Wydaje się, że po ostatnim meczu fazy grupowej reprezentacja Danii może w końcu odejść od przypierającej jej ściany, nabrać powietrza w płuca i iść dalej. Tak w skrócie można podsumować jej pierwsze trzy mecze na odbywających się mistrzostwach Europy. Dla tego skandynawskiego kraju turniej o prymat panowania na Starym Kontynencie jest czymś w rodzaju sinusoidy. Najpierw wysoko na szczycie, by po kilku chwilach znaleźć się bardzo nisko. Nawet ostatni mecz z Rosją nie był w pełni kontrolowany przez duński zespół.
Ostatecznie jednak założony cel, jakim dla jednego z wielu gospodarzy Euro była 1/4 finału tego turnieju, jest na wyciągnięcie ręki. Awans z drugiego miejsca przy innych rozstrzygnięciach w grupach doprowadził do sytuacji, w której rywalem o ten plan minimum będzie drużyna Walii. Nie trzeba być zbytnio spostrzegawczym, by wiedzieć, że jest to dość duża nagroda. Przecież teoretycznie, na tzw. papierze reprezentacja Danii powinna pewnie ograć zespół z Wysp Brytyjskich. Jednak czy aby na pewno już wszystko się poukładało w zespole Kaspera Hjulmanda?
1/2 Patrzę i wiem że ktoś z czwórki, Dania, Holandia, Walia, Czechy zagra w półfinale 👀
Ta część drabinki jest dość przeciętna patrząc na resztę. ❗️Dla Anglii patrząc na ich skład – autostrada do finału #euro2020 #strefaeuro pic.twitter.com/VAjjQRjqfT
— Damian Urbaniak (@D_Urbaniak93) June 23, 2021
Brak Eriksena – zatuszowany. Prawda czy fałsz?
Wszyscy pamiętamy, co stało się z bożyszczem całej Danii. To bardzo przykre wydarzenie według wielu obserwatorów piłki nożnej musiało przecież odcisnąć jakieś piętno na całej drużynie. Przecież wszyscy widzieliśmy Simona Kjaera, który w drugiej połowie, kiedy to wznowiono już mecz, poprosił o zmianę. Ta była spowodowana nie jakąś odniesioną kontuzją, tylko efektem przytłoczenia całą tragedią, jaka rozegrała się na murawie stadionu Parken.
Dlatego też cała piłkarska Europa czekała na to, co zrobi reprezentacja Danii w następnej kolejce fazy grupowej. To tutaj wszyscy zadawali sobie pytanie – czy drużyna po takiej tragedii jest się wstanie pozbierać do następnego spotkania. W ojczyźnie klocków LEGO każdy obywatel rozmyślał, czy zespół bez Christiana Eriksena ma drugie życie. Na ile jest w stanie poprzestawiać swoją układankę Kasper Hjulmand, by zespół nie cierpiał z powodu utraty swojego mózgu.
Jak już pokazał mecz z Belgami – choć rany głębokie, to jednak są do wylizania. Simon Kjear i cała drużyna przez pierwsze 15 minut spotkania dosłownie rzucili się „Czerwonym Diabłom” do gardła. Podczas tego kwadransa były chwile, kiedy podopieczni Roberto Martineza nie umieli wyjść dosłownie z… własnego pola karnego. Wściekłość, przekuta w czystą w pozytywnym tego słowa znaczeniu piłkarską złość, zaszokowała wszystkich, a Parken zaczęło swoich piłkarzy nieść.
I choć finalnie objęli prowadzenie, to jednak zabrakło sił i po raz kolejny szczęścia. Jednak porażka poniesiona w takim stylu pozwala wciąż Skandynawom wierzyć, że trzeci mecz nie będzie dla nich ostatnim na turnieju. Tak też i finalnie się okazało. „Duński Dynamit” eksplodował w ostatnim możliwym momencie.
Przecież chwilę wcześniej Rosjanom został podany za darmo tlen w postaci karnego, którego nie powinno być. To wszystko rozjuszyło reprezentację Danii do tego stopnia, że była w stanie wbić kolejne bramki i utrzymać sprawy w swoich rękach.
Dania na 4:1, w tym samym czasie Belgia na 2:0. Rozstrzygnięcia w grupie raczej już znane! #EURO2020 #FINBEL #DENRUS
— Karolina Jaskulska (@k_jaskulska) June 21, 2021
Skuteczność w końcu wróciła!
To był przede wszystkim największy mankament duńskiego zespołu. Patrząc na statystyki za dwa pierwsze spotkania, można odnieść wrażenie, że jego skuteczność była nie tylko na dramatycznym poziomie, nawet ilość szczęścia była znikoma. Wystarczy spojrzeć na statystykę poniżej, w której prezentujemy dokonania reprezentacji Danii łącznie w trzech dotychczasowych spotkaniach.
