodników niosło pewne ryzyko. Wracając do miasta słynącego z rozbudowanej sieci hydrograficznej, Tymoszczuk i Arszawin zdecydowali się drugi (Rosjanin właściwie trzeci) raz wejść do tej samej rzeki.
W rundzie jesiennej nowego sezonu występowali oni niemal w każdym spotkaniu, jednak właściwie żaden nie w pełnym wymiarze czasowym. Ukrainiec i Rosjanin mieli wnieść do zespołu atmosferę, która była w Zenicie w zwieńczonym sukcesami 2008 roku. Było jednak coraz gorzej. Szatniowy konflikt, który powstał z powodu dużych różnic w wysokościach pensji, nie zgasł, a wręcz jeszcze zyskał na sile. Igor Denisow został odsunięty od kadry, co wydaje się, że powinno dodatkowo ułatwić Tymoszczukowi konkurencję. Ukrainiec występował jednak coraz mniej, a na boisku meldował się zwykle w końcówkach spotkań. Arszawin pojawiał się natomiast najczęściej w pierwszym składzie, ale zwykle był on zdejmowany w drugiej połowie, ponieważ dało się u niego zauważyć braki kondycyjne.
Przed rozpoczęciem rundy wiosennej, po ponad czterech latach pracy z Zenitem, zwolniony został Włoch, Luciano Spalletti. Jego miejsce zajął popularny portugalski trener – Andre Villas-Boas. Sytuacja w szatni znacznie się poprawiła, co znalazło też oddźwięk w wynikach drużyny. Nowy szkoleniowiec był pozytywnie nastawiony do dwóch doświadczonych zawodników, jednak Tymoszczuk nie wykazał się podczas kilku szans, które otrzymał, jakby pragnął udowodnić, że nie nadaje się już do gry w pełnym wymiarze czasowym. Arszawina z kolei przekreśliła kontuzja, po której długo nie mógł odnaleźć odpowiedniej formy.
Przed niedawno zakończonym sezonem obaj zawodnicy wypowiadali się w wywiadach, że zamierzają wywalczyć sobie miejsca w pierwszej jedenastce. Biorąc pod uwagę czas, jaki spędzili łącznie na boisku, można z całą pewnością stwierdzić, że się nie udało. Oczywiście ogromny wpływ na to miała dyspozycja innych zawodników, Dannyego w przypadku Arszawina czy Witsela i Javiego Garcii przy Tymoszczuku. Jednak o stopniu porażki w walce o skład obu graczy świadczy fakt, że AVB wolał na lewym skrzydle umieścić prawego obrońcę, Smolnikowa, zamiast wystawiać Arszawina. Natomiast w kolejce do gry w środku pomocy Tymoszczuka wyprzedzali też: Riazancew, Szatow, Faizulin czy młodziutki Mogilewiec. W efekcie Ukrainiec spędził w tym sezonie na boisku zaledwie 901 minut, a Arszawin jeszcze mniej, bo tylko 600.
Niedawno Zenit stracił już nadzieję na to, że ci dwaj będą jeszcze do czegoś przydatni w przyszłym sezonie i ogłosił, że prawdopodobnie nie przedłuży z nimi kontraktów. W związku z tym 36-letni Ukrainiec i 34-letni Rosjanin najprawdopodobniej odwieszą korki na kołek. Podobnie jak przez ostatnie lata ponownie uczynią coś jednocześnie i w podobnych okolicznościach.