Ponowne przyjście Carlo Ancelottiego do Madrytu dla wielu wydawało się być dużym zaskoczeniem. Oczekiwano innego szkoleniowca niż zdobywca legendarnej La Decimy. Początek sezonu pokazał jednak, że ten projekt ma sens. Real Madryt wyglądał naprawdę bardzo dobrze, szczególnie w drugich połowach. Coś się jednak zmieniło.
Real Madryt od zawsze kojarzony jest z legendarnymi remontadami. Na Bernabeu podobno unosi się duch równie legendarnego Juanito, który w sercach madridistas zawsze będzie słynął z cudów, jakich dokonywał w końcówkach spotkań. W tym sezonie takie remontady również się zdarzyły.
Jednak przydarzyły się też bardzo głupio tracone gole w ostatnich minutach meczów. Często wynikało to już z braku koncentracji albo zwyczajnego zmęczenia zawodników. Czasami jednak błędy były konsekwencją zwyczajnej ludzkiej głupoty, która każdemu może się przytrafić.
Jeśli przyjmiemy, że końcówka meczu to ostatni kwadrans plus doliczony czas gry, wyjdzie nam, że Real Madryt w tym sezonie mimo wszystko więcej w tym czasie zyskał, niż stracił. Bilans prezentuje się następująco: dziesięć goli strzelonych, pięć straconych. Gdyby „Królewscy” potrafili „zabijać” mecze, bramki stracone w ostatnich minutach nie byłyby problemem, a jedynie ciekawostką statystyczną.
Real odrabiający
Gdy trzeba chwalić, to chwalimy, gdy trzeba ganić, to ganimy. Z „Los Blancos” w końcówkach meczów jest jak w grach losowych. Nigdy nie wiesz, jaki Real Madryt akurat tym razem wylosujesz. W tym sezonie Real już trzykrotnie odrabiał straty w ostatnim kwadransie spotkania. Dwukrotnie udało się wygrać, a raz „Królewscy” zdobyli jeden punkt. Były to mecze z:
- Levante w La Liga,
- Valencią w La Liga,
- Interem Mediolan w Lidze Mistrzów.
Szczególnie mecz z Levante należał do tych najbardziej szalonych. Kibice klubu ze stolicy Hiszpanii na pewno zapamiętają go na długo, tak samo neutralni fani La Liga. To było prawdziwe partidazo, o jakim mogliśmy tylko pomarzyć. Główną rolę po stronie Realu wówczas odegrał Vinicius i był to zwiastun świetnego początku sezonu w wykonaniu Brazylijczyka. Pokaz boiskowej magii i skuteczności.
CUDOWNE wykończenie Viníciusa Júniora! 😎#lazabawa 🇪🇸 pic.twitter.com/p8dvRMrs2b
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) August 22, 2021
Tego gola można oglądać bez końca. Tak jak występy Viniciusa w tym sezonie. Również „Vini” uczestniczył w następnej ligowej remontadzie i był jej głównym architektem wspólnie z Karimem Benzemą. Duet Vinicius – Benzema poprowadził Real do odrobienia strat na Mestalla i przegonienia Valencii. Obaj zaliczyli gola i asystę w tym meczu, a Real jeszcze w 66. minucie przegrywał 0:1. Gole z 86. i 88. minuty pokazały charakter i zawziętość drużyny Carlo Ancelottiego.
Podobnie było w Lidze Mistrzów. Real mierzył się z Interem Mediolan na San Siro. Od początku oczywistym było, że nie będzie to dla „Królewskich” spacerek. Tak też w rzeczywistości się stało. Gol na 1:0 dla „Los Blancos” to akcja zmienników. Asystował Eduardo Camavinga, a strzelał Rodrygo. W 89. minucie ten duet zabił marzenia Interu o zdobyciu trzech punktów w starciu z faworytem grupy.
https://www.youtube.com/watch?v=cFQjtuJpkko
Jest nad czym popracować
Podobnie jak w przypadku pozytywnej twarzy Realu, tak i w tym negatywnym sensie zobaczyliśmy „Los Blancos” w meczu z Levante. W pierwszej połowie tego spotkania Real Madryt wyraźnie górował nad swoim przeciwnikiem, ale nie potrafił tego przypieczętować większą liczbą zdobytych bramek. „Królewscy” na przerwę schodzili z wynikiem 1:0, a spokojnie mogli prowadzić 3:0. Gdyby nie zabrakło im instynktu killera, nie mielibyśmy do czynienia z tak szaloną końcówką.
Z kolei mecz z Sheriffem Tyraspol w ramach Ligi Mistrzów na pewno przejdzie do historii (przynajmniej mołdawskiego zespołu). Nikt nie zakładał, że ekipie gości uda się strzelić na Bernabeu gola, tym bardziej dwa. Już absolutnie nikt nie zakładał zwycięstwa Sheriffa w starciu z europejskim potentatem. Sheriff gola dającego trzy punkty zdobył w 90. minucie meczu. Bernabeu zamarło, brak krycia przed bramką Courtois dał możliwość oddania zabójczego strzału zawodnikowi przyjezdnych. Bolesna porażka.
Ostatnie spotkania Realu Madryt zgodnie kończą się wynikiem 2:1 dla „Królewskich”. Tak było zarówno w El Clasico, jak i meczach z Elche oraz Rayo Vallecano. „Los Blancos” zgodnie we wszystkich trzech spotkaniach tracili gola w ostatnim kwadransie. Fakt, żaden nie spowodował straty punktów, ale na pewno wprawiał Carlo Ancelottiego w zaniepokojenie.
Gol stracony przeciwko FC Barcelona to klasyczny przykład rozprężenia i pewności zwycięstwa jeszcze przed końcowym gwizdkiem. Mogło się wydawać, że każdy z zawodników Realu w tej akcji zagrał na tzw. „pół gwizdka”. Bramka stracona z Elche to indywidualny „popis” Casemiro, który na długo zapadnie w pamięć pewnie także jemu samemu. Gol dla Rayo to zbitka geniuszu Falcao i zgubienia koncentracji przez defensywę „Los Blancos”.
***
Real Madryt i Carlo Ancelotti muszą popracować głównie właśnie nad koncentracją w końcowych fragmentach meczów. Dziś to nie boli tak bardzo, ale może przyjść mecz, w którym ten gol zadecyduje o tytule.