Podczas trzech gier rozegranych w trakcie mistrzostw Europy reprezentacja Danii oddała aż 59 strzałów na bramkę swoich przeciwników, ale tylko pięć dało jej bramkę. Używając prostej matematyki, można zobaczyć, że linia ataku potrzebowała średnio prawie 12 uderzeń, by zdobyć gola. Jest to dość przeciętny wynik, patrząc na skalę potencjału znajdującego się w tej formacji.
Przecież za duńską ofensywę podczas tego turnieju odpowiadają Yussuf Poulsen, czyli podstawowy napastnik RB Lipsk, Martin Braithwaite – zawodnik grający dla FC Barcelona, były zawodnik Ajaksu Amsterdam Kasper Dolberg czy też Jonas Wind – absolutny powiew świeżości ze znakomitymi statystykami w lidze duńskiej. To już pokazuje, jaką na papierze dysponuje siłą rażenia zespół prowadzony przez Kaspera Hjulmanda.
Jednak ta skuteczność pomału wraca na właściwe tory. Gdyby tylko wziąć pod uwagę ostatni mecz w fazie grupowej, a więc wygrany z Rosją. 16 oddanych strzałów, z czego 10 w światło bramki, i aż cztery kończą się zdobytą bramką. Również współczynnik expected goals wyniósł 2,14, co w porównaniu z dwoma pierwszymi meczami – 1,82 i 1,66 – daje wrażenie zwyżkującej formy skuteczności ofensywnej reprezentacji Danii.
Dania jest tak napompowana, że rozegrałaby jeszcze kolejne 90 minut na podobnej intensywności, cudo. Rosja fizycznie po godzinie miała dość.
— Paweł Machitko (@PawelMachitko) June 21, 2021
Tak więc już można powiedzieć, że karta się odwraca, i to na korzyść Simona Kjaera i spółki. Wydaje się, że trener znalazł sposób na zastąpienie Christiana Eriksena, a duża w tym zasługa Pierra’a-Emilie Hojbjerga, który dobrze regulował tempo gry swoich kolegów, co może być miłym zaskoczeniem dla fanów „Duńskiego Dynamitu”. Jeśli do tego dalej będzie tak pomagał Thomas Delaney, to z tej mąki może być jeszcze dobry chleb na tym turnieju.
Czy trzeba się bać o defensywę? Jak się zmieniła?
To pytanie wydaje się kluczowe w dalszej fazie turnieju dla każdego mieszkańca Danii. Trzy mecze w grupie i cztery stracone bramki mogą powodować obawy przed fazą pucharową Euro 2020. Przecież wszyscy wiemy, co powiada na ten temat klasyk – mecz można wygrać ofensywą, ale tytuły wygrywasz obroną. Do tego, jeśli spojrzymy na eliminacje, Duńczycy w ośmiu meczach eliminacyjnych stracili raptem sześć goli.
Owszem, można powiedzieć, że eliminacje są prostsze, bo tam zagrasz z Gibraltarem czy Gruzją, ale przecież z tymi drugimi Duńczycy też tracili bramkę, walcząc o awans na Euro, a w drugim meczu zremisowali 0:0. Z pewnością tak jak na ofensywę miał wpływ brak Christiana Eriksena, tak i defensywa paradoksalnie na tym ucierpiała.
– Po stracie Eriksena zespół przeszedł na piątkę z tyłu, ale wahadłowi często zapędzają się do przodu. To jednak niewielka różnica do poprzedniej formacji, gdzie boczni obrońcy i tak biegali wysoko. Rolę trzeciego obrońcy przyjmował jeden z defensywnych pomocników. Kadra gra w defensywie praktycznie tak samo. W fazie grupowej było trochę za dużo nerwów i przegranych pojedynków z rywalami przy traconych bramkach – tłumaczy Victor Morawski, znawca duńskiego futbolu.
Gdyby tak naprawdę przyjrzeć się traconym bramkom przez Danię, można powiedzieć, że dostrzeżemy przede wszystkim brak szczęścia – mecz z Finami, następnie – karę za rzucenie się na Belgię w pierwszej połowie. Na sam koniec zaś odkryjemy karny dla Rosjan podyktowany z kapelusza. O ile w spotkaniu z Belgami można założyć, że i tak bramka by padła, o tyle przy odrobinie szczęścia dwa czyste konta na pewno by były.
***
2 – Denmark are the first team in European Championship history to reach the knockout stages of the competition having lost their first two group stage games. Recovery. #EURO2020
— OptaJoe (@OptaJoe) June 21, 2021
W 1/8 finału Dania zagra z reprezentacją Walii, którą na swoich plecach niosą Bale i Ramsey. Skuteczne wyłączenie tej dwójki będzie kluczem do dalszego awansu. Z pewnością duńska obrona zrobi wszystko, by tak się stało. Jeżeli do tego drużyna Kaspera Hjulmanda dołyży spokój w ofensywie, rozstrzygnie to na swoją korzyść.