Rywalizacja w Premier League nabiera rozpędu. Tradycyjnie już liga angielska w okresie grudniowo-styczniowym nie robi sobie przerwy, podkręca za to tempo rozgrywanych spotkań, nie dając złapać tchu kibicowi. W tym sezonie rodzimych kibiców może cieszyć dodatkowo fakt, że w czołówce klasyfikacji strzelców widnieje sporo angielskich nazwisk. Od dawna nie było to normą.
Premier League zdominowana jest przez zagraniczne gwiazdy. Liga, która obraca największymi pieniędzmi, musi przedstawiać najlepszy produkt. A kto przyciąga kibiców na trybuny i przed telewizory? Oczywiście gracze ofensywni. Dlatego też powszechne jest, że o koronę króla strzelców zazwyczaj walczą stranieri.
Bieżące rozgrywki przełamują dotychczasową powtarzalność. Pomimo tego, że w ostatnim czasie coraz częściej pojawia się jakaś kolejna perełka będąca produktem angielskiego szkolenia, obecnie dotychczasowa hierarchia została wywrócona. Oto pierwszy raz od wielu sezonów jesteśmy świadkami sytuacji, w której w pierwszej dziesiątce klasyfikacji strzelców jest więcej Anglików niż graczy zagranicznych.
Na nich zawsze można liczyć
W ciągu ostatnich lat „Synowie Albionu” nie dominowali w zestawieniach końcowych klasyfikacji strzelców. Jedynie Wayne Rooney, Harry Kane i Jamie Vardy regularnie plasowali się w czołówce. Inne przypadki wynikały raczej z wysokiej dyspozycji danego piłkarza w sezonie.
W tej chwili aż sześciu Anglików zadomowiło się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji strzelców. Jeśli dodamy, że wśród pozostałych zawodników znajduje się Wilfired Zaha, piłkarsko również ukształtowany na Wyspach, widać wręcz dominację rodzimej szkoły ofensywnych piłkarzy.
Oczywiście jako pierwszego należy ponownie przytoczyć Kane’a, który poniżej pewnego poziomu nigdy nie schodzi. W tym sezonie zdobył już 10 goli, ale do tego dołożył 11 asyst i prowadzi w klasyfikacji kanadyjskiej. Swoją robotę robią również Vardy i Marcus Rashford. Ale tego się oczekuje od reprezentantów Anglii.
⚪️ 𝗔𝗽𝗽𝗲𝗮𝗿𝗮𝗻𝗰𝗲𝘀: 16
⚽️ 𝗚𝗼𝗮𝗹𝘀: 10
🅰️ 𝗔𝘀𝘀𝗶𝘀𝘁𝘀: 11 @HKane's record in the @PremierLeague this season is looking 🔥 🔥 🔥 #THFC ⚪️ #COYS pic.twitter.com/ucdgW30x9r— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) January 2, 2021
Nadchodzi nowa gwiazda?
Natomiast pozytywnym zaskoczeniem jest forma strzelecka innych mniej oczywistych piłkarzy. Najskuteczniejszym Anglikiem w tym sezonie, na równi z Vardym, jest Dominic Calvert-Lewin, obaj mają po 11 bramek. Młody piłkarz Evertonu z sezonu na sezon sukcesywnie się rozwija i już teraz skutecznie próbuje się rozpychać w reprezentacji.
W poprzednim sezonie miał 13 goli zdobytych w całych rozgrywkach. Obecny wynik udało mu się osiągnąć już w szesnastu meczach, a przez moment nawet był liderem klasyfikacji strzelców. Jego gole to 42% wszystkich bramek zdobytych w tym sezonie przez „The Toffees”. Nic dziwnego, że jego wartość stale rośnie, a Carlo Ancelotti akurat o tę pozycję nie musi się martwić.
2020 goals ⚽️🦋pic.twitter.com/qvSbe7dFnG
— Dominic Calvert-Lewin (@CalvertLewin14) December 31, 2020
Piłkarze z cienia
O ile forma strzelecka Calvert-Lewina mogła być do przewidzenia, o tyle pozytywnymi zaskoczeniami są Patrick Bamford z Leeds i Callum Wilson z Newcastle. Ten pierwszy, niechciany swego czasu w Chelsea, długo musiał czekać na prawdziwą szansę. Wypożyczany z klubu do klubu swoje miejsce odnalazł w Middlesborough. Dzięki dobrej grze został nawet wybrany na zawodnika roku Championship w sezonie 2014/2015, ale to w Leeds ma okazję naprawdę błyszczeć. Gdy wydawało się, że Bamford nie rozwinie już swojego talentu, Marcelo Bielsa tak wkomponował go w swoją układankę, że ten jest pierwszym wyborem trenera, nawet przed rekordowym transferem klubu Rodrigo Moreno.
🎯 10 goals from 15 Premier League games! The most by a player for a newly promoted club at this stage of a season since 99/00! pic.twitter.com/jOybotKITX
— Leeds United (@LUFC) December 28, 2020
Callum Wilson to inny przypadek. Można o nim powiedzieć, że jest to typowy solidny piłkarz jak na Premier League, który zawsze będzie w cieniu większych nazwisk. Zawsze jednak cechowała go regularność, nawet jeśli klub i on sam miał słabszy okres. Wydaje się, że przejście do Newcastle dało mu nowy impuls. Zdobywając do tej pory osiem goli, wyrównał swój wynik z całego poprzedniego sezonu, a dołożywszy trzy asysty, ma nieoceniony wpływ na wyniki zespołu, mając 64% udziału przy wszystkich golach.
Cudze chwalicie, swego nie znacie
Wspomnieć należy jeszcze o piłkarzach będących na dalszych pozycjach. Przeżywający drugą młodość Danny Ings oraz duet Aston Villi: Ollie Watkins i Jack Grealish są motorami napędowymi swoich klubów. A najlepszym potwierdzeniem wyżej opisywanego symptomu są statystyki napastników Chelsea.
W obecnym sezonie najskuteczniejszym jej graczem jest Tammy Abraham, o którym wszyscy chyba mają przekonane, że powinien w końcu wejść na wyższy poziom, i który zagrał nieco ponad połowę możliwych minut. Strzela jednak gola co 103 minuty, o wiele częściej niż Timo Werner, który gra niemal wszystko i w którym pokładano duże nadzieje, a jego bramki padają średnio co 318 minut.
Gorsze czasy konkurencji
Właśnie skuteczność i forma piłkarzy zagranicznych są jednymymi z powodów, dla którego tylu rodzimych zawodników tak dobrze sobie poczyna w tym sezonie. Ci wymienieni do tej pory patrzą z góry nie tylko na Wernera, lecz także Aubameyanga czy Firmino. Słabsza forma lub kontuzje dotykają niemal wszystkich czołowych napastników z poprzedniego sezonu.
Aubameyang (wicekról strzelców poprzedniego sezonu) zdobył do tej pory w lidze tylko trzy gole. Taki sam zjazd formy dotyczy Anthony’ego Martiala i Gabriela Jesusa. Innych czołowych strzelców ubiegłych rozgrywek, czyli Raula Jimeneza i Sergio Aguero, trapią kontuzje.
Ponieważ życie nie lubi próżni, ta luka została skutecznie wypełniona. Pałeczkę przejęli dotychczasowi aktorzy drugiego planu, powodując, że teraz to o nich robi się głośno. Tę kolej rzeczy zaburza jedynie postawa Raheema Sterlinga, który tak jak cała ofensywa Manchesteru City, wchodząc w nowy sezon, pozostawił skuteczność za progiem.
Czy trend się utrzyma?
Oczywiście niesprawiedliwe byłoby umniejszanie zasług angielskich napastników i traktowanie ich z przymrużeniem oka. Być może gdyby nie problemy wielu zagranicznych graczy, mielibyśmy do czynienia z pasjonującą i zażartą walką o koronę króla strzelców.
Trzeba przyznać, że angielski kibic doczekał się wreszcie kilku klasowych graczy na ofensywnych pozycjach. Rashford, Kane i Vardy to oczywiście najwyższa półka, ale wkrótce mogą do nich dołączyć również młodsi. Być może jeszcze w tym sezonie jest na to za wcześnie, ale kolejne szlify zbierają m.in. Mason Greenwood czy Bukayo Saka, którzy już teraz stają się znaczącymi postaciami Manchesteru United i Arsenalu.
Są to dwa przykłady, ale wymienić można ich więcej. W tym sezonie gole strzelało już 23 angielskich piłkarzy do 23. roku życia. W ostatnim czasie widać większą chęć stawiania na młodych i rodzimych piłkarzy przez angielskie kluby. Wytyczne wprowadzone przez UEFA co do liczby posiadanych wychowanków w kadrze oraz nowe regulacje po brexicie ograniczające możliwość dowolnego zatrudniania osób spoza Wielkiej Brytanii na pewno będą miały wpływ na utrzymywanie się tego trendu.
***
Jedno jest pewne. Przed zbliżającymi się eliminacjami do mistrzostw świata oraz mistrzostwami Europy selekcjoner Anglików Gareth Southgate o pozycję napastnika martwić się nie musi. Jedyny ból głowy, jaki może mieć, to kogo będzie zmuszony wykluczyć z powołań. Zupełnie przeciwnie niż Jerzy Brzęczek.