Niespodzianki, piękne bramki, emocjonujące mecze, skandale, sędziowskie pomyłki, wpadki organizatorów. Tego wszystkiego nie uświadczyli reprezentanci Polski, ponieważ… nie awansowali do brazylijskiego mundialu. A czy ktoś się zastanawiał, co by było, gdyby „Orły Nawałki” awansowały ze swojej grupy i oglądalibyśmy ich w akcji? Ja pokusiłem się o taką brawurową wizualizacje ewentualnego występu Lewandowskiego i reszty.
Na początku tych bardzo odważnych rozważań pojawia się zasadniczy problem, przed którym w barażach do mistrzostw świata stanęli Ukraińcy. Zakładam, że zajęlibyśmy drugie miejsce w grupie i czekałyby nas baraże. W tych barażach trafilibyśmy na… Francuzów – tak, to jest ten problem. Zdobądźmy się na bardzo dużo wyobraźni i wyimaginujmy sobie taką sytuacje, że pokonujemy Benzemę i spółkę. Jedziemy na mundial i załóżmy FIFA losowała nas z drugiego koszyka i mamy zawartość grupy E, gdzie zagramy z Ekwadorem, Szwajcarią i Hondurasem. Grupa wydaje się cud-miód-malina. Już wyobrażam sobie głosy wszystkich „znawców” polskiej piłki, którzy twierdziliby, że brak awansu z tej grupy będzie totalnym blamażem, bo przecież dostaliśmy… ogórków. Wszak mogliśmy mieć Hiszpanię, Holandię, Niemców, albo Francję.
Nie chce nawet analizować, czy mielibyśmy szansę w starciu z którąkolwiek drużyną tych mistrzostw, bo jest to najprawdopodobniej bez sensu. Po obejrzeniu tych wielu spotkań nasuwa się jednak taka myśl, że mogłaby się ta przygoda w Brazylii skończyć skandalicznym poziomem w wykonaniu Polaków. Wystarczy, że obejrzycie najsłabszy mecz na tym mundialu, którym chyba było starcie Iranu z Bośnią i Hercegowina i zaraz po tym najlepszy mecz Polaków w ostatnich dwóch latach (w zasadzie chyba nie ma różnicy, które spotkanie wybierzemy). Ja tak zrobiłem i muszę przyznać, że chyba piłkarski świat zaczyna nam, mówiąc bardzo delikatnie – spierniczać… Tempo gry, wybieganie, umiejętność ustawiania się, zamysł taktyczny. Wszystko jest o kilka(naście) szczebli gorsze od tych najgorszych na mundialu rozgrywanym w Ameryce Południowej.
Kiedy słyszę, że Polska miałaby szanse awansować do ćwierćfinału, to muszę przyznać, dostaję napadów śmiechu – „no bo Algiera awansuje, no bo USA już pewna – to przecież nasi z palcem w nosie przebrnęliby przez grupę”. Jest taki przypadek w języku polskim, który odpowiada na pytania, których ja w tym kontekście chciałbym użyć. Z kim? Z czym? Z kim mielibyśmy nawiązać walkę i za przeproszeniem z czym wyjść na boisko?
Bo należy jasno powiedzieć, że dzisiaj reprezentacja Polski, to są post-fornaliko-smudowcy plus kilka ślepych strzałów Nawałki. Rzekoma wizja stworzenia dobrego składu polskiego selekcjonera opiera się wyłącznie na zasadzie chybił-trafił. Przypuszczam, jak może wyglądać selekcja sztabu Nawałki: „Ten będzie dobry. Nie – ten! Ale ten w ostatnim meczu strzelił bramkę w pierwszej lidze. A ten grał kiedyś w Amice Wronki”.
