Rewanż zbędny. Nawet Kadar tego nie zepsuje


20 sierpnia 2015 Rewanż zbędny. Nawet Kadar tego nie zepsuje

Trenerzy lubią eksperymentować. Czasem dorabiają całą ideologię do swoich złych decyzji. Bywają też tacy, którzy bronią się rękami i nogami przed rozwiązaniami, aby nie przyznać się do błędu. Tak było pewnie z Kadarem. Skorża dobrze zdawał sobie sprawę, co to z niego za gagatek, ale wolał nie słuchać żadnych głosów. Kiedy już cała nagonka ucichła, przepchnął Dudkę do pierwszego składu. A ten po raz kolejny pokazał, że można na niego stawiać, żeby poskładał defensywę do kupy.


Udostępnij na Udostępnij na

Dudka to taki typ zawodnika, który spokojnie przeczeka medialny balonik, wykaże się nadzwyczajną cierpliwością, aby później jak rasowy strażak ratować zespół z opresji. O Kadarze będziemy powoli zapominali. Może spokojnie wsiadać do samolotu i wracać na Węgry z Videotonem. Pomachamy mu białymi chusteczkami.

Zbigniew Boniek lubi często przypominać o prostocie piłki nożnej. „Podaj, idź, podaj, idź”. Karol wziął sobie do serca słowa obecnego prezesa PZPN-u i wprowadził w życie – do spółki z Hamalainenem, który pewnie posłał piłkę obok bramkarza Videotonu. Skoro jesteśmy przy Finie, to był to zdecydowany lider tej lokomotywy, która przejechała się po węgierskim Ikarusie. Dzielił i rządził w środku pola na zmianę z Linettym, kreowanym na lidera naszej kadry. Małymi krokami goni Krychowiaka, mijając po drodze Tomasza Jodłowca. Mentalność zwycięzcy, ambicja, wola walki. Nie boi się wziąć odpowiedzialności na swoje 20-letnie barki. On jednak musi mieć u boku pracowitą mrówkę. Takiego Łukasza Trałkę, który wreszcie doczekał się tego upragnionego gola, po asyście ostatnio bardzo dobrze dysponowanego Szymona Pawłowskiego.

Dzisiaj z lupą mogliśmy szukać słabych ogniw w barwach „Kolejorza”. Wszystkie puzzle tej układanki były na swoim miejscu. Takie spotkania to komfort pracy każdego trenera, który może eksperymentować, zmieniać ustawienia. Druga połowa rozegrana koncertowo. Przede wszystkim spokojnie. Lech Poznań zamknął rywala na jego połowie, dopuszczając tylko do jednorazowych zrywów.

Podopieczni Macieja Skorży pozwalali sobie na dużo. Taki luz cechuje tylko bestie, które dobijają swoich rywali. Pewne swoich umiejętności. Techniczni zawodnicy czują się wtedy jak ryby w wodzie, a w Poznaniu takich nie brakuje. O ile w meczu Legii działo się naprawdę wiele (słupki, poprzeczki, błędy sędziów), o tyle w stolicy Wielkopolski wszystko było pod kontrolą. Idealna zaliczka przed rewanżem, w którym może wystąpić nawet Kadar, mający u boku swojego klona, a „Kolejorzowi” nie powinna stać się krzywda.

Lech dzisiaj wyglądał na drużynę z prawdziwego zdarzenia, która wyszła z zaciśniętymi zębami, wypuszczona z klatki, gotowa zagryźć swojego rywala, byle kibice zapomnieli o poprzednich blamażach. W siatkówce mówi się o takich meczach „godzina z prysznicem”. Lechici bardzo szybko wybili piłkę z głowy swoim węgierskim rywalom, którzy trzy razy lądowali na deskach. Wstawali ze strachem w oczach, że to jeszcze nie koniec. A Lech nie zagrał jak typowa polska drużyna. Zero minimalizmu. Tak kopie się leżącego. Lech po siatkarsku rozprawił się z rywalem i na własnym stadionie pokonał Videoton 3:0. To był tłusty czwartek dla naszych pucharowiczów. Za tydzień nie musimy obgryzać paznokci i drżeć o końcowe rezultaty. Awanse przesądzone, można iść spać. Dobranoc.

https://www.youtube.com/watch?v=RzfQDxIXDX4

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze