Starcie Zenitu ze Spartakiem dostarczyło kibicom wielu emocji. Jednak nie mniej udane okazały się drugie już w tym sezonie derby Moskwy. Tym razem do rywalizacji stanęło Dynamo z CSKA. Mecz udał się prawie pod każdym względem. Zabrakło tylko soli futbolu, bramek.
Przed meczem więcej szans na wygraną dawało się zawodnikom CSKA. „Wojskowi” w rozegranych w tym roku meczach prezentowali się bardzo dobrze. Dotyczy to zarówno wygranej odniesionej w starciu z Amkarem, w którym razili nieskutecznością, jak również wyeliminowania Sevilli w Lidze Mistrzów. Dynamo jednak również zdążyło pokazać się z dobrej strony. Potyczka z lokalnym rywalem miała dać dowód na to, że zeszłotygodniowe zwycięstwo ze Spartakiem nie było dziełem przypadku.
Początek tego spotkania zdecydowanie należał do przyjezdnych. Już w trakcie pierwszych 60 sekund na listę strzelców mógł wpisać się pozyskany z Liverpoolu Andrij Woronin, lecz przestrzelił. Po próbie dośrodkowania ze skrzydeł w wykonaniu Dmitrija Kombarowa w ogromnym niebezpieczeństwie znalazł się Igor Akinfiejew. Golkiper „Sbornej” pomylił się, wychodząc na przedpole, z czego goście nie skorzystali. W tej samej akcji po zagraniu Samiedowa uderzał Epureanu, ale tym razem bramkarz CSKA pokazał, że bardzo dobrze zna swój fach.
Następnie siły się wyrównały. Mało było szybkich akcji, efektownych podań i sytuacji podbramkowych. „Wojskowi” zaczęli przejmować kontrolę nad pewnymi sektorami boiska. Jednak aktywni przyjezdni czujnie czekali na kolejną szansę strzelenia gola. W 19. minucie powinni wyjść na prowadzenie. W „szesnastkę” gospodarzy wdarł się Aleksandr Kokorin, oddał piłkę Igorowi Siemszowowi, a ten uderzył minimalnie obok słupka.
Pierwsza groźna akcja ze strony zawodników Leonida Słuckiego miała miejsce dopiero w prawie połowie tej części meczu. Wtedy podanie Milosa Krasicia do Keisuke Hondy okazało się zbyt mocne. 240 sekund później premierowy strzał na bramkę Władimira Gabułowa oddał Jewgienij Ałdonin, ale znacznie się pomylił. Na gościach nie zrobiło to wielkiego wrażenia. W 32. minucie zmarnowali oni kolejną fantastyczną akcję. Podanie na dalszy słupek dotarło do Kiriłła Kombarowa. Po jego strzale piłka skozłowała i pewnie zatrzepotałaby w siatce, gdyby nie zatrzymała jej poprzeczka.
Niewykorzystane sytuacje stuprocentowe lubią się mścić i mało brakowało, by to się sprawdziło w przypadku Dynama. Po błędzie defensywy oko w oko z Gabułowem stanął Ałan Dzagojew, lecz przegrał pojedynek z rywalem. Okazji reprezentacyjnemu pomocnikowi pozazdrościł Kokorin. Nieco później on również wyszedł sam na sam z Akinfiejewem. Golkiper CSKA powtórzył wyczyn swojego vis a vis i utrzymał czyste konto. Podstawowy bramkarz „Sbornej” równie świetnie spisał się na pięć minut przed przerwą, kiedy ponownie znakomicie interweniował przy uderzeniu Kiriłła Kombarowa. Pierwsza połowa zakończyła się szczęśliwym dla „Wojskowych” bezbramkowym remisem. Gdyby nie ich kapitan, Dynamo prowadziłoby co najmniej 3:0.
Druga połowa zaczęła się od niedokładnych ataków „Biało-niebieskich”. W światło bramki nie potrafili wcelować Edgaras Cesnauskis i Dmitrij Kombarow. W rewanżu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego szczęścia próbował Wasilij Bieriezucki, lecz Gabułow był tam, gdzie być powinien. W 61. minucie obaj trenerzy zdecydowali się na zmiany. Bezproduktywnego Ałana Dzagojewa zmienił Paweł Mamajew, a zmęczonego Edgarasa Cesnauskisa Władimir Granat. Ten drugi tuż po swoim wejściu udanie interweniował przy akcji Krasicia.
Im dłużej trwała ta część meczu, tym bardziej tempo gry siadało. Nadal aktywniejsi byli goście. Jednak tym razem nie prezentowali się tak efektownie, a ich ataki nie sprawiały aż tylu problemów gospodarzom. Ci również potrafili dojść do głosu. Jednak Tomas Necid i spółka nie byli w stanie przedrzeć się przez szyki obronne ustawione przez trenera Andrieja Kobieliewa i oddać celnego strzału na bramkę Gabułowa. Z kolei Akinfiejew dostawał okazję do wykazania się kunsztem i umiejętnościami. Na 11 minut przed końcem meczu zatrudnił go Granat, lecz i tym razem piłka nie znalazła się w siatce.
Gdy do ostatniego gwizdka brakowało 480 sekund, wydawało się, że musi paść gol dla CSKA. Piłkę meczową na bucie miał Honda. Jego strzał minął Gabułowa. Futbolówka leciała wprost do bramki, lecz ofiarna interwencja Aleksandra Samiedowa zapobiegła temu. W odpowiedzi szczęścia spróbował Siemszow, lecz przestrzelił. Pomimo rozpaczliwych prób z obu stron wynik już nie uległ zmianie i CSKA podzielił się punktami z Dynamem. Starcie to pokazało, że zeszłotygodniowa wygrana „Biało-niebieskich” ze Spartakiem rzeczywiście nie była dziełem przypadku. Gracze Kobieliewa mogą okazać się czarnym koniem w walce o mistrzostwo. Natomiast jeżeli Leonid Słucki nie wyciągnie wniosków z tej konfrontacji, znowu będzie musiał obejść się smakiem.