W ostatnim sobotnim spotkaniu 25. kolejki Premier League Tottenham bezbramkowo zremisował z Aston Villą. Gospodarze przeważali przez cały mecz, jednak to nie wystarczyło im do zwycięstwa.
Nieco w cieniu derbów Merseyside odbył się inny sobotni hit pomiędzy Tottenhamem i Aston Villą na White Hart Lane. Mecz był bardzo ciekawy, o wiele lepszy piłkarsko niż derby Liverpoolu. Spotkanie w Londynie obfitowało w bardzo dużo strzeleckich okazji i groźnych sytuacji zarówno pod jedną i drugą bramką.
Od pierwszych minut inicjatywę przejęli gospodarze. Tottenham na przerwę mógł schodzić już z przewagą kilku goli. Nieskuteczność piłkarzy z północnego Londynu sprawiła, że Crouch, Modrić, Huddlestone, King ani Defoe nie potrafili pokonać świetnie dysponowanego bramkarza Aston Villi, Brada Friedela. Trudno powiedzieć, co bardziej przeszkodziło podopiecznym Harry’ego Redknappa w zdobyciu bramki, pech czy właśnie dobra postawa bramkarza gości. Kiedy zdawało się, że tym razem piłka wpadnie do siatki, wtedy jak spod ziemi wyrastał nagle Friedel i jakimś cudem wybijał futbolówkę.
W drugiej połowie mecz był równie ciekawy. „Koguty” przyćmiły swoim ogromem szans na zdobycie gola okazje Aston Villi. „The Villans” kilka razy groźnie atakowali na bramkę Eurelho Gomesa, ale gospodarze znacznie częściej zatrudniali golkipera rywali. Tottenham jeszcze mocniej dążył do zwycięstwa. Wszystkie błędy defensywy „The Villans” ponownie naprawiał Friedel i tak po raz kolejny strzały Defoe, Croucha, Modricia czy Huddlestone’a nie były mu groźne. Ostatnie dwa kwadranse rozgrywane były już praktycznie tylko na połowie gości. Niedokładność Tottenhamu wręcz raziła.
Do końca tego spotkania Tottenham oddał 27 strzałów, ale żaden z nich nie znalazł drogi do bramki Brada Friedela. Wydaje się, że misja „The Villans” została wykonana całkiem nieźle – jeden cenny punkt i czyste konto, to może cieszyć trenera gości, Martina O’Neilla.