Wczoraj, w ramach rozgrywek 2. ligi Widzew Łódź podejmował Pogoń Siedlce. Dwa zespoły, które mają różne cele. Dla tych pierwszych liczy się tylko awans na zaplecze ekstraklasy, najlepiej z pierwszego miejsca. Dla drugich zaś spokojne utrzymanie i spróbowanie walki o baraże. Oba zespoły spotkały się w Sercu Łodzi i dały pokaz radosnego futbolu. Łodzianie pokonali siedlczan 7:3, co jest historycznym wynikiem z kilku względów.
W poprzednim sezonie w bezpośrednich spotkaniach pomiędzy tymi drużynami raz padł remis 1:1, a raz lepsi o jednego gola okazali się Widzewiacy (1:0). Przed wczorajszym meczem podopieczni trenera Kaczmarka byli na lekkim musiku, ponieważ Resovia Rzeszów odskoczyła im na trzy punkty.
Od samego początku Widzew zaczął na dużej intensywności. W pierwszych minutach zmiażdżył swojego rywala. Chcieli jak najszybciej zdobyć gola i to im się udało w 7. minucie. Na prowadzenie wyprowadził ich Marcin Robak. Doświadczony napastnik pewnie wykorzystał rzut karny (tym razem uderzył w prawy dolny róg).
Po objęciu prowadzenia Widzewiacy mieli ochotę na więcej. Raz za razem konstruowali swoje akcje, w konsekwencji czego w 23., 37. i 42. minucie zdobywali kolejne bramki. Do przerwy łodzianie schodzili przy czterobramkowym prowadzeniu.
Widzew demomluje dziś swojego rywala. 42. minuta spotkania, a podopieczni trenera Kaczmarka prowadzą już 4-0. Dwa trafienia zaliczył Robak, po jednym Gutowski i Zieleniecki. Widzewiacy z meczu na mecz wyglądają coraz lepiej#WIDPOG
— Michał Król 🇺🇦💙💛 (@Mich_Kro) October 12, 2019
Po przerwie nastąpiło rozluźnienie w szeregach „Czerwono-biało-czerwonych”. W 64. minucie jedenastkę wykorzystał Adam Mójta. Zrobiło się 4:1, ale reakcja łodzian była godna pochwalenia. Po dwóch minutach zrobiło się 6:1. I wcale nie był to koniec radosnej gry. Strzelanina zatrzymała się na hokejowym wyniku 7:3. Co na pewno przejdzie do historii obu klubów.
#Widzew prowadzi 6:1. Łodzianie po raz pierwszy od reaktywacji zdobyli sześć goli w jednym spotkaniu. Zatem jest to historyczny mecz w #SerceŁodzi #WIDPOG #2liga
— Michał Król 🇺🇦💙💛 (@Mich_Kro) October 12, 2019
Rzadka siódemka
Widzew stracił trzy gole, ale za to zdobył siedem. Tylu bramek nie strzela się co kolejkę. Jest to naprawdę bardzo rzadkie wydarzenie. Łodzianom kilkakrotnie w swojej historii udawało się już notować tyle trafień w jednym spotkaniu. Trudno jednak jest dotrzeć do pierwszych lat funkcjonowania tego klubu i sprawdzenia dokładnie wszystkich rezultatów, jakie rok po roku padały w meczach Widzewa.
Ale udało się mi przekopać wiele, wiele lat rozgrywek, na różnym szczeblu. I począwszy od sezonu 1972/1973 Widzewiacy trzy razy zdobyli siedem bramek, wczoraj był czwarty. Po raz pierwszy sztuki tej dokonali w kampanii 1982/1983. W 28. kolejce pokonali Cracovię 7:0. Ostatecznie w tamtym sezonie łodzianie finiszowali na drugim miejscu, tuż za plecami Lecha Poznań (stracili do poznaniaków jeden punkt).
Drugi taki przypadek miał miejsce 20 kwietnia 1996 roku. Widzew rozbił Lechię/Olimpię Gdańsk 7:1. Bramki dla „Czerwono-biało-czerwonych” zdobywali m.in. Ryszard Czerwiec, Rafał Siadaczka, Marek Koniarek czy Marek Citko. Po 68. minutach tamtej rywalizacji Widzewiacy prowadzili już 7:0, ale w 90. minucie gola honorowego dla ówczesnych gospodarzy zdobył Emmanuel Tetteh.
Po raz ostatni natomiast, Widzew strzelił siedem razy trafił do siatki rywala w sezonie 2009/2010. W meczu rozgrywanym w ramach pierwszej ligi, łodzianie podejmowali klub z Pruszkowa. Gospodarzom udało się wygrać ze Zniczem 7:0. Hattrickiem w tamtym spotkaniu popisał się Darvydas Sernas, dubletem zaś Dudu Paraiba (jednej z goli po przepięknym rzucie wolnym), a po jednej bramce zaliczyli Panka i Ostrowski.
Kibice Widzewa byli także świadkami jeszcze większych strzelanin ze strony swojego zespołu. Na przykład w 1997 roku, w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, Widzewiacy rozbili Neftchi Baku 8:0. W tamtym meczu trzykrotnie na listę strzelców wpisał się Piotr Szarpak, a dwoma trafieniami popisał się chociażby Jacek Dembiński.
Więcej niż 10 bramek
Wczoraj kibice byli świadkami w sumie aż 10 trafień. Co jest równie rzadkim przypadkiem, co siedem strzelonych goli przez jeden zespół. Jak już wspominałem, nie łatwo jest zweryfikować, to co działo się z Widzewem wcześniej niż w 1970 roku, ponieważ nie był to klub, który w jakikolwiek sposób liczyłby się na polskiej arenie, tak jak chociażby w latach 80. czy 90.
Łodzianie grali poniżej drugiej ligi, dlatego trudno dotrzeć jest do dokładnych rezultatów, jakie wtedy osiągali. Mimo to udało się odnaleźć ciekawych wyników spotkań z udziałem „Czerwono-biało-czerwonych”, w których padało 10 lub więcej goli.
W 1951 roku, łodzianie występujący wtedy pod nazwą Włókniarz Widzew Łódź pokonali Gwardię Białystok 9:1. Była to pierwsza kolejka sezonu i od razu najwyższe zwycięstwo/porażka w tamtej kampanii. Widzewiacy zdobyli wtedy łącznie 44 bramki, zaś białostoczanie spadli do niższej ligi.
Rok wcześniej natomiast „Czerwono-biało-czerwoni” ulegli innej Gwardii – tym razem ze Szczecina 7:4. Jak łatwo jest policzyć w meczu tym padło aż 11 goli. Spotkanie to odbyło się w ramach drugiej kolejki sezonu z 1950 roku. Tamte rozgrywki Gwardia zakończyła na pierwszym miejscu, dzięki czemu awansowała na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce. Łodzianie zaś po 18. kolejkach finiszowali na piątym miejscu.
Jednak nie są to wcale najwyższe rezultaty, które padły w meczach z udziałem Widzewa Łódź. W 1948 roku Widzewiacy po raz pierwszy w swojej historii awansowali do najwyższej ówczesnej ligi piłkarskiej – I ligi. Po roku gry na lata pożegnali się z tym poziomem rozgrywkowym. W 26 meczach zdobyli tylko 13 punktów (zwycięstwo liczone było za dwa punkty). Zdobyli 31 goli i aż 99 stracili, w tym 13 z nich bramkarz Widzewa musiał wyciągać w jednym meczu.
W starciu z Ruchem Chorzów (w 8. kolejce) łodzianie ulegli „Niebieskim” aż 13:1. W tamtym sezonie łodzianie przegrywali jeszcze np. 8:0 z Wisłą Kraków, 7:0 z Cracovią czy 6:0 z Legią Warszawa.
Ciekawostka
Widzew nie strzelił pięciu lub więcej bramek w jednym meczu od 2016 roku, a na szczeblu centralnym od 2010 roku.
#Widzew wbił rywalom właśnie 5. ⚽. Łodzianom, sztuka ta, po raz ostatni udała się 1 czerwca 2016 roku – w starciu z Mazovią Rawa Maz. (5:0) Na szczeblu centralnym zaś 18 września 2010 roku w meczu przeciwko Śląskowi Wrocław (5:2)#WIDPOG
— Michał Król 🇺🇦💙💛 (@Mich_Kro) October 12, 2019
10 bramek po reaktywacji padło też w okregowym pucharze polski w meczu z Gałkówkiem
Umknęło mi to, aczkolwiek był to tylko okręgowy Puchar Polski, czy nic istotnego. W lidze to się nie zdarzyło, a to właśnie pod kątem tych rozgrywek podawałem dane. Ale dziękuję za czujność.