Remis, choć wszystko ułożyło się pod zwycięstwo Lecha Poznań


Ostatni mecz przy Bułgarskiej w tym roku kończy się remisem 1:1. Mimo wszystko, jest niedosyt.

12 grudnia 2025 Remis, choć wszystko ułożyło się pod zwycięstwo Lecha Poznań
Dariusz Skorupiński

Lech Poznań remisuje 1:1 z 1. FSV Mainz 05. Parę miesięcy temu, oglądając losowanie fazy ligowej Ligi Konferencji UEFA zapewne wzięlibyśmy ten wynik w ciemno. Dziś jednak widzimy, że choć rywal pochodzi z Niemiec, kraju piłkarsko o kilka poziomów mocniejszego, to spotkanie dało się poprowadzić w nieco lepszy sposób i finalnie wygrać. Trzeba jednak oddać defensywie Mainz i Danielowi Batzowi, że wykonali swoją robotę w sposób znakomity. 


Udostępnij na Udostępnij na

Wszystko ułożyło się pod Lecha Poznań

Gdy wszechświat robi wszystko, by pomóc Lechowi Poznań, ten samolubnie odpycha pomocną dłoń i dosłownie na przekór rzeczywistości, a i własnemu komfortowi doskonałą szansę odpycha –  i męczy się dalej.

Wiadomo, FSV Mainz zawsze będzie przeciwnikiem z klasą. To klub z ligi TOP5, to nie są anonimowi gracze, mecze z taką drużyną zawsze będą nazywane prestiżowymi, a potencjalne jej pokonanie będzie rozpatrywane jako ważne osiągnięcie. Nie tylko dla poznańskiego Lecha, ale i całej polskiej piłki klubowej.

Powoli zaczynało się wszystko układać pod „Dumę Wielkopolski”.

  • Tydzień przed meczem z funkcji trenera 1. FSV Mainz 05 zwolniony został Bo Henriksen. Jak wiadomo, zmiana warty wiąże się z dłuższym lub krótszym okresem przejściowym. Jeżeli nie wierzymy w czary nazwane dla niepoznaki efektem nowej miotły, taką sytuacje rozpatrujemy w kategorii szansy na zwycięstwo.
  • Mainz nie wygrało ani jednego meczu w Bundeslidze, okupuje ostatnią lokatę, jest gorsze nawet od Heidenheim i St. Pauli
  • Przed meczem gruchnęła wieść, iż na skutek urazu nie będzie mógł zagrać Nadiem Amiri, gracz zdecydowanie przewyższający umiejętnościami swoich kolegów z drużyny, postać wyróżniające się nie tylko w klubie, ale i całej Bundeslidze

Okoliczności przedmeczowe to jedno. Samo spotkanie także układało się pod zwycięstwo Lecha Poznań nad niemieckim zespołem. Bo przecież już w pierwszych minutach boisko opuścić musiał Silvan Widmer, kapitan zespołu, na skutek kontuzji. W 67 minucie czerwoną kartką został ukarany Nikolas Veratschnig, 22-letni skrzydłowy Mainz, który – wyłączając czerwoną kartkę – grał raczej przyzwoicie.

Kontrowersyjny rzut karny dla Lecha Poznań

Nawet ten rzut karny dla Lecha Poznań wyglądał jak prezent od losu. Luisa Palmę w 39 minucie w polu karnym miał sfaulować Sota Kawasaki. Wcześniej jednak piłka delikatnie odbiła się od ręki Honduranina, jednak ta znajdowała się przy ciele – dlatego najpewniej arbiter nie podyktował rzutu wolnego dla Mainz. W przypadku „jedenastki”, niełatwo rozstrzygnąć czy kontakt nogi Kawasakiego z kolanem Luisa Palmy był na tyle mocny, że aż tak powalił gracza „Kolejorza” na ziemię i był przekroczeniem przepisów. Niemniej, karny był, tę okazję wykorzystał Mikael Ishak. Lech wrócił do gry w najlepszym ku temu momencie. Robiło się już bowiem nerwowo.

Prowadzenie, pressing i mocna ofensywa. Mainz postraszyło Lecha Poznań po bramce otwierającej wynik

Po golu na 1:0 dla Mainz wydawało się, że podopieczni Ursa Fischera swoją odwagą i chęcią strzelenia kolejnej bramki kompletnie pozbawili gospodarzy spokoju, dotychczasowej pewności siebie i łatwości w konstruowaniu akcji. Zresztą było blisko gola na 2:0, tym razem bardzo dobrego w konfrontacji z Lechem Poznań Benedicta Hollerbacha. Sędzia zauważył jednak minimalnego spalonego, gracze Lecha odetchnęli i jakby zaczęli mecz na nowo. Niemniej było nerwowo. Lech przeczekał czas, w którym Mainz odważniej napierało bez większego szwanku. I wiele wskazuje na to, że odegrało to niemałą rolę w uniknięciu porażki z Die Nullfunfer. 

