Trzynaście lat – tyle już czekają kibice Atletico Madryt na ligowy triumf przeciwko Realowi Madryt. Co roku buńczuczne zapowiedzi kończą się na tym, że po wyjściu na boisku „Królewscy” aplikują golkiperowi rywala kilka bramek i dopisują sobie trzy punkty na koncie. Swego czasu na Półwyspie Iberyjskim żartowano nawet, że Real już na starcie rozgrywek ma przewagę nad innymi drużynami, bo od razu może dopisać sobie sześć punktów za mecze z Atletico.
Coś w tym jest. Wiele jednak wskazuje na to, że w sezonie 2012/2013 możemy być świadkami historycznych wydarzeń. Atletico tak blisko marzeń o pokonaniu swojego odwiecznego rywala nie było już bardzo dawno. Nawet gdy po murawie na Vicente Calderon biegali niesamowity Kun Aguero czy równie świetny Fernando Torres, „Los Colchoneros” musieli uznawać wyższość przeciwnika. Teraz w kadrze Diego Simeone znajduje się inny wielki goleador, który z miejsca stał się idolem czerwono-białej części stolicy. Radamel Falcao już udowadnia, że nie żartował, gdy mówił, iż ma zamiar włączyć się do walki o trofeum „Pichichi” z Lionelem Messim i Cristiano Ronaldo. Kolumbijczyk po pięciu kolejkach ma na swoim koncie siedem goli – o jednego więcej niż Argentyńczyk i aż o cztery więcej od Portugalczyka. Jeśli opatrzność będzie nad nim czuwać, ten sezon może być naprawdę niezwykle ciekawy. Samym Falcao Atletico oczywiście ligi nie wygra, ale – umówmy się – bez Kolumbijczyka trudno byłoby nawiązać walkę z wielką dwójką.

Atletico ostatni raz odniosło zwycięstwo nad swoim lokalnym rywalem w sezonie 1999/2000. Słodki posmak wygranej nie trwał niestety zbyt długo, bo kilka miesięcy później „Rojiblancos”… pożegnali się z Primera Division. Przez kolejne dwa lata madrytczycy musieli zadowolić się grą na zapleczu pierwszej ligi, a gdy już do Primera wrócili, to rok w rok zbierali od Realu bęcki. Jedynie w sezonie 2006/2007 Atletico udało się dwukrotnie zremisować w stosunku 1:1. Teraz w końcu mogą jednak nadejść dobre czasy. Kibice nie powinni obawiać się o to, że Atletico powtórzy „wyczyn” sprzed trzynastu lat i pokona Real, po czym spadnie z ligi. W tym wypadku powtórką może być tylko wygranie stołecznych derbów.
Ultrasi „Królewskich” w minionym sezonie zakpili sobie ze swojego rywala. Gdy wiedzieli, że drużyna Jose Mourinho na pewno odniesie zwycięstwo (prowadziła wówczas w samej końcówce już 4:1), wywiesili za bramką transparent, na którym widniał napis: „Poszukuje się godnego rywala do przyzwoitych derbów. Powód tutaj”. Chcieli, to mają. Na początku grudnia rozegrana zostanie 14. seria gier w La Liga, w której Atletico stawi się na Santiago Bernabeu i będzie chciało pokazać, że rywal cały czas był blisko. Teraz może sprawić, że grudniowy Madryt nie dość, że nie będzie w tym roku biały od śniegu, to zmieni również – przynajmniej do spotkania rewanżowego – piłkarskie barwy. Już w poprzednim sezonie ten niesamowity Diego Simeone udowodnił, że jest w stanie zrobić z Atletico bardzo solidną drużynę. Wygrana w Lidze Europy, niesamowita forma Radamela Falcao – porządny kop do przodu. Od pierwszego meczu obecnego sezonu Simeone i jego chłopcy potwierdzają zamiary o zmianie cyklu.
W środowym, zaległym spotkaniu z Betisem stołecznym trochę w zwycięstwie pomógł sędzia, ale w sporcie podobno bywa tak, że szczęście sprzyja lepszym. Taką filozofię zdaje się wyznawać sam Simeone, którego nie interesują indywidualne popisy, przekładanki, ruletki, miliony podań i średnia trzech bramek na mecz (choć ta jest na razie utrzymywana, ha!). Najważniejsze są trzy punkty – jak na razie ekipa z Vicente Calderon znakomicie realizuje założenia taktyczne. Z trzynastoma punktami na koncie zajmuje bowiem drugie miejsce w lidze ze stratą tylko dwóch oczek do Barcelony. O pozostawionym dobrym wrażeniu możemy mówić jednak tylko w jednym przypadku. Chodzi o mecz 2. kolejki z Athletikiem Bilbao, który wyjechał z Calderon z czterema bramkami na koncie. Później nadszedł jednak niesamowity pojedynek z Chelsea i geniusz Falcao. Niestety, Atletico na kolejne spotkanie o punkty czekać musiało ponad dwa tygodnie. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem – czwóreczka z Rayo i kontrolujemy wynik. Aż tu nagle w ostatnich fragmentach meczu zrobiło się 4:3. Simeone nie krył niezadowolenia ze straty trzech goli w tak krótkim odstępie czasu, ale cieszył się, że na koncie klubu są kolejne punkty. Koniec końców, to one są najważniejsze.

Tak właśnie to nasze Atletico ciuła te punkciki. Ta drużyna to jednak nie tylko Falcao. Diego Simeone mógł na spokojnie podejść do tego sezonu i przygotować się najlepiej jak tylko można. Argentyńczyk nie przeprowadził wcale wielkich transferów, ale solidnie przepracował z zespołem okres przygotowawczy. W ten właśnie sposób w klasyfikacji strzelców przoduje wspomniany Falcao, a najlepszym dryblerem ligi jest Arda Turan. Atletico jest zresztą najskuteczniejszą drużyną po pięciu kolejkach, choć swojej gry na pewno nie opiera stricte na ofensywie. Próżno szukać w jego poczynaniach mozolnego konstruowania akcji i nabijania posiadania piłki. Filozofią wyznawaną przez „Cholo” jest szybka i bezpośrednia gra, bez zbędnych ceregieli. Atutem madrytczyków jest kontratak, a w tym znakomicie odnajdują się zarówno wspomniani Arda i Falcao, jak i Koke, Raul Garcia czy Diego Costa, który może w końcu ustabilizuje formę, aby kibice „Los Colchoneros” mieli z niego wiele pociechy.
Bolączką drugiej obecnie siły La Liga jest obrona. Siedem straconych goli w pięciu meczach to zdecydowanie zbyt wiele, a przecież i ta formacja nie wygląda źle. Atletico musi zrobić wszystko, by zatrzymać u siebie Thibauta Courtoisa. Młodemu Belgowi ciągle zdarzają się proste błędy, ale ten chłopak ma olbrzymi potencjał i szkoda byłoby, gdyby miał odejść do klubu, w którym nie będzie miał zapewnionych regularnych występów. Para środkowych obrońców, Joao Miranda i Diego Godin, może na nogi nie powala, ale obydwaj zawodnicy to bardzo solidni obrońcy. Zwłaszcza ten drugi w tym sezonie rozgrywa naprawdę dobre mecze. A przecież dostępu do bramki bronią także Mario Suarez i Gabi – dwaj niestrudzeni pivoci, którzy nie wiedzą co to zmęczenie. We wspomnianym, grudniowym meczu derbowym zmierzą się więc ze sobą dwie niezwykle podobne do siebie drużyny – opierające grę na szybkich kontrach i szybkich podaniach i z niesamowicie charyzmatycznymi trenerami. Coś jednak każe sądzić, że to nie będą kolejne spokojne derby dla „Królewskich”. Rywal do tej konfrontacji bez wątpienia się znalazł – teraz tylko od niego zależy, czy zagra na nosie mistrzowi Hiszpanii.
marzy mi się mecz Barca - Atletico z pokazem
geniuszu Messiego i Falcao.
W tamtym roku, bodajże na "WP" był podobny
artykuł...Wtedy niby te wzmocnienia miały coś
dać, miał to być 1 raz , kiedy Atletico pokonuje
Real a 2 razy dostało 4-1...Już przyzwyczaiłem
się do tych zapowiedzi w derbach Madrytu czy derbach
Katalonii, gdzie też w tamtym roku ktoś wychwalał
Espanyol za ich "wspaniałą grę", a skończyło
się jak skończyło...
Real 4-1 Atletico - dla utrzymania tradycji...
http://ifootball.phorum.pl/index.php?sid=bd51d1b1883a
18f301e62d8f61b72bd6
Falcao - Real 2-0 i tyle w temacie.
ronaldo 2 , kaka 1 , bezema 1 , falcao 1 lub 2 a
myśle ze 1 i będzie 4-1
Twoje City też miało wygrać a dostali mocno w d*pe
;) nie wiem jakim cudem trafili fartem 2 bramki ;P
Real 4-1 Atletico
United 2-0 City