Wczoraj Real Madryt pokonał Villarreal 2:1 i dzięki temu po raz 34. został mistrzem Hiszpanii. Pod tym względem „Królewscy” nie mają sobie równych na własnym podwórku. Podopieczni Zidane’a w wielkim stylu powrócili po tej wymuszonej przerwie i wykorzystując słabość odwiecznego rywala – FC Barcelony po trzech latach zgarnęli najcenniejsze trofeum. Jak wyglądała droga piłkarzy z Madrytu do tego pucharu?
Poprzedni sezon w wykonaniu „Los Blancos” był po prostu bardzo średni. Duży wpływ na to jak wyglądała gra Realu miało odejście Cristiano Ronaldo. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać jak ważną, wręcz fundamentalną postacią przez wiele lat dla klubu był Portugalczyk. Jego brak oraz niestabilna sytuacja na ławce trenerskiej sprawiły, że madrytczycy zakończyli kampanię 2018/2019 bez żadnego pucharu i tylko na trzecim miejscu. Dla takiego zespołu jest to po prostu dramat.
„Królewscy” byli w stanie permanentnego kryzysu. Na boisku nic im nie wychodziło. Porażki w lidze, w konsekwencji czego stracili szanse na mistrzostwo, odpadli z Ligi Mistrzów, fiasko w Pucharze Króla. Przegrywali na każdym froncie. Nawet powrót Zinedine’a Zidane’a, który miał miejsce w marcu ubiegłego roku niczego nie zmienił. Francuz otrzymał od Florentino Pereza, który od początku zdawał sobie sprawę, że ten sezon pójdzie na zmarnowanie, jedenaście prób (meczów ligowych), aby sprawdzić kogo potrzebuje, a kogo nie w swoim zespole. Jedenaście sprawdzianów, które miały być fundamentem pod kolejny sezon.
Kampania na miarę mistrzostwa
Ze względu na zaistniałą na świecie sytuację obecne rozgrywki toczone były w trzech częściach. Początek sezonu w wykonaniu podopiecznych Zidane’a był przeciętny, bowiem po 10. kolejkach mieli zaledwie 19 punktów. W tym czasie wygrali tylko pięć meczów, cztery zremisowali i raz przegrali – z Mallorcą, która dziś jest już pewna spadku do Segunda Division. Ramos i spółka jednak mieli szczęście, bo żadna drużyna wtedy nie była w takiej dyspozycji, która pozwoliłaby im – kolokwialnie mówiąc – odjechać od reszty stawki.
Ścisk w tabeli La Liga panował do mniej więcej 13. kolejki. Po rozegraniu trzynastu spotkań między pierwszym zespołem (FC Barceloną – 26 oczek, Real miał tyle samo), a piątym (Realem Sociedad) były tylko trzy punkty różnicy. Z czasem sytuacja zaczęła się klarować. „Duma Katalonii” i „Królewscy” wyraźnie wysunęli się na prowadzenie i pewne stało się to, że mimo przeciętnego początku obu tych drużyn, po raz kolejny walka o tytuł rozstrzygnie się pomiędzy tymi klubami. Nadzieja na przełamanie duopolu umarła.
W styczniu Real Madryt był bezbłędny. Wygrał osiem meczów z rzędu, ale w różnych rozgrywkach. Z Getafe, Sevillą, Realem Valladolid i Atletico w lidze, Unionistas i Realem Saragossa w CdR oraz z Valencią i Atletico w Superpucharze Hiszpanii. Piłkarze z Madrytu byli w formie, ale jak się okazało była to cisza przed burzą. Luty i początek marca w ich wykonaniu był słaby. Przegrana z Realem Sociedad w Pucharze Króla, w konsekwencji czego „Królewscy” stracili szansę na puchar, później dwie porażki ligowe – z Levante i Realem Betis (w ostatniej przed pandemią kolejce), a do tego mecz z Manchesterem City. W międzyczasie był remis z Celtą Vigo i zwycięstwo z FC Barceloną.
Przeplatali słabe spotkania tymi lepszymi. Gdyby nie przerwa podyktowana koronawirusem mogliby jeszcze trochę tych punktów stracić, a tak po powrocie po trzech miesiącach wrócili perfekcyjnie przygotowani. I to pod każdym względem, zarówno mentalnym, jak i fizycznym. Byli wyrachowani, pragmatyczni i skuteczni. Dzięki temu na ostatniej prostej tego sezonu minęli odwiecznego rywala i na kolejkę przed końcem tej kampanii zapewnili sobie 34. tytuł mistrzowski. Dziesięć zwycięstw z rzędu – a seria może zostać przedłużona o jeszcze jeden mecz – robi wrażenie.