To niełatwe dla polskiego kibica kolejny raz oglądać mundial bez Polaków (chociaż wielu tak woli, a też sporo się przyzwyczaiło), ale niestety dopóki nie zrozumiemy pewnej kwestii – mianowicie, że trenerzy z naszego kraju nadają się jedynie do trenowania drużyn T-Mobile Ekstraklasy, to nic z tego nie będzie. Tymczasem PZPN usilnie próbuje na tronie selekcjonera posadzić Polaka. Po jaką cholerę jesteśmy tak uparci? Kiedy Polacy awansowali na jakąś imprezę (nie myślę tutaj o libacjach alkoholowych)? A właśnie w 2008 roku z Leo Beenhakerem, kiedy to w Austrii walczyliśmy o mistrzostwo Europy. Przypomnę – nie zdobyliśmy tego tytułu! Nie było nawet blisko, ale… awansowaliśmy w ogóle do turnieju. Dla tego 38-milionowego kraju to jest już duży sukces, którego dawno nie doświadczyliśmy i w moim przekonaniu długo nie zaznamy rarytasu, jakim jest możliwość dopingowania swoich reprezentantów, wywieszania flag (otrzymanych przy okazji zakupu sześciopaków złotego trunku). W tym sektorze Euro 2012 się nie łapie, bo byliśmy organizatorami, więc być musieliśmy, choć jak się okazało, specjalnie potrzebni nie byliśmy.
Nie wiem, co jest lekiem na całe zło – mogę tylko przypuszczać, że warto byłoby zainwestować w trenera, który miałby może jakiś pomysł, który kiedyś prowadził już jakąś kadrę i może nawet coś z nią osiągnął, a przy okazji cieszyłby się autorytetem w ekipie. „Nawałka? Nawałka to jest Nawałka”, jak powiedział kiedyś znany polski (były) piłkarz, którego nazwiska nie będę przytaczał, bo nie upoważnił mnie do tego. To sformułowanie oddaje jednak w pełni charakterystykę obecnego selekcjonera polskiej kadry, który chyba sam zastanawia się, co zrobić (mniej więcej od listopada ubiegłego roku), a przede wszystkim to zaczyna uświadamiać sobie jak dobrze się stało, że tych dwudziestu-paru chłopców zostało w domach albo wyjechało na urlopy.
Nawałka? Fajny facet, nawet sympatyczny, ale dobrym fachowcem on może być na miarę Górnika Zabrze (w sensie polskiego klubu). Mówiono, że to żywy trener, który będzie grał mecz z drużyną niczym Bogdan Wenta. A Pan Adam ubrał piękny szal, gustowną kurteczkę i jest bardziej modelem niż trenerem.
Na czele reprezentacji ma stać GOŚĆ, który ogarnie ten burdel bałagan, będzie potrafił rozmawiać z dziennikarzami i ogólnie rzecz biorąc nie da sobie w kasze dmuchać, a w szatni będzie AUTORYTETEM. Słyszałem taką teorię, że selekcjoner reprezentacji może być nawet słabym szkoleniowcem. Może nie znać się na metodach treningowych, przygotowawczych itp. Na to i tak nie ma specjalnie czasu przy okazji zgrupowań. Selekcjoner musi być jednak piekielnie charyzmatycznym wodzem, który bardziej niż na fachu szkoleniowym, zna się na psychologii. Daje sobie rękę odciąć, że gdyby zapytać selekcjonera Meksyku o różne kwestie natury technicznej rzemiosła, jakim jest trenerka, to facet wybałuszyłby gały, bo pewnie nie słyszał nigdy wcześniej tego typu zagadnień. Ma od tego swój sztab. Ale w zamian za to zobaczcie, jak on żyje z drużyną na boisku…
https://vine.co/v/MtAjqaQ1OPe
Na pocieszenie mogę tylko dodać, że taki BOSACKI strzelił Kostaryce więcej bramek, niż Anglia, Włochy i Urugwaj razem wzięci. To było jakieś 8 lat temu. No, ale taki już los polskiego kibica, że wszystko co dobre – było dawno… albo w ogóle w poprzednim stuleciu.
Zgodzę się; czy PZPN nie widzi iż 3 raz z rzędu wybrano ... tą samą osobę? Fachowiec Polskiej ligi ,bez doświadczenia rep. , bez wielkich sukcesów. Okey można raz można drugi ,ale trzy? Narzekaliście za Beenhhakera, a przynajmniej graliśmy regularnie na ME , na MŚ chyba nie ,ale i tak graliśmy na wysokim poziomie ,a przecież mieliśmy znacząco gorszych graczy (najlepszy był Krzynówek i Boruc - który czasem wygrywał właściwie sam mecze). A teraz? Lewy, Piszczu, Błaszczykowski, Krychowiak, Glik, Boruc, Szczęsny itp. itd. i co? I DUPA! Mam nadzieję ,że wreszcie Polska zainwestuje w dobrego fachowca ,a nie jakiś drewnianych trenerów.