W derbach północnego Londynu padł remis 1 : 1. Po pierwszej połowie spotkania górą byli goście, jednak trafienie Gibbsa z 77. minuty spotkania doprowadziło do podziału punktów. Mecz obfitował w wiele akcji pod obiema bramkami, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że niewiele lepszą drużyną byli goście. Mimo tego remis wydaje się być sprawiedliwym wynikiem, który pokazał, że drużyna Mauricio Pochettino znajduje się na dobrej drodze do miejsca w czołowej czwórce na koniec sezonu.
Pierwsze minuty meczu mogły się podobać. Obydwa zespoły narzuciły szybkie tempo. Pierwszy zaczął Tottenham. U obu drużyn brakowało jednak ostatniego podania. Wszystkie akcje dobrze wyglądały do 16. metra, a tam piłkarze zwyczajnie się gubili. Szybkie tempo meczu w pierwszych minutach było spowodowane lukami w środku pola. To tam rodziła się większość tych akcji.
Arsenal miał problemy ostatnim podaniem, bo obrońców Tottenhamu bardzo dobrze wspomaga druga linia. Wszyscy pomocnicy, gdy Arsenal ma piłkę starają się ustawiać bardzo blisko defensywy, co utrudnia „Kanonierom” grę. Arsenal zmuszony jest do ataku pozycyjnego, ale nie potrafi znaleźć luki w dobrze broniącym Tottenhamie. Gdy już ją znajdzie i któryś z „Kanonierów” znajdzie się wreszcie w polu karnym, natychmiast doskakuje do niego któryś z obrońców.
Tottenham ma podobne problemy. Brakuje ostatniego podania, a gdy już to ostatnie podanie było, to Lamela – mając szansę na wyjście na sytuację sam na sam z Cechem – nie potrafił się zabrać z piłką. W początkowej fazie meczu obrońcy Arsenalu grali bardzo blisko siebie. Było gęsto przed polem karnym i to sprawiało, że Tottenham nie potrafił przełożyć stwarzanych sytuacji na gole.
W 32. minucie podopieczni Pochettino wyszli na prowadzenie. Danny Rose znajdujący się tuż przy środkowej linii boiska dostrzegł ruch bez piłki Kane’a i od razu dograł u piłkę. Ten nie miał problemu z pokonaniem Cecha, posyłając piłkę w długi róg. Błąd całej obrony, zawodnicy byli za daleko od siebie. W szczególności zawalił Kościelny, który za dużo miejsca zostawił Kane’owi.
Wydawało się, że od początku drugiej części spotkania „Kanonierzy” za wszelką cenę będą dążyć do wyrównania, lecz to Tottenham wyglądał, jakby wyszedł na boisko odrabiać straty. Blisko podwyższenia prowadzenia „Kogutów” w 50. minucie znalazł się Christian Eriksen, ale strzał Duńczyka minimalnie minął bramkę Cecha. Wszystko ułożyło się po kilku minutach, gdy Arsenalowi udało się opanować nieco sytuację. Szczególne zagrożenie podopieczni Arsene’a Wengera stwarzali po wrzutkach w szesnastkę po stałych fragmentach gry. Z każdą kolejną próbą sytuacje stworzone przez te dośrodkowania coraz bardziej dawały się we znaki obrońcom Tottenhamu, ale na ich szczęście i Olivier Giroud, i Laurent Koscielny nie mogli trafić w światło bramki. Najgroźniejszą sytuację po dośrodkowaniu w pole karne stworzył francuski napastnik, z którym nie poradził sobie Eric Dier. Niepilnowany reprezentant Francji nie wykorzystał niemal stuprocentowej akcji, przenosząc futbolówkę nad bramką.
Cracking North London derby. Whatever the result there is no doubt in my mind that Spurs are on the right track with Pochettino.
— Gary Lineker (@GaryLineker) November 8, 2015
W 63. minucie odgryźli się podopieczni Pochettino. Po raz kolejny groźny strzał oddał Eriksen, ale Petr Cech pozostawał tego dnia czujny i bronił wszystko, co tylko mógł. Po kilku dobrych minutach w wykonaniu „Kanonierów” nadszedł lepszy okres gry Tottenhamu. „Koguty” dużo więcej biegały, uniemożliwiając spokojne rozegranie gospodarzom. Ich gra była bardziej agresywna, ale nie tylko pod względem fauli. Podopieczni argentyńskiego szkoleniowca wyglądali po prostu na lepiej zmotywowanych. Po stronie Arsenalu widać było braki kadrowe, ale po gorszym fragmencie zaczęli dochodzić do sytuacji bramkowych.
Kluczowym momentem spotkania okazała się 73. minuta, w której zaskakującej zmiany dokonał Wenger. Na boisku w miejsce Joela Campbella pojawił się obrońca Kieran Gibbs. Akcja z 77. minuty, w której zamykający akcję Anglik wykorzystał wrzutkę Mesuta Ozila i strzelił wyrównującą bramkę, pokazała, że francuski szkoleniowiec miał nosa. W kolejnych minutach więcej z gry mieli gospodarze, którzy dostrzegli szansę na odwrócenie losów tego spotkania. Tuż po wyrównującej bramce kolejną okazję na bramkę miał Gibbs, ale świetnie interweniował Lloris. Swoją szansę po dośrodkowaniu zmarnował również Giroud.
https://www.youtube.com/watch?v=CUy_t51tzow
Remis wydaje się być sprawiedliwym wynikiem, choć długimi momentami wydawało się, że to Tottenham, który stworzył więcej groźnych sytuacji pod bramką Cecha wywiezie z Emirates Stadium komplet punktów. To spotkanie powinno utwierdzić podopiecznych Mauricio Pochettinho, że wobec kiepskiej postawy Chelsea i Liverpoolu mogą w tym sezonie śmiało myśleć o miejscu w czołowej czwórce gwarantującym przynajmniej eliminacje Ligi Mistrzów.