Red Bull zadziwi Europę?


Zespół z Salzburga może znowu sprawić kłopoty europejskim potęgom

27 października 2020 Red Bull zadziwi Europę?
en24.news

Choć trudno w to uwierzyć, Red Bull Salzburg przy swoich nakładach finansowych dopiero drugi raz występuje w fazie grupowej Ligi Mistrzów. W ubiegłym sezonie Austriacy pozostawili po sobie dobre wrażenie, a przede wszystkim zajmując trzecie miejsce, kontynuowali przygodę z europejskimi pucharami. Awans do Ligi Europy jest zresztą także tegorocznym celem Red Bulla.


Udostępnij na Udostępnij na

Trudno bowiem oczekiwać czegoś więcej, gdy trafiło się do bardzo trudnej grupy. Rywalami zespołu z Salzburga są bowiem Bayern Monachium, Atletico Madryt i Lokomotiw Moskwa. W ubiegłej edycji LM piłkarze Red Bulla mierzyli się natomiast z SSC Napoli, Liverpoolem i KRC Genk. Możliwość kontynuowania pucharowej przygody w LE otworzyła się dzięki dwóm wygranym z ówczesnym mistrzem Belgii. Teraz będzie zdecydowanie trudniej, bo w pierwszym meczu z Lokomotiwem padł remis. A to między Austriakami i Rosjanami będzie toczyć się batalia o trzecie miejsce w grupie.

Kluczowa rotacja

Na razie Red Bull jest zespołem niepokonanym w austriackiej Bundeslidze. Co więcej, „Bykom” udało się wygrać wszystkie pięć dotychczasowych spotkań ligowych. Imponują oni zwłaszcza swoją skutecznością. Wspomniane pięć meczów wystarczyło aktualnemu mistrzowi Austrii, aby zdobyć w sumie 19 bramek. Jednocześnie drużyna z Salzburga ma drugą najbardziej szczelną defensywę w swoim kraju, bo straciła tylko cztery gole.

To jednak nie oznacza, że Red Bull może w jakikolwiek sposób odpuszczać ligowe rozgrywki. Co prawda zdobył on siedem mistrzowskich tytułów z rzędu, ale konkurencja nie odpuszcza. W ubiegłym sezonie „Byki” skończyłyby sezon zasadniczy Bundesligi na drugim miejscu, jednak ostatecznie odjęciem dwunastu punktów został ukarany LASK Linz. W tej chwili zaś tylko dwa punkty mniej od lidera ma Rapid Wiedeń.

https://www.youtube.com/watch?v=rBNRmQ7wGXs

Trener Jesse Marsch musi tym samym odpowiednio rotować składem, którym dysponuje, zwłaszcza biorąc pod uwagę napięty terminarz. Do świąt Bożego Narodzenia Red Bull będzie bowiem grał praktycznie co trzy dni. Jak problem ten zamierza rozwiązać amerykański szkoleniowiec, można było zauważyć w weekend. Trzy dni po meczu z Lokomotiwem w wygranym 2:0 spotkaniu z Austrią Wiedeń nastąpiło sześć zmian w składzie.

Sam Marsch twierdzi, że z rotowaniem nie będzie miał większych problemów. Kadra 23 równorzędnych, jego zdaniem, zawodników ma wystarczyć do batalii na kilku frontach. Dodatkowo szansa na grę każdego z piłkarzy ma ich motywować do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Podopieczni Amerykanina mają być więc świadomi, że muszą zachować gotowość i koncentrację, bo każdy z nich może przydać się w kolejnym spotkaniu.

Człowiek ze stajni

Kibice klubu i jego władze w pełni ufają profesjonalizmowi szkoleniowca zza oceanu. Trudno, aby było inaczej, biorąc pod uwagę fakt, że Marsch doskonale zna realia stajni Red Bulla. Wszak jest z nią związany od pięciu lat. Wpierw był trenerem New York Red Bulls w amerykańskiej Major League Soccer, natomiast sezon 2018/2019 spędził już w RB Lipsk. W Niemczech pracował jako asystent Ralfa Rangnicka, a przed rokiem zastąpił Marco Rose na stanowisku pierwszego szkoleniowca zespołu z Salzburga.

Już w swoim pierwszym sezonie w Austrii zdobył mistrzostwo kraju, a także zajął wspomniane trzecie miejsce w fazie grupowej LM. Przede wszystkim Amerykanin doskonale rozumie filozofię Red Bulla. Prowadząc zespół z Nowego Jorku, często wbrew oczekiwaniom kibiców odważnie stawiał na wychowanków jego akademii, a jego decyzje były najczęściej strzałami w dziesiątkę. Nie trzeba chyba specjalnie dodawać, że kreowanie nowych zawodników jest tym bardziej cenione w Salzburgu.

