Maciej Rosołek jest niewątpliwie jednym z największych wygranych ostatnich dni. Wrócił z Arki Gdynia, w której brakowało mu liczb, do ekstraklasowej Legii. Następnie przepracował ze stołecznym klubem cały okres przygotowawczy. Potem wydawało się, że wróci na ławkę, ale los dał mu pierwszy skład. On sam strzelił bramkę, a za to zawsze rozlicza się napastników.
Dla kontekstu warto przypomnieć, że w meczu Zagłębie – Legia, który był drugim spotkaniem rundy wiosennej ekstraklasy, początkowo miał zagrać Rafa Lopes. Zadaniem Portugalczyka docelowo powinno być wsparcie w działaniach ofensywnych Tomasa Pekharta i dobrze dysponowanego Josue Pesqueiry. Jednak tuż przed meczem były zawodnik Cracovii doznał urazu. Okazało się, że złamał palec, co wykluczyło go na kilka dni z treningów. Trener Vuković zarzekał się, że to nic groźnego, jednak musiał wykreślić Portugalczyka z przedmeczowej jedenastki. Biorąc pod uwagę odejście niepokornego Emrelego, zrobiło się miejsce dla Rosołka.
Niewyraźny, ale skuteczny
Mecz w Lubinie nie był wielkim widowiskiem. Akcja lekko rozkręciła się w drugiej połowie, gdy Zagłębie ruszyło do odważniejszych ataków po strzeleniu bramki kontaktowej przez Patryka Szysza. Jednak mimo wyniku 3:1 dla Legii spotkanie obfitowało w niedokładne dośrodkowania i niecelne podania. Neutralny fan bawił się co najwyżej średnio.
Do poziomu meczu dostosował się Rosołek. Nie ma co ukrywać, że napastnik urodzony w Siedlcach miał być jedynie wsparciem dla Pekharta i furtką do ofensywnych rajdów dla atakujących od skrzydła zawodników. Ponadto nie grał on na swojej ulubionej pozycji – środku ataku – co też nie ułatwiało mu zadania.
Najlepsze pokazał właśnie, gdy jako jedyny pozostał sam w polu karnym. Tomas Pekhart i Josue świetnie rozpracowali obronę Zagłębia, a następnie Portugalczyk posłał piłkę do niezbyt stanowczo pilnowanego Rosołka. 20-latek szybko oderwał się od obrońcy, a chwilę później zdołał wpakować piłkę do bramki „Miedziowych”. Dominik Hładun był bliski skutecznej interwencji, ale w całkowitym rozrachunku trzeba przyznać, że jego sytuacja nie należała wówczas do najłatwiejszych.
Poza tym zrywem Rosołek nie pokazał niczego szczególnego. Na boku boiska często próbował dryblować, jednak nieskutecznie. Jego dośrodkowania również nie były wzorcowe. Koniec końców trener Vuković w 71. minucie zastąpił go Ernestem Mucim. Mecz udany pod względem liczb. Gorzej było z wrażeniem estetycznym.
Poszukiwanie minut
Rosołek wydaje się najlepiej czuć na „dziewiątce”, jednak nie dziwi próba ustawienia go trochę niżej. Już kilka lat temu o jego umiejętnościach pozytywnie wypowiadał się jego pierwszy trener z Siedlec, Przemysław Anusiewicz. – Lubi widzieć boisko przed sobą, nie chce grać tyłem do bramki, bo wówczas nie za bardzo wie, co ma zrobić (…). I myślę, że powinien grać właśnie na takich pozycjach, które pozwolą mu wykorzystać te atuty. Co więcej – gdy jeszcze go prowadziłem i graliśmy w lidze siedmioosobowej, to ustawiałem go nawet na „szóstce” – tłumaczył wówczas szkoleniowiec.
Niewątpliwie jest to pozytywne zjawisko, gdy młody zawodnik posiada zdolność do gry na kilku pozycjach. Ponadto atutem Rosołka w walce o pierwszy skład (a w Legii tradycyjnie mierzy się z dużą konkurencją), jest jego całkiem imponujące jak na ten wiek doświadczenie. Mimo 20 lat ma już za sobą bagaż doświadczeń, czy to z Legii, czy z Arki Gdynia. Sam zresztą wielokrotnie tłumaczył przyczyny wypożyczeń do Arki.
– Powodem było poszukanie większej możliwości gry, niż to miało miejsce w Legii. Jestem w takim wieku, że aby się rozwijać, muszę jak najwięcej grać. Dlatego uznałem, że Arka zagwarantuje mi odpowiednie ogranie, zdobycie doświadczenia. Ponadto myślę, że lepiej będzie zejść z ekstraklasy do I ligi, aby mierzyć się z podobnymi wyzwaniami, jakie są w Warszawie. Tam się gra zawsze o 1. miejsce, a każdy mecz trzeba wygrać. Presja jest bardzo duża. To samo jest w Arce – wyjaśniał w jednym z wywiadów młody napastnik.
Swoją drogą w trakcie sezonu 2020/2021 naprawdę dobrze prezentował się w Gdyni – w 21 meczach strzelił 11 bramek i zaliczył dwie asysty. Później było gorzej, ale wpłynęły na to braki w okresach przygotowawczych, co wielokrotnie podkreślał sam Rosołek. – Miałem gorący okres, bo nie miałem obozu przygotowawczego ani w Arce, ani w Legii – późno skończyłem ligę przez baraże, które graliśmy. Jak wróciłem do chłopaków, to byli po obozie i bodajże po pierwszym meczu z Bodo/Glimt. Przede wszystkim ciężko czułem się fizycznie. Po pięciu spotkaniach wróciłem do bardziej optymalnej formy fizycznej, ale dalej – mimo wszystko – to nie było to, co na pierwszym wypożyczeniu. I tak to poszło – powiedział piłkarz już po powrocie do Legii.
Powtórka z rozrywki czy nowy początek?
Dokładnie 19 października 2019 roku debiutujący w Legii Maciej Rosołek strzelił decydującą o zwycięstwie bramkę w meczu Lechem. Wówczas wydawało się, że młody napastnik zapracował na więcej szans i jego talent eksploduje. Jednak problemem okazała się ogromna konkurencja w postaci Jose Kantego, Carlitosa i Jarosława Niezgody (obaj byli wówczas nieźle dysponowani).
Tym razem, już po powrocie z Gdyni, Rosołek ponownie strzela ważną bramkę już w pierwszym meczu po powrocie. Czy czeka nas powtórka z rozrywki? Możliwe, bo konkurencja w ataku ponownie jest ogromna. Na „dziewiątce” numerem jeden będzie na pewno Tomas Pekhart. Po bokach są miejsca dla m.in. Josuego, Pawła Wszołka, Rafy Lopesa i Bartosza Kapustka, kiedy ten powróci po kontuzji.
– Uważam, że konkurencja jest potrzebna. Jestem zadowolony z tego, że drużyna się wzmacnia. Wszyscy chcemy wygrywać i na tym nam zależy, to nasz wspólny cel. A dzięki rywalizacji z dobrymi zawodnikami, którzy występują na mojej pozycji, będę mógł się jeszcze bardziej rozwinąć – mówił jeszcze pół roku temu sam Rosołek. Czy tym razem konkurencja wyjdzie mu na dobre? Odpowiedzią będą kolejne mecze i postawa takich piłkarzy jak Rafa Lopes czy Ernest Muci.