Jednakże nie każdy mecz po pandemii w wykonaniu Realu Madryt był perfekcyjny, ale po tym poznaje się silną drużynę. Nawet jak im się nie układało, jak chociażby w starciu z Granadą, czy Realem Sociedad, gdzie w końcówce spotkania – po zejściu Sergio Ramosa – byli przyciśnięci do muru potrafili wygrywać. Idę o zakład, że „Królewscy” z lutego nie raz i nie dwa potknęliby się w tej trzecie części sezonu. Byli wtedy w mocno średniej dyspozycji (mini kryzysie), dlatego śmiało można stwierdzić, że jeśli dla kogoś ta wymuszona przerwa była na rękę, to właśnie dla zespołu Zidane’a.
Co pozwoliło im wygrać?
Zwróciłbym uwagę na dwa aspekty. Po pierwsze na defensywę. Odejście takiego lidera formacji ofensywnej jakim był Cristiano Ronaldo spowodowało brak goli, które gwarantował Portugalczyk. Należało wtedy przedefiniować sposób gry Realu Madryt, ale tego nie zrobiono. Dopiero w obecnej kampanii, francuski szkoleniowiec klubu ze stolicy Hiszpanii postanowił położyć zdecydowany nacisk na obronę. I jak widać opłaciło się. Madrytczycy stanowili monolit w grze defensywnej, a Thibaut Courtois zamurował dostęp do bramki. Pod tym względem „Królewscy” dorównali rywalowi zza miedzy, którzy to od czasu przyjścia Diego Simeone słynną ze skutecznego bronienia.
W 37. meczach Real stracił zaledwie 23 gole. Pod tym względem to najlepszy wynik w XXI wieku. Wcześniej piłkarze „Los Blancos” byli tak skuteczni w grze obronnej w sezonie 1968/1969. Stracili wówczas 21 bramek. Wtedy jednak rozegrano 30 spotkań. Zizou wykonał ze swoimi podopiecznymi tytaniczną pracę, która zaprocentowała triumfem w ligowej batalii.
Drugi czynnik, to przygotowanie do gry po restarcie. Trener przygotowania fizycznego – Gregory Dupont bardzo dobrze wykonał swoją pracę. Specjalista, który wcześniej pracował w reprezentacji narodowej Francji, m.in. podczas ostatnich mistrzostw świata, ma ogromne doświadczenie. Dobrze przygotował Francuzów na wymagający turniej w Rosji i równie dobrze poradził sobie z zawodnikami „Królewskich” w tej ostatniej fazie La Liga, gdzie trzeba było w sumie grać średnio co trzy, cztery dni. Chyba w ani jednym spotkaniu po pandemii nie było widać po podopiecznych Zidane’a, że odcięło im prąd i nie mają siły na dokończenie 90. minut gry.
Ciekawostki
Real Madryt zdobył mistrzostwo Hiszpanii po raz 34. w swojej historii i siódmy raz w XXI wieku. Ponadto 23 razy zajmował drugie miejsce na podium i dziewięciokrotnie trzecie. To najbardziej utytułowany klub w kraju. Wcześniejsze mistrzostwa zdobywali w następujących latach:
‼️ENHORABUENA REAL MADRID‼️
🏆1932
🏆1933
🏆1954
🏆1955
🏆1957
🏆1958
🏆1961
🏆1962
🏆1963
🏆1964
🏆1965
🏆1967
🏆1968
🏆1969
🏆1972
🏆1975
🏆1976
🏆1978
🏆1979
🏆1980
🏆1986
🏆1987
🏆1988
🏆1989
🏆1990
🏆1995
🏆1997
🏆2001
🏆2003
🏆2007
🏆2008
🏆2012
🏆2017
🏆2020 pic.twitter.com/xM4jnBLO2K— MisterChip (Alexis) (@2010MisterChip) July 16, 2020
Thibaut Courtois to nie tylko najlepszy bramkarz tego sezonu La Liga, który wpuścił najmniej goli i zachował – na tę chwilę – najwięcej czystych kont. Jest to również drugi zawodnik w całej historii Primera Division, który zdobył mistrzostwo Hiszpanii zarówno z Atletico Madryt, jak i Realem Madryt. Jako pierwszy takiej sztuki dokonał Jose Luis Perez-Paya.
#OJOALDATO – @thibautcourtois es el SEGUNDO jugador en TODA la historia de La Liga que gana el título con el Atlético de Madrid y con el Real Madrid. Iguala a José Luis Pérez-Payá que completó ese doblete en 1954. pic.twitter.com/hgTXVgrgqY
— MisterChip (Alexis) (@2010MisterChip) July 16, 2020
Jak słusznie zauważył znany hiszpański statystyk MisterChip Zidane’a, jako szkoleniowiec wygrał wczoraj z „Królewskimi” jedenasty puchar. A tego wszystkiego dokonał zaledwie w 209. oficjalnych spotkaniach na ławce trenerskiej, co daje jeden puchar na 19 rozegranych meczów. Francuz zatem może pochwalić się rewelacyjną średnią, a my zostawimy Was z następującym pytaniem. Czy Zizou, to najlepszy trener w historii Realu Madryt?