Początki Marscha w Austrii nie były jednak usłane różami. Zastąpił on bowiem wspomnianego Rose, który był ulubieńcem fanów „Byków”. Na dodatek szkoleniowcy ze Stanów Zjednoczonych nie cieszą się szczególną renomą w Europie, co jest w dużej mierze związane z wciąż lekceważącym podejściem Europejczyków do amerykańskiej MLS. Warto zresztą podkreślić, że trener Red Bulla jest pierwszym w historii Amerykaninem, który poprowadził drużynę w fazie grupowej LM.

Warto dodać, że Marsch poświęca bardzo dużo uwagi założeniom taktycznym. Jednocześnie zmienił nieco podejście do ustawienia swojej drużyny. W swojej ojczyźnie bardzo często je modyfikował, natomiast w Salzburgu zdecydowanie preferuje system 4-4-2. Pod jednym względem na pewno nie nastąpiła jednak zmiana filozofii amerykańskiego szkoleniowca – w Austrii podobnie jak w Stanach Zjednoczonych preferuje on zdecydowanie ofensywny styl gry.

Najsłabsza formacja

W austriackiej Bundeslidze podopiecznym Marscha nie jest trudno zdominować przeciwników, a tym samym także atakować ich przez większą część meczu. Trudno jednak oczekiwać, aby Amerykanin zastosował tę samą taktykę zarówno wobec SV Ried i TSC Hartberg, jak i Bayernu oraz Atletico. Tymczasem bardziej defensywne nastawienie generuje dla szkoleniowca „Byków” pewien problem.

Mianowicie najsłabszym elementem jego zespołu jest właśnie formacja obronna. Tak naprawdę wygląda ona jeszcze gorzej niż w poprzednim sezonie. Red Bull kreuje zawodników głównie na ofensywne pozycje, z kolei w obronie jest zdecydowanie gorzej. Nie widać nawet szczególnych symptomów poprawy w tej kwestii. Co prawda młodzieżowy zespół z Salzburga doszedł w poprzednim sezonie do półfinału Ligi Młodzieżowej UEFA, ale także w jego kontekście mówiło się wiele o niedostatkach w grze obronnej.

Na dodatek Austriacy zdecydowali się wzmocnić defensywę tylko jednym zawodnikiem z zewnątrz. Za prawie 4,5 miliona euro pozyskali 20-letniego stopera Oumara Soleta. Jak na razie Francuz jest jednak zaledwie rezerwowym, a przede wszystkim będzie zapewne przewidziany głównie do rotacji składem na potrzeby austriackiej ekstraklasy.

Perły w ataku

Red Bull Salzburg w ostatnich latach dostarczył światowej piłce kilku gwiazdorów, a także wciąż perspektywicznych zawodników. Erling Braut Haaland, Naby Keita, Sadio Mane, Takumi Minamino, Hee-chan Hwang, Munas Dabbur… Nic więc dziwnego, że „Byki” kojarzone są przede wszystkim ze szkoleniem i zarazem promowaniem młodych talentów.

Na kogo warto więc zwrócić tym razem uwagę? Z pewnością na ofensywnego pomocnika Dominika Szoboszlaia. Węgier został uznany najlepszym zawodnikiem ubiegłego sezonu austriackiej Bundesligi, a w lecie nie narzekał na brak ofert. Postanowił jednak zostać w Salzburgu, decydując wręcz obecnie o jego obliczu. Szoboszlai jest nie tylko świetnie wyszkolony technicznie, lecz potrafi także napędzać akcje zespołu.

Najlepszym strzelcem „Byków” jest natomiast Patson Daka. We wszystkich dziesięciu spotkaniach rozegranych w tym sezonie zdobył on 12 bramek. Reprezentant Zambii w poprzednich rozgrywkach był z kolei drugim najlepszym strzelcem austriackiej pierwszej ligi, a niektórzy nazywają go nieco na wyrost „drugim Haalandem” . Wciąż rozwijającym się zawodnikiem jest jego 20-letni partner z ataku, Sekou Koita. Problemem może być jednak fakt, że z powodu braku odpowiednich dublerów obaj będą mocno eksploatowani w tym sezonie.

W poprzednim sezonie LM austriacki mistrz napsuł sporo krwi swoim faworyzowanym przeciwnikom. Od tamtego czasu w zespole jednak dużo się zmieniło, bo odeszli z niego wspomniani już Hwang, Haaland i Dabbur. Wszystko będzie więc zależeć od tego, czy Marsch będzie w stanie objawić światu ich następców.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze