Od 1972 roku rozgrywany jest Superpuchar Europy UEFA. Jest to mecz zwycięzców dwóch najważniejszych europejskich turniejów – Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Nie inaczej było i tym razem. Real Madryt zmierzył się z Eintrachtem Frankfurt, a w tym pojedynku ostatecznie górą byli "Królewscy". Mistrzowie Hiszpanii pokonali niemiecką ekipę 2:0.
Obydwie drużyny w poprzednim sezonie zachwyciły cały piłkarski świat. Eintracht zaskoczył w Lidze Europy, gdyż znakomicie przygotowani do każdego meczu piłkarze potrafili stawić czoła na papierze dużo lepszym przeciwnikom. Dziś też byli w położeniu tych „skazanych na klęskę”. Real Madryt fascynował swoimi genialnymi powrotami kolejno z PSG, Chelsea i Manchesterem City. Historia ciągle była taka sama – tracili bramki, ale prędzej czy później wyciągali z rywalizacji pozytywny wynik. Real nie bez powodu jest „Królewski”. To, co na papierze, potwierdziło się na boisku. Podopieczni Ancelottiego byli dużo lepsi i wygrali 2:0.
Frankfurcki mur
Kibice Realu Madryt do meczu podchodzili bardzo spokojnie. W końcu z jednej strony byli znakomici piłkarze „Królewskich”, którzy są w stanie pokonać dosłownie każdego, zaś z drugiej Eintracht Frankfurt mający ostatnio nieprzyjemną przeprawę w Monachium. Szacunek niemieckiej ekipy do umiejętności oponenta był widoczny od pierwszego gwizdka.
Ich plan był oczywisty i dość logiczny, patrząc na dużą rozbieżność jakości piłkarskiej pomiędzy mierzącymi się ze sobą klubami. Długimi fragmentami na swojej połowie zostawał niemal cały zespół! Było to też oczywiście spowodowane pchającym się ciągle do przodu rywalem. Innej opcji zatem nie mieli. Trzeba przyznać, że wychodziło im to naprawdę nieźle.
Z przodu też dobrze
Defensywa bez ofensywy jest niepotrzebna. Eintracht Frankfurt zaskakująco dużo razy jak na klasę rywala atakował Real Madryt, który w tym meczu nie miał idealnej obrony. Ta często przeciekała, co sukcesywnie wykorzystywali podopieczni Olivera Glasnera. Szczególnie Kamada, za którym będący już od dłuższego czasu w dołku formy Eder Militao nie był w stanie nadążyć.
Real Madryt narzucił jak zwykle wysokie tempo od samego początku, natomiast im dalej w las, tym całość zaczynała się zazębiać. Doszło nawet w pewnym momencie do tego, że piłkarze zwycięzcy Ligi Mistrzów byli zmuszeni do głębokiego cofnięcia się na własną połowę. Wspomniany Daichi Kamada błyszczał, natomiast nie można nie docenić również kluczowego Djibrila Sowa. Szwajcar był odpowiedzialny za długą kontrolę nad piłką. Dyrygent środka pola Eintrachtu wyglądał momentami jak Luka Modrić po przeciwnej stronie barykady.
Zastanawiam się, czy Djibril Sow to nie jest największy wyrzut sumienia Maksa Eberla i całej Borussii Mgladbach. Zupełnie się na nim nie poznano, a to przecież kawał piłkarza jest.
— Tomasz Urban (@tom_ur) August 10, 2022
Real Madryt to jednak Real Madryt
Real Madryt to nie Manchester City, którego charakterystyczną cechą jest dominacja przez większą część meczu. Tu w ważnych meczach takie podejście można by było traktować wręcz jako niespodziankę. „Królewscy” Ancelottiego są zespołem grającym bardzo inteligentnie. Często stawiają oni w najistotniejszych starciach na celowe oddawanie pola gry. W taki sposób zresztą przeszli wszystkich napotkanych przeciwników w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów.
Kiedy każdemu wydaje się, że rywale „Królewskich” mają spotkanie pod całkowitą kontrolą, geniusz indywidualny decyduje o przebiegu meczu. Tym razem zrobiła to czwórka Kroos – Benzema – Casemiro – Alaba. Kolejność nie jest przypadkowa. Zawodnicy ci po kolei podawali sobie piłkę po rzucie rożnym w polu karnym, a ostatni z nich umieścił futbolówkę z kilku metrów w bramce, nie dając żadnych szans Kevinowi Trappowi.
⚽ 37' | 1-0 | ¡GOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL de @David_Alaba! #SuperCup | #FIFA23
— Real Madrid C.F. (@realmadrid) August 10, 2022
Co potem? Zmęczeni Niemcy słabli, a Real miał wszystko, aby podwyższyć wynik – siłę, jakość i już gorzej grającego rywala. Mecz mijał, druga połowa się rozpoczęła, a z minuty na minutę „Królewscy” wychodzili coraz wyżej. Raz jednak mylili się w rozegraniu, a w innych przypadkach golkiper Eintrachtu skutecznie interweniował. Czy to znaczy, że Real grał tylko do przodu? Nie. W swoim stylu zapraszał rywala coraz wyżej i wyżej, aby stworzyć w ich dobrze ustawionej defensywie lukę. Dobry pomysł, a co najważniejsze, wykonanie.
Nowi zawodnicy
Choć zarówno Carlo Ancelotti, jak i Oliver Glasner od pierwszych minut postawili na zestawienie ze „starą gwardią” z poprzedniego sezonu, nie brakowało również graczy, którzy zasilili zespół w jeszcze trwającym okienku transferowym.
- W Eintrachcie pojawiła się na boisku nawet trójka takich piłkarzy. Chodzi o Mario Goetze, Randala Kolo Muaniego, a później Lucasa Alario. Wszyscy zostali wprowadzeni przez trenera w jednym prostym celu – aby dać potrzebną świeżość i dodatkową siłę ofensywną. Czy to się udało? Nie. Szczególnie zawiódł mistrz świata z 2014 roku. Kompletnie niewidoczny w starciu z piłkarzami rywali. Pozostała dwójka także rzadko bywała przy piłce. Coś próbowali, ale podań do nich (do przodu) praktycznie nie było.
- Real również postawił na duet „nowych” w zmianach. Aurelien Tchouameni i Antonio Ruediger. Ich rola była jednak nieznaczna. Weszli na zaledwie pięć minut, gdy wynik był już przesądzony.
🔁 @ToniRuediger ↔ @DaniCarvajal92#SuperCup | #FIFA23 pic.twitter.com/jSo8XnL7fh
— Real Madrid C.F. (@realmadrid) August 10, 2022
Benzema
Krótki tytuł akapitu, ale dłuższego właściwie nie trzeba. Każdy obrońca, który słyszy nazwisko Benzema, pewnie ma strach w swoich oczach. Jest to zawodnik, który w poprzednim sezonie był absolutnie najlepszy na świecie. Gdyby plebiscyt Złotej Piłki był rozstrzygany dzisiaj, inny wynik niż zwycięstwo 34-latka byłby traktowany jako swego rodzaju skandal. Nieporównywalnie najlepszy w piłce klubowej, ale również w reprezentacyjnej. Na każdej płaszczyźnie radzi sobie doskonale i to samo było w przypadku dzisiejszego starcia w Helsinkach. To on wykonał ważne podanie przy pierwszej bramce, ściągając również przy tym uwagę obrońców z Davida Alaby. Drugiego gola zdobył on sam.
Najskuteczniejsi strzelcy w historii Realu Madryt:
1️⃣. 🇵🇹 Cristiano Ronaldo- 450 goli
2️⃣. 🇫🇷 Karim Benzema- 324 gole
3️⃣. 🇪🇸 Raul- 323 goleWIELCY 👑 pic.twitter.com/4VxH9EQT77
— Transfery Piłkarskie (@Transfery_) August 10, 2022
Defensywa Eintrachtu znana jest ze swojego stabilnego ustawienia, jednak Benzema to Benzema – maszyna nie do pokonania. Dalej nic się nie zmienia. Ten gol jest dla niego szczególny. W rywalizacji strzelców wszech czasów Realu Madryt Francuz wskoczył na drugie miejsce. Wyprzedził Raula, a przed nim jest tylko Cristiano Ronaldo
Bardzo dobrze napisany artykuł.