W derbach północno-wschodniej Anglii Sunderland zremisował na swoim stadionie z Newcastle United 1:1. Bramkę dla gości zdobył Yohan Cabaye, natomiast dla gospodarzy samobójcze trafienie zaliczył Demba Ba. „Sroki” przez 65 minut musiały radzić sobie w dziesięciu, po tym jak czerwoną kartkę ujrzał Cheik Tiote.
Wszyscy fani angielskiego futbolu, decydując się na oglądanie niedzielnego meczu, mogli być pewni jednego – nie zabraknie w nim emocji, bohaterskiej nieustępliwości oraz walki do finalnego gwizdka sędziego. Historia derbów północno-wschodniej Anglii sięga 1883 roku, a dzisiejsza batalia na Stadium of Light była 146. pojedynkiem pomiędzy Sunderlandem i Newcastle United. W ostatnim, marcowym meczu obu zespołów padł remis 1:1, a kibice poza bramkami zobaczyli dwie czerwone kartki, osiem żółtych i słowną szermierkę między Martinem O’Neillem a Alanem Pardew.
Obaj szkoleniowcy postawili na sprawdzone taktyki, nie zaskakując wyborami personalnymi. O’Neill posłał „Czarne Koty” do boju w ustawieniu 4-4-1-1, na szpicy stawiając na arcyskutecznego Stevena Fletchera, który do bramek rywali trafia średnio co 85 minut (w trwających rozgrywkach ma na koncie już pięć goli). Warto wspomnieć, że na lewej stronie defensywy wybiegł Danny Rose, adresat rasistowskich wyzwisk z wtorkowego meczu młodzieżówek Anglii i Serbii, którego występ stał pod znakiem zapytania właśnie ze względu na belgradzki incydent. Ostatecznie Anglik zdecydował się zagrać, a O’Neill skwapliwie z tego skorzystał. Z kolei Alan Pardew wybrał ustawienie 4-4-2 z równie skutecznym Dembą Ba z przodu (także pięć goli, drogę do siatki odnajduje średnio co 96 minut), a u jego boku miał biegać dotychczasowy żelazny rezerwowy, doświadczony Shola Ameobi. Tylko na ławce usiadł bohater poprzedniego sezonu, acz spektakularnie zawodzący w obecnym – Papiss Cisse.
Od pierwszych sekund mecz toczył się w bardzo szybkim, wręcz ekspresowym tempie. Zawodnicy obu drużyn nie przebierali w środkach, często wyraźnie przekraczając granicę wyznaczoną przez przepisy. Już w 2. minucie Newcastle objęło prowadzenie. Fatalne w skutkach nieporozumienie między Dannym Rose’em a Jamesem McCleanem wykorzystał Danny Simpson, podaniem do Ben Arfy inicjując zabójczy kontratak. Francuz dograł w pole karne do Ba, który mimo niemal zerowego kąta zdecydował się na strzał w kierunku bramki chronionej przez Simona Mignoleta. Belg wybił piłkę na środek pola karnego, a tam wbiegający z głębi Yohan Cabaye pewnym, płaskim strzałem pokonał bezradnego golkipera SAFC.
Szybko strzelona bramka nie wpłynęła na obraz gry. W dalszym ciągu dominowały walka i chaos, a płynnych, składnych akcji było niewiele. W 25. minucie sztandarowy pokaz głupoty zaprezentował Cheik Tiote. Pomocnik Newcastle był faulowany przez Jacka Colbacka, co prowadzący zawody Martin Atkinson świetnie wyłapał, odgwizdując przewinienie gracza „Czarnych Kotów”. Jednak Tiote, zanim usłyszał gwizdek, postanowił zemścić swe rzekome pokrzywdzenie na Stevenie Fletcherze, którego zaatakował wyprostowaną nogą, powalając go w stylu typowym dla barowych bójek. Arbiter nie miał wątpliwości i wyprosił zawodnika „Srok” z boiska.
Tak jak można było się spodziewać, z minuty na minutę rosła przewaga Sunderlandu. Między 35. a 40. minutą posiadanie piłki przez gospodarzy oscylowało wokół 70%, jednak nic wymiernego z tego nie wynikało. Podopieczni Martina O’Neilla kompletnie nie mieli pomysłu na sforsowanie dobrze ustawionej obrony gości, którzy zmniejszając odległości między formacjami do absolutnego minimum, skutecznie uniemożliwiali piłkarzom SAFC wyrównanie rezultatu. Dobre zawody rozgrywał Hatem Ben Arfa, swoją szybkością i nietuzinkowym dryblingiem zawstydzający nieporadnych gości. Do końca pierwszej odsłony wynik się nie zmienił.
Od samego początku drugiej połowy Sunderland zepchnął Newcastle na ich połowę, próbując oszukać gości atakiem pozycyjnym. Niestety dla fanów SAFC, gospodarze rozgrywali akcje w tempie Polskich Kolei Państwowych i w związku z tym nijak nie potrafili zgubić dobrze przesuwających się graczy „Srok”. Gołym okiem było widać, że atak pozycyjny pasuje im w równym stopniu co humaniście równania matematyczne. Jakby tego było mało, kontrataki Newcastle – choć wyprowadzane nader rzadko – za każdym razem podnosiły alarm w polu karnym Sunderlandu. Katorżniczą pracę wykonywał Demba Ba, który sam walczył z przeważającymi liczebnie obrońcami gospodarzy.
To, czego nie udało się zrobić z akcji, udało się wykonać po stałym fragmencie gry. W 85. minucie z prawej strony boiska rzut wolny wykonywał Sebastian Larsson, który posłał w pole karne ostre dośrodkowanie. Tam piłka odbiła się od zasłoniętego Ba i wpadła obok zupełnie zdezorientowanego Tima Krula. Choć SAFC miał ochotę na pełną pulę, to rezultat nie uległ już zmianie. W 146. Tyne-Wear Derby Sunderland zremisował z Newcastle United 1:1.