Sezon w Hiszpanii powoli dobiega końca, a wciąż nie znamy dwóch z trzech spadkowiczów. O następny sezon w La Liga cały czas walczą: Getafe, Sporting Gijon i Rayo Vallecano. Właśnie podopieczni Paco Jemeza, którzy przez cały sezon zachwycali swoim przywiązaniem do ofensywy, po pięciu latach mogą pożegnać się z Primera Division.
Rayo to dziwna drużyna. Podobnie jak połowa ekip w La Liga jest budowana w oparciu o wypożyczenia i transfery po najniższych kosztach, ale mimo to Paco Jemez potrafił w Vallecas skonstruować bardzo ciekawy projekt. Powiedzmy po prostu, że drużyna z przedmieść Madrytu nie przykłada zbyt dużej wagi do obrony. Ba, niektóre mecze „Franjirrojos” wyglądają tak, jakby tej obrony po prostu nie było, a trener wystawiał na boisko dziesięciu ofensywnych piłkarzy. W efekcie czego Rayo w tym sezonie nie trafiło do bramki rywali tylko w ośmiu spotkaniach, mimo że przegrali ich łącznie 18.
Sam Jemez przed spotkaniem z Realem wypowiedział słowa, które idealnie podsumowują grę jego zespołu:
– Kiedy Bóg rozdawał ludziom mózgi, trafił mi się raczej mały, ale kiedy rozdawał jaja, dostałem największą parę.
Nie ulega wątpliwości, że trzeba mieć „cojones”, decydując się na tak radykalną taktykę w jednej z najbardziej ofensywnych lig świata. Efekt jest taki, że drużyna z Estadio De Vallecas ma w tym sezonie więcej strzelonych goli niż czwarty Villarreal czy ósma Malaga. Inna sprawa to umiejętne wyciąganie wniosków w wypadku meczów, w których ta taktyka po prostu zawodzi. Czy Jemez takie wnioski wyciągnął? Cóż, za odpowiedź niech posłuży grafika pokazująca stracone przez Rayo bramki:
Jeśli ktoś zastanawiał się jeszcze, jakim cudem Rayo Vallecano jest na przedostatnim miejscu, to warto nadmienić, że mają najwięcej straconych goli w lidze, bo aż 72, co daje średnio dwie stracone bramki na spotkanie, choć trzeba pamiętać, że ten wynik znacząco wywindowały w górę takie mecze jak z Realem Madryt (2:10) i z Barceloną (1:5 i 2:5). Ostatnia ligowa porażka z Realem Sociedad sprawiła, że piłkarzom poważnie w oczy zajrzało widmo spadku. Jednak wbrew logice kibice zapewniają, że w takiej sytuacji Rayo czuje się najlepiej, gdyż może grać to, co wpaja im Jemez, a więc grę do przodu, z pasją i zaangażowaniem.
http://www.dailymotion.com/video/x3jakk7_real-madrid-10-2-rayo-highlights-hd-24-7_sport
Indywidualnie „Vallecanos” nie wyglądają wcale tak tragicznie, jak wskazywałaby na to pozycja w tabeli. Fakt, już któryś sezon z rzędu drużynę ciągnie 35-letni Roberto Trashorras, ale poza kapitanem swoją cegiełkę dokłada strzelec 11 goli – Javi Guerra – i grający za jego plecami Jozabed. Nawet Brazylijczyk Bebe, uznawany za najgorszy transfer sir Alexa Fergusona, nie może mówić o kiepskiej kampanii w barwach ekipy z Vallecas.
Szkoda by było stracić tak barwną drużynę jak Rayo Vallecano tym bardziej, że ten sezon był dla nich również przełomowym nie tylko od strony czysto sportowej. To oni w końcu zaprezentowali La Liga pierwszego w jej historii Chińczyka – Zhang Chengdonga, to oni jako pierwsi w Hiszpanii odważyli się poprzeć środowisko homoseksualne, umieszczając tęczę na swoich strojach, a także założyli klub filialny Rayo OKC w Stanach Zjednoczonych. Zespół zaczął wchodzić w erę globalizacji i spadek z La Liga na pewno by im w tym nie pomógł.
Przyszłość Paco Jemeza również stoi pod znakiem zapytania. Hiszpan zwołał na środę specjalną konferencję prasową, a oficjalny powód takiej decyzji nie jest znany. Po cichu mówi się jednak, że w wypadku spuszczenia klubu do Segunda Division charyzmatyczny trener poda się do dymisji.
Paco Jemez calls a Press conference but neither #Rayo nor his agent know what he'll say: https://t.co/UllmYL3BiY pic.twitter.com/5f6NAOz6xM
— Football España (@footballespana_) May 10, 2016
Ostatni mecz sezonu Rayo zagra z pewnym spadkowiczem – Levante. Jeśli „Franjirrojos” chcą zapewnić sobie utrzymanie, muszą osiągnąć korzystny wynik i liczyć na to, że Getafe i Sporting Gijon nie wygrają swoich spotkań. Zapowiada się zatem niezwykle interesująca końcówka sezonu nie tylko na górze, ale i w dole tabeli La Liga.