– Rywal strzelił jako pierwszy gola, trochę wtedy nam się trzęsły nogi, dzięki temu Mainz napierało. Mieliśmy duże szczęście, że gol na 0:2 nie został uznany, chodziło o spalonego. To była bardzo istotna sytuacja, tym bardziej, że byliśmy w stanie niedługo po niej doprowadzić do remisu, przejąć inicjatywę, wywalczyć rzut karny, toteż uniknęcie gola na 0:2 i wyrównanie wyniku miały ogromny wpływ na to w jaki sposób to spotkanie dalej się potoczyło – zauważa Niels Frederiksen

Mainz po raz kolejny cofnęło się i wyczekiwało pomyłki Lecha. Te zdarzały się. „Kolejorz” potrafił utrzymywać się przy piłce, ze spokojem kontrolować grę, ale momentami wkradała się panika, problemy w komunikacji, niedokładność – to otwierało przed gośćmi szansę na kontrę. Były również kłopoty z wygrywaniem pojedynków, gracze z Moguncji byli także lepsi w powietrzu. W pierwszej połowie przez większość czasu wejście w pole karne Lecha było solidnie strzeżone, zadania defensywne dobrze realizował także duet Antoni KozubalFilip Jagiełło. Rzadko dopuszczali się strat, trudno przyczepić się także o rozprowadzanie piłek.

Brakowało trochę szczęścia. Kilka strzałów zostało zablokowanych, parę obronił dobrze dysponowany dziś Daniel Batz. Lech siał popłoch w polu karnym rywala, ale z gry nie udało się umieścić piłki w siatce.

Zmiany w środku pola

Początek drugiej części – raczej na korzyść Mainz. Znowuż, Lech został zmuszony do żmudnego konstruowania ataku pozycyjnego. W drugiej części nie szło to jednak aż tak zjawiskowo. Widoczna była nieobecność Filipa Jagiełły, który z przyczyn zdrowotnych opuścił murawę w przerwie meczu. Zastąpił go Timothy Ouma.

– Z Filipem Jagiełłą nie było wszystko okej w trakcie pierwszej połowy. Paręnaście dni temu Filip doznał kontuzji mięśniowej łydki. Podjęliśmy pewne ryzyko stawiając na niego od pierwszej minuty. Jego problem nie jest ogromny, ale szanse na to, że zagra z Sigmą Ołomuniec są niewielkie. – raportuje o stanie zdrowia swojego podopiecznego Niels Frederiksen

Im dłużej Lech miał piłkę, tym trudniej było mu wejść w pole karne. W końcu pojawiał się błąd, kontra Mainz i duży strach. Bo widząc prędkość Benedicta Hollerbacha, jego chęć zdobycia gola, czuć klasę tego zawodnika. Nie ma przypadku w tym, że na co dzień gra właśnie w Bundeslidze. Etap finalizacji wychodził nieco gorzej, gdy strzały były celne, Lech mógł liczyć na interwencje Bartosza Mrozka.

Czerwona kartka, po której Mainz radykalnie się cofnęło

Po czerwonej kartce dla Veratschniga, Mainz bardzo rzadko wychodziło z kontrą, cofnęli się głęboko na własnej linii. Ich obrona imponowała. Była doskonale zorganizowana, zdyscyplinowana. Czuć było doświadczenie i umiejętności. Nieporadny wobec niej był Luis Palma, ale także z problemami mierzyli się zmiennicy. Taofeek Ismaheel bardzo polował na asystę tudzież gola, ale łatwo wpadał w zastawione jakby na niego defensywne sidła Mainz. Leo Bengtsson również wyróżniał się kontrolą piłki, odwagą we wchodzeniu w pojedynki, nienaganną techniką, ale gdzieś z taką, a nie inną obroną i dobrze dysponowanym Batzem, było dużo walenia głową w mur. Pod koniec spotkania Lech próbował zaskoczyć rywala głównie poprzez wrzutki.

Średni występ Pablo Rodrigueza, przyzwoita zmiana Agnero, kapitalny mecz Kozubala

Najgroźniejsze okazje do strzelenia gola mieli w drugiej części Yannick Agnero i Pablo Rodriguez. Iworyjczyka trzeba pochwalić za duże zaangażowanie w ofensywną grę. Spotkanie w wykonaniu Hiszpana mogło być już lepsze. Strzały nie były aż tak groźne, pojawiały się straty, kłopoty z podejmowaniem odpowiednich decyzji. Pablo wciąż wydaje się bardzo nerwowy, co w obliczu meczu może istotnie obniżać jego jakość i przydatność dla zespołu.

– Wykończenie Pablo Rodrigueza, jego strzał było niezłe, ale bramkarz Mainz bardzo dobrze wykonał swoją pracę i pamiętajmy o tym, że Pablo strzelał już dla nas gole i dysponuje jakościową finalizacją. Czasem brakuje czynniku szczęścia. Nie doszukiwałbym się wad o Pablo jeśli chodzi o wykończenie, to kwestia dobrego zachowania bramkarza. – wziął w obronę swojego podopiecznego Niels Frederiksen.

Dobry mecz rozegrał Antoni Kozubal. Postępy także widać w grze Michała Gurgula, który coraz częściej angażuje się w ofensywę. Lewy obrońca czasem nie wie jeszcze jak zachować się bliżej pola karnego rywala, niemniej widać wzrost umiejętności i dojrzałości w porównaniu z jego grą na początku obecnej kampanii.

Lech Poznań swoje następne spotkanie rozegra z Sigmą Ołomuniec za tydzień. Na papierze, „Kolejorzowi” bardzo trudno będzie nie awansować do fazy play-off. Niemniej, zwycięstwo z czeską ekipą byłoby miłym zwieńczeniem sezonu, a także najlepszym możliwym rodzajem gratyfikacji dla piłkarzy, którzy od paru tygodni grają systematycznie coraz lepiej, jednak wciąż brakuje zwycięstw.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze