Na taki Manchester kibice czekali od odejścia Fergusona. 4:0 do pierwszej połowy z Leicester – to było najlepsze 45 minut zawodników z Old Trafford od paru ładnych lat. Ojciec sukcesu? W głównej mierze Mourinho, który miał jaja, żeby posadzić Rooneya na ławce. Bez niego czarowali Mata i Pogba, a zespół grał, jakby zdjęto z niego jakąś blokadę. Portugalski szkoleniowiec musi się poważnie zastanowić – czy ma na tyle odwagi, aby ostatecznie zabrać miejsce w składzie Anglikowi?
Pod wodzą Davida Moyesa Manchester ograł Bayer Leverkusen w LM 5:0, ale nie było to zwycięstwo tak widowiskowe jak te rozegrane w sobotnie popołudnie na Old Trafford. O tym, że Leicester to nie ogórki, przekonywać nikogo nie trzeba. Prawdą jest, że podopieczni Ranieriego nie będą bić się o utrzymanie na piedestale, ale na pewno nie jest to zespół, który po pierwszej części gry schodzi do szatni z bagażem czterech goli.
A przecież gospodarze przegrali trzy ostatnie spotkania z rzędu. O ile porażkę z Manchesterem City można zrozumieć, o tyle blamaże z Feyenoordem i Watfordem to rezultaty, na które nie ma prawa pozwalać sobie pretendent do medali. Konia z rzędem temu, kto spodziewał się, że „Lisy” zostaną przez „Czerwone Diabły” stłamszone. To nie koniec zaskoczeń.
Dwóch za jednego
Pogba w końcu zagrał tak, jak grać powinien lider drużyny. Debiutancka bramka to tylko wisienka na torcie – Francuz był przede wszystkim jednocześnie „dziesiątką” i „szóstką”. Przynajmniej trzy wykreowane szanse, a do tego ciągła obecność dokładnie tam, gdzie właśnie była piłka – tak wszędobylskiego pomocnika potrzebował środek pola Manchesteru. Warto pamiętać jednak, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Nie mniej zrobił Juan Mata. Zastąpił on Rooneya na pozycji ofensywnego pomocnika (ach ten brak zaufania od Mourinho) i rozegrał jeden z najlepszych meczów, odkąd trafił do klubu. Gol po genialnej akcji, do tego asysta przy bramce Rashforda (po dośrodkowaniu Blinda, który dokładając do tego dwie asysty, rozegrał swoje najlepsze spotkanie w czerwonych barwach), a przede wszystkim kreatywność na poziomie czołówki Premier League.
Juan Mata's goal. Great team goal! pic.twitter.com/1bFu5A6TqK
— IndoManUtd Kediri (@indomanutd_KDRI) September 24, 2016
Wszystkiemu temu z ławki rezerwowych przyglądał się Rooney. Piłkarz, który jest żywą legendą klubu i jeszcze w trwającym sezonie powinien być jego najlepszym strzelcem w historii. Piłkarz, który w każdym sezonie jest w czołówce snajperów klubu. I w końcu, co odnośnie do tematu jest najistotniejsze – piłkarz, który od przynajmniej trzech lat jest wolny, przewidywalny, któremu brakuje błysku, tak potrzebnego do wzięcia odpowiedzialności na swoje barki.
***
Anglik wszedł na boisko w końcówce spotkania. Ukłon ze strony Mourinho, niewypowiedziane głośno słowa: „wejdź, jesteś mi potrzebny”? Być może. Sam „defensywny napastnik” nie jest idiotą i gdzieś pomiędzy wyciągami z konta a wspominkami z tłustych lat dostrzega, że jest już bliżej niż dalej końca. Ile może dać zespołowi, który z jednej strony zawdzięcza mu tak wiele, ale z drugiej musi się rozwijać? Kto nie idzie do przodu, ten się cofa. A kto się cofa, nie powinien zatrzymywać swoich pobratymców.
Na pewno nie ma co spisywać Rooneya na straty. Nigdy nie będzie już szybkim, wściekłym i łysiejącym młokosem, który ładował bramki każdemu, kto stanął na jego drodze, ale mimo to może jeszcze coś z siebie dać. Kilka meczów na ławce rezerwowych to stan, którego niegdyś największa gwiazda zespołu nigdy nie doświadczyła. Być może właśnie taki zabieg ze strony menedżera (który „skończył karierę” Casillasa w Realu) skłoniłby Anglika do refleksji? Nie jest jeszcze za późno, aby po każdym treningu zostać i potrenować to, co zatracił przez ostatnie lata. Trzeba skończyć tę szopkę – jeśli „Wazza” ma grać, niech zapracuje na to teraz. Na medale za zasługi czas przyjdzie za kilka lat.
Manchester United – Leicester City 4:1 (Smalling 22′, Mata 37′, Rashford 40′, Pogba 42′ – Gray